O barze Wrzos i jego krwawej historii sprzed ponad dekady Łukasz Niewiński dowiedział się od kolegi. Namawiał, by koniecznie pojechali na nocne „zwiedzanie”. Mówił, że podobno we Wrzosie wciąż straszy duch jednego z zamordowanych w brutalny sposób właścicieli. Że spadają przedmioty. Tak duch zabrania obcym wstępu.
- Wrzos miał być naszym pierwszym niemilitarnym urbexem. Pojechaliśmy w ciągu dnia. Normalnie zwiedziliśmy górę i dół. Nic się nie działo. Miejsce totalnie opuszczone - opowiada Łukasz Niewiński.
Zwyciężyła chęć przeżycia przygody, bo o to też przecież w urbexach chodzi. Nieustraszona ekipa wróciła w nocy.
- Z latarkami obeszliśmy górę. Idziemy do piwnicy. Szedłem jako pierwszy, dosłownie postawiłem krok na progu i w Wyszkach zaczęła wyć syrena pożarowa. Uciekliśmy stamtąd, bo nie widzieliśmy, czy to nie przez nas. Potem okazało się że był pożar w okolicy. Następnej nocy wróciliśmy. Chcieliśmy obalić mit o duchach - śmieje się Łukasz. - I rzeczywiście, zwiedziliśmy wszystko bez problemu. Grozą powiało w drodze powrotnej. Nagle w czasie jazdy przed samochód wybiegł nam dzik. Nie przeżył zderzenia. My wyszliśmy cało.
Ekipę Urbex OPOD, bo o nich mowa, tworzy czwórka przyjaciół: Łukasz Niewiński, Mariusz Filim, Anna Sonta i Diana Turowska, która na co dzień studiuje w Lublinie. Reszta mieszka i pracuje w Bielsku Podlaskim.
Urbexem, czyli fachowo „urban exploration” (eksploracją miejską), na poważnie zainteresowali się jakieś półtora roku temu. Najpierw pojechali do Wilczego Szańca w Gierłoży. Czuli niedosyt. Bo to taka eksploracja z przewodnikiem. Pojawiły się kolejne - jak oni to nazywają - miejscówki.
- Szukamy miejsc, które są opuszczone, zdewastowane, staramy się tam wejść, porobić ciekawe zdjęcia. To stare fabryki, zakłady, opuszczone szpitale, bunkry, tunele. Im trudniej dostępne, tym lepiej dla nas - uśmiecha się Mariusz Filim.
A takich nie brakuje. Dla dobrej miejscówki są w stanie przejechać pół Polski. Opuszczone ZNTK w Poznaniu, cukrownie i garbarnia w Lublinie, szpital psychiatryczny i stary dworek w Otwocku, poniemieckie bunkry w Mamerkach, Osowiec. To tylko niektóre zdobyte miejsca na ich liście.
- Co zrobiło na nas największe wrażenie? - zastanawia się Łukasz.
- MRU! - odpowiada szybko i dość tajemniczo Anna.
Ekipę Urbex OPOD znajdziesz również na ich stronach internetowych:
facebook.com/urbexopod
opodurbex.blogspot.com
Zaraz chłopaki wyjaśniają: MRU, czyli Międzyrzecki Rejon Umocniony, za Poznaniem.
- To podziemna sieć tuneli, która liczy ponad 30 kilometrów i obiekty wojskowe nad ziemią. Fortyfikacje zbudowali Niemcy przed wojną - opowiada Łukasz.
- Byliśmy tam z przewodnikiem, tunele robią niesamowite wrażenie. Za miesiąc jedziemy już sami. Mamy zamiar tam nocować! - Anna nie może się już doczekać tej wyprawy.
Miejsca do eksploracji znajdują głównie w internecie, na Facebooku. Dzielą się nimi z innymi urbexowiczami z kraju. - Ale zasada jest prosta: oni nam coś dają do zobaczenia, my musimy się odwdzięczyć tym samym - wyjaśnia Łukasz.
W urbexie obowiązuje jeszcze inna, naczelna zasada: „take only pictures, leave only footsteps”. To oznacza, że eksploratorzy powinni pozostawić miejsce tak, jak je zastali.
- Z urbexów nic nie można zabierać do domu. Niczego nie niszczymy, nie kradniemy, robimy tylko zdjęcia - podkreśla Anna.
A bywa różnie. Niektóre zakłady są kompletnie puste. Beton i powybijane okna. - Ale są takie miejsca, jak np. ZNTK w Poznaniu, gdzie zostało wszystko: dokumenty, faktury, pieczątki, wyposażone laboratorium. Bardzo fajne zresztą. Jak tam jechaliśmy, strasznie chcieliśmy zobaczyć dwa prototypowe wagony, które tam budowali, a które miały jeździć po torach wąskich, jak i szerokich. Zobaczyliśmy - mówi Łukasz.
Czy to, co robią Anna, Mariusz i Łukasz jest legalne? - Jak najbardziej nie - Mariusz kręci głową z uśmiechem.
Urbexowicze twierdzą, że nawet jeśli jest na budynku tabliczka z zakazem wstępu, to są w stanie się obronić przed oskarżeniem o wejście na teren prywatny tym, że miejsce nie było dostatecznie zabezpieczone.
- Wystarczy dziura w siatce i już jesteśmy kryci - uważa Łukasz. - Jak nie ma żadnych tabliczek, tym lepiej.
Żądni przygód bielszczanie potwierdzają, że urbex nie jest bezpiecznym hobby. Zwłaszcza jeśli eksploruje się nieprzewidywalne bunkry i kanały. - Podstawą są latarki i zapas baterii. Kaski? Zakładamy je tylko na motor - mówi wprost Mariusz.
- Taa... Może jeszcze powinniśmy nałożyć odblaskowe kamizelki? - Łukasz śmieje się głośno.
Jakie plany ma ekipa Urbex OPOD? Mekką wielu urbexowiczów jest Prypeć. Ekipa z Bielska też planuje wyjazd na Ukrainę, ale najpierw zbadają „polski Czarnobyl”.
- Chcemy odwiedzić Pstrąże, niedaleko Wrocławia. To poradzieckie opuszczone miasto. Tego miejsca nie ma na mapach. To stare koszary wojskowe. Są bloki-widma, cała infrastruktura. Będą emocje, bo to teren wojskowy. Nie można ot tak sobie tam wejść. Szanse są małe, ale urbexowicze się tam dostają. My też na to liczymy - nie ukrywa Mariusz Filim.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?