Niektórzy twierdzą, że już sama podróż do Tykocina jest wyzwaniem. Najpierw trzeba jechać fatalną ósemką, później jedną z dwóch lokalnych dróg, z których żadna - niestety - na miano "dobra"nie zasługuje.
Ale wytrawny turysta i obieżyświat nie do takich poświęceń jest gotowy, żeby zobaczyć na własne oczy perłę baroku, najstarszy i najpiękniejszy zespół urbanistyczny historycznego Podlasia. Profesor Stanisław Herbst, historyk, nazwał kompozycję przestrzenną Tykocina dalekim tchnieniem Placu Świętego Piotra w Rzymie.
Takie informacje znaleźć można w krótkim przewodniku po Tykocinie i w opisie uzupełniającym mapkę gminy Tykocin - jedynych materiałach, jakie turysta może otrzymać w punkcie Informacji Turystycznej, dla której niewielki kącik znalazł się w budynku Urzędu Miejskiego w Tykocinie.
Tutaj niczego nie brakuje
Tak twierdzi Agnieszka Kopczewska z Informacji Turystycznej. Uważa, że wystarczająca jest i baza gastronomiczna, i baza noclegowa Tykocina.
- Proszę pani, a czy nie można dogadać się z księdzem proboszczem, żeby kościół był na co dzień otwarty? Przecież obok synagogi to najważniejszy zabytek Tykocina, z połowy XVIII wieku.
To chyba pytanie z gatunku trudnych. I bez odpowiedzi. Żeby zobaczyć kościół, trzeba po prostu pilnować godzin nabożeństw. Szkoda. Bo na pewno wielu przyjezdnym nie udało się zobaczyć wnętrza kościoła w Tykocinie.
Jak mówi Agnieszka Kopczewska, w skali roku miasteczko odwiedza około 80 tysięcy turystów. Mniej więcej jedna czwarta z tej liczby to turyści zagraniczni - najczęściej z Izraela i z diaspory.
W jeszcze większe zakłopotanie wprawia panią Agnieszkę kolejne pytanie:
- Czy jest nadzieja, że Tykocin jakoś wykorzysta swoje walory inne niż piękne widoki i kilka zabytków?
Czy nie można tu zrobić jakiegoś kąpieliska, przystani, wypożyczalni kajaków?
- Z tego, co wiem, nie ma takich planów. Podobno mają powstać bulwary spacerowe nad rzeką, ale nie wiadomo kiedy.
Mówią o mnie pieniacz
Kiedy o Tykocinie zaczyna mówić Tadeusz Świętorzecki z Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Tykocińskiej, temperatura rozmowy od razu rośnie.
- Żal mi tego miasta, które przy odpowiednim podejściu lokalnych władz mogłoby mieć rangę taką jak Kazimierz nad Wisłą. Co z tego, że latem odbywa się tu kilka cyklicznych imprez, które przyciągają trochę ludzi. Po sezonie miasto jest martwe.
Ale szczególnie boli Świętorzeckiego fakt, że nikogo nie obchodzi stan unikalnej zabudowy miasteczka.
- Wystarczy rzut oka na zabytkowe domy, otaczające rynek. Ktoś obił swoją połowę sidingiem, ktoś otynkował na kolorowo. Ktoś inny pokrył dach blachodachówką, a jeszcze ktoś blachą ocynkowaną. Poza tym od lat postulujemy, żeby zabytkowe centrum Tykocina wyłączyć z ruchu. Już w latach 70. ubiegłego wieku profesor Wiktor Zin przedstawił propozycję wybudowania lokalnej obwodnicy. Nikt nie podjął tego tematu. I wciąż ciężkie samochody dostawcze jeżdżą po granitowej kostce. A gdyby nie było tu ruchu samochodowego, rynek w Tykocinie mógłby ożyć, jak to się stało w Białymstoku.
Tadeusz Świętorzecki śmieje się, że już dawno u przedstawicieli lokalnych władz zyskał sobie opinię pieniacza i oszołoma, wymyślającego niestworzone rzeczy.
- Zamiast myśleć o stworzeniu z Tykocina perełki kulturalnej i turystycznej, tutejsi samorządowcy stawiają na sport. Ale i to im nie za bardzo wychodzi. Nowe boisko miało być uroczyście oddane do użytku dwa tygodnie temu, ale podobno były jakieś błędy już na etapie projektu i obiekt dalej jest nieczynny.
Tejsza ma się dobrze
Nie bez przyczyny koza to w dawnej tradycji żydowskiej symbol powodzenia i dostatku. Kto miał kozę, ten z głodu nie umarł.
W jidysz koza to tejsza. I tak właśnie nazywa się restauracja w podziemiach domu talmudycznego, tuż obok synagogi.
W Tejszy serwują dania kuchni żydowskiej - ale bez certyfikatu koszerności - i regionalnej. Turystów kuszą egzotyczne nazwy, znane najczęściej z literatury: czulent, kugel, cymes.
- Teraz jest tu cisza, nic się nie dzieje. Ale przez sezon letni mamy tylu klientów, że dzięki Tejszy możemy nieźle żyć przez cały rok - śmieje się właścicielka restauracji.
W pobliżu działa od niedawna nowy lokal - Villa Regent. Jeszcze za wcześnie, żeby mówić o powodzeniu lub jego braku. Ktoś, kto w Villi Regent odpowiada za promocję, padł jednak ofiarą stereotypu, że w Tykocinie wszystko musi się kojarzyć z żydowską tradycją. Przed drzwiami Villi Regent stoi gipsowa (a może plastikowa) figura żydowskiego karczmarza, który zaprasza gości na karkówkę regenta. Kto wie, może nawet koszerną.
Alumnat to restauracja i hotel. Administratorem obiektu jest dawny proboszcz, obecnie ksiądz kanonik z Tykocina. Odbywają się tu konferencje, kursy - wtedy i pokoje są zajęte, i w restauracji nie brakuje klientów. Latem też jest pod tym względem nieźle. A po sezonie - tak jak w całym Tykocinie. Pusto i cicho.
Hanna Gładysz, plastyczka i właścicielka Galerii Arte, w której można kupić i chińskie błyskotki, i autentyczne dzieła sztuki, przez osiem lat była radną.
- Miałam mnóstwo pomysłów, i co z tego. Nawet nie chce mi się dziś o tym gadać. Ale Tykocin trzeba ratować. Pomóżcie nam.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?