Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wang Zeng Yi. Król z Chin będzie podbijać Białystok

Wojciech Konończuk
Wojciech Konończuk
Nie ukrywam, że było zainteresowanie ze strony innych klubów, ale Dojlidy okazały się najbardziej konkretne
Nie ukrywam, że było zainteresowanie ze strony innych klubów, ale Dojlidy okazały się najbardziej konkretne Adrian Kuźmiuk
Wang Zeng Yi, czyli po swojsku Wandżi, jest nowym zawodnikiem Dojlid Białystok - klubu, który właśnie awansował do superligi. Przenosząc na grunt piłki nożnej można powiedzieć, że do naszego miasta trafi ktoś klasy Roberta Lewandowskiego

Kurier Poranny: Jak trafiłeś do Polski?

Wang Zeng Yi: To był zupełny przypadek. W wieku 18 lat, kiedy przebywałem w ośrodku tenisowym, postanowiłem skończyć karierę i pomóc rodzicom, którym było wówczas bardzo ciężko. W rodzinnym mieście Tiencin spotkałem na ulicy swego trenera i powiedziałem mu o tym. Ten oznajmił, że ma dla mnie bardzo dobrą propozycję wyjazdu, właśnie do Polski. Uznałem, że zarobione w Europie pieniądze pomogą bardziej rodzicom. No i przyjechałem tutaj, a przecież równie dobrze mogłem trafić do Niemiec, Austrii czy Słowacji.

Znałeś wcześniej nasz kraj?

Nie będę koloryzował, że tak, bo nic o Polsce nie słyszałem. Oprócz tego, że Polakiem był słynny Andrzej Grubba.

Nie żałujesz, że trafiłeś akurat do naszego kraju?

Ani trochę. W Polsce bardzo mi się podoba, od wielu lat mam obywatelstwo i to jest moja druga ojczyzna.

Nawet imię i nazwisko masz spolszczone, bo wszyscy mówią do Ciebie Wandżi. A podobno Wang po chińsku znaczy „król”. Czy masz w żyłach królewską krew?

Kto wie (śmiech). Nie można jednak z tego wyciągać daleko idących wniosków, bo Wangów w Chinach jest więcej niż Polaków w ogóle. Ale przyzwyczaiłem się już dawno do Wandżiego i lubię, gdy się mnie tak nazywa.

Jak wspominasz początki pobytu w naszym kraju?

Było ciężko, nawet bardzo ciężko. Trafiłem do Gdańska. Miasto było bardzo ładne, ludzie mili, ale brakowało mi rodziny, kolegów. Tutaj wszystko było inne. Miałem dużo chwil zwątpienia, ale postanowiłem nie ustępować. Wkuwałem po treningach polskie słówka, bo uznałem, że znajomość języka bardzo mi pomoże. Dobrze, że pod względem sportowym doceniono mnie, chociaż i tutaj początek nie był łatwy.

Dlaczego?

W ośrodku tenisowym trafiłem na słynnego Leszka Kucharskiego. On akurat kończył karierę, ja zaczynałem. Powiedział mi, że przez 20 dni, a na tyle miałem wizę, mam nie przegrać żadnego pojedynku. Pamiętam, że byłem bardzo zestresowany, ale rzeczywiście, nie przegrałem z nikim i zostałem.

I dobrze się stało, bo twoje sukcesy sportowe mogą przyprawić o zawrót głowy. Ale chyba masz talent do języków, bo mówisz bardzo czysto po polsku.

Moje serce bije w połowie po polsku, lubię hymn, który jest bardzo wyrazisty. Mam polską żonę, córkę Sarę, dom we Wrocławiu, a po zakończeniu kariery wiążę właśnie z tym krajem dalsze plany życiowe.

Podobno te plany, to muzyka. W wywiadach przyznajesz, że bardzo lubisz Lady Pank, szczególnie piosenkę „Zawsze tam, gdzie ty” i Dżem. A może założysz kapelę metalową, bo jesteś fanem takich formacji, jak Scorpions i Metallica?

Ha ha, miałem takie marzenia, ale to już raczej przeszłość. Owszem, gram amatorsko na gitarze, ale do zawodowców mi bardzo daleko. To raczej hobby. Chcę za to w przyszłości otworzyć tutaj szkołę nauki tenisa stołowego i kształcić polską młodzież.

Masz talent do ping ponga, muzyki, ale także kuchni. Wolisz dania polskie czy chińskie?

Lubię jedne i drugie. Polska kuchnia bardzo mi odpowiada. Jem z apetytem zupy, flaki, golonkę, pierogi, a nawet tatar. Ale najbardziej lubię makaron i chętnie go przyrządzam na różne sposoby.

W Polsce nie jest czasami łatwo żyć obcokrajowcowi. Nie spotkałeś się u nas z nietolerancją?

Bywały takie przypadki. Czasami ktoś zaczepiał mnie na ulicy, był agresywny i chciał trenować na mnie sztuki walki, że potrafi to lepiej od Chińczyków. Ale nie reaguję na takie zaczepki i nie szukam kłopotów.

Znalazłeś za to miłość.

Tak, Żonę Anię poznałem w pociągu. W przedziale rozmawiałem z kolegą po chińsku, a ona siedziała obok i zapytała mnie potem, jaki to był język. Poprosiłem ją o numer telefonu, umówiliśmy się na kawę i tak się wszystko zaczęło. Jesteśmy teraz szczęśliwym małżeństwem i mamy wspaniałą córkę Sarę.

Nie tęsknisz za Chinami?

Mimo że w młodości żyliśmy wszyscy w maleńkim mieszkanku, które miało 12 metrów kwadratowych i było bardzo ciężko, to wspominam dobrze Chiny i bywam tam praktycznie co roku. Moi rodzice też bywali w Polsce, spodobał im się kraj i ludzie. Podkreślają ich otwartość. Podobają im się też nasze święta, lubią serwowane wówczas potrawy.

Gdybyśmy mieli podczas naszej rozmowy wymieniać wszystkie twoje sukcesy sportowe, to zajęłoby to dłuższą chwilę. Pojawia się pytanie: dlaczego podpisujesz kontrakt z Dojlidami Białystok, które są nowicjuszem w superlidze?

Nie ukrywam, że było zainteresowanie ze strony innych klubów, ale Dojlidy okazały się najbardziej konkretne. Ten klub ma w kraju bardzo solidną opinię, a znam też dobrze z gry w Odrze występującego tu Menga Zhena. Miasto też nie jest mi obce. Bywałem tu z okazji różnych występów indywidualnych, na przykład mistrzostw Polski. Białystok jest w porządku. To wszystko sprawiło, że zdecydowałem się.

Wkrótce będziesz reprezentować Polskę na Igrzyskach Olimpijskich w Rio de Janeiro. Co możesz osiągnąć w Brazylii?

Indywidualnie będzie bardzo ciężko, bo konkurencja jest ogromna. Ale drużynę mamy bardzo mocną i powiem wprost, że po cichu liczę na medal. Wiele będzie zależeć od losowania, ale jeśli nie trafimy za szybko na Chiny lub Japonię, to jestem dobrej myśli.

Byłeś kiedyś w Ameryce Południowej? To nie jest raczej kontynent słynący z uwielbienia dla tenisa stołowego.

Nigdy nie byłem w Brazylii i to jest jakieś zagrożenie, bo bardzo źle znoszę zmiany stref czasowych i klimatycznych - dłużej niż inni przechodzę aklimatyzację. Wiem to szczególnie po podróżach z Polski do Chin i z powrotem. Mam jednak nadzieję, że będzie dobrze, a forma sportowa też będzie w Rio wysoka.

W związku z igrzyskami i zmianą barw klubowych chyba nie masz zbyt wiele czasu na wakacje?

Niestety, to prawda. Już 30 czerwca w Cetniewie, a potem w Ostródzie będą obozy przygotowawcze i nie mam zbyt wiele czasu dla najbliższych. Ale takie jest życie sportowca.

Teraz kciuki będzie za ciebie trzymać jeszcze więcej kibiców, bo przybędzie ci fanów z naszego regionu. Przecież wystąpisz już jako podlaski olimpijczyk.

Cieszę się i mam nadzieję, że wypadnę dobrze. A potem zapraszam wszystkich na mecze Dojlid w superlidze.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny