Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tu stali się ludźmi

Julita Januszkiewicz
- Jest bardzo fajnie.  Mamy wiele zajęć. W kuchni pijemy herbatę, gotujemy i pieczemy ciasta.  A najbardziej podoba nam się robienie wiklinowych koszyków - podkreslaja zadowoleni Kasia, Piotr i Adam
- Jest bardzo fajnie. Mamy wiele zajęć. W kuchni pijemy herbatę, gotujemy i pieczemy ciasta. A najbardziej podoba nam się robienie wiklinowych koszyków - podkreslaja zadowoleni Kasia, Piotr i Adam Fot. Julita Januszkiewicz
Warsztaty to jest to. Niepełnosprawni znaleźli tutaj przyjaciół, pomoc i opiekę. Poczuli się śmielsi i weselsi. A przede wszystkim zapomnieli o swojej chorobie i smutku.

W Rzącach, gmina Sokoły stoi duży budynek. Jeszcze kilka lat temu mieściła się szkoła podstawowa. Z roku na rok uczęszczało coraz mniej dzieci. Dlatego nie było innego wyjścia. Szkołę należało zlikwidować. A budynek z dnia na dzień popadał w ruinę. Ale szybko znaleziono pomysł na zagospodarowanie pustostanu.

Zamknięci w czterech ścianach

W grudniu 2006 roku powstały Warsztaty Terapii Zajęciowej. Codziennie uczęszcza tu pięćdziesiąt, w różnym wieku, niepełnosprawnych osób. Przyjeżdżają nieraz z odległych miejscowości, z powiatu białostockiego, bielskiego, zambrowskiego i wysokomazowieckiego.

Placówka jest wyposażona według nowoczesnych standardów, czyli dostosowana do potrzeb osób niepełnosprawnych.

Jeszcze do niedawna podopieczni Warsztatów byli zamknięci w czterech ścianach rodzinnych domów, a przede wszystkim bardzo samotni i wręcz odrzuceni przez środowisko. Bo na wsi, gdzie większość z nich mieszka, z akceptacją kalectwa, ułomności bywa bardzo różnie.

Od kiedy uczęszczają na zajęcia terapii ich życie bardzo się zmieniło. Na pozór w ośrodku nic wielkiego się nie dzieje. Przychodzi grupka chorych. Pogadają, pośmieją się. To codziennie wydarzają się tam wielkie sprawy. Niepełnosprawni, bowiem uczą się tu jak żyć, radzić sobie, bo przecież dla nich to nie jest rzecz tak prosta i oczywista. Uczą się jak radzić sobie ze swoją chorobą. I jak mimo przeciwności losu mieć przyjaciół i czuć się w pełni wartościowymi ludźmi. Kasia

Zaglądamy do jednej z pracowni. Jest bardzo przyjemnie. Na ścianach wiszą kolorowe ozdoby, różności. To wszystko dzieła podopiecznych Warsztatów.

Z magnetofonu płynie muzyka. Jest głośno. Słychać radosne śmiechy i rozmowy. Na środku stoi długi, szeroki stół. Na nim leżą różnokolorowe bibuły, wiklina, klej, kolorowe flamastry...

Wokół siedzi kilka osób. Z zapałem przygotowują swoje robótki. Wycinają, sklejają....

Kasia Matelska na razie w ręku ma bibułę i nożyczki, ale niebawem w jej wyobraźni powstaną różne cuda i cudeńka. Dziewczyna właśnie przygotowuje ozdoby wielkanocne.

Chętnie zgadza się na rozmowę z nami. Nie wygląda na swoje 28 lat. Drobna, filigranowa. Bardzo skromna. Nosi okulary. Od urodzenia jest niepełnosprawna. Ma problemy z chodzeniem.

- Jest bardzo fajnie. Wszystko tu lubię. Mamy wiele zajęć. W kuchni pijemy herbatę, gotujemy i pieczemy ciasta. A najbardziej podoba mi się robienie wiklinowych koszyków - uśmiecha się. - A co najważniejsze mam tu wielu przyjaciół. Nasi opiekunowie też są bardzo mili.

Kasia nie może się doczekać kolejnego dnia, kiedy znów przyjedzie na zajęcia, spotka się ze swoimi koleżankami. Dotychczas jak mówi siedziała w domu. Teraz już o szóstej nad ranem wstaje i szykuje się na zajęcia: - Następnie przyjeżdża samochód i zabiera nas - opowiada.

W domu już jest o 14. Ale jak mówi nie nudzi się. Musi pomóc w domu, tacie, który do niedawna pracował jako taksówkarz. Teraz jest na emeryturze. Rodzeństwo jest już na swoim. Brat wyemigrował do Anglii. A siostra mieszka w Radomiu.

Adam

Adam Raciborski wyplata z wikliny koszyk. Będzie duży i ładny, bo przecież ma pomieścić ozdoby wielkanocne.

Adam jest trochę nieśmiały. Ma 32 lata i charakterystyczny głos. Taki trochę nawet dziewczęcy.

Peszy się, gdy zadajemy mu pytania. Przyjeżdża tutaj od początków istnienia Warsztatów.

- Zanim trafiłem tutaj, pracowałem przy zakładaniu szamb, wylewałem betony w oborach - mówi.

Do czasu, kiedy dowiedział się w gminym urzędzie, że w Rzącach "coś" takiego istnieje.

Postanowił spróbować, czyli przyjść tutaj. Nie żałuje. Zajęcia szybko spodobały się Adamowi. Wystarczyło kilka dni, by poczuł się lepszy, potrzebny.

- W domu bym się zanudził. Atmosfera jest bardzo przyjazna. Porobiłem już koszyki. I te kratki... - pokazuje z dumą ozdoby, które wiszą na ścianach. - Jeden dzień i porobione. Gotujemy też zupy. Ale ja dopiero zaczynam się uczyć - cieszy się.

Widać, że to co dla nas - zdrowych ludzi wydaje się najprostszą rzeczą, dla niepełnosprawnych sprawia ogromną radość.

Adam mieszka na co dzień we wsi Drągi, tuż za Pęzami. Mimo choroby wie co to znaczy praca. Po powrocie z zajęć, pomaga w gospodarstwie. Rodzice są już starzy, a bracia żonaci.

Piotr

Obok Kasi siedzi dwudziestoletni Piotr Gnatowski. Jego życie niczym się nie różni od losów pozostałych podopiecznych. Jest niepełnosprawny umysłowo od urodzenia.

- Chodziłem do szkoły w Nurze. Ale sobie nie radziłem z nauką. Słabo się uczyłem. Potem z rodzicami i rodzeństwem przenieśliśmy się do Czyżewa - opowiada.

A tu.... Widać zdecydowaną poprawę. jest dużo lepiej:

- Nie nudzę się. Jest bardzo wesoło. Szkoda tylko, że zajęcia tak wcześnie się kończą... - mówi Piotr.

Adam

W pobliżu jest sala plastyczna. Też jest bardzo kolorowo. Na stole leżą wycinanki, bibuły, kredki, mazaki, pędzle... Niby nie wielkiego tu się nie dzieje. Podopieczni przygotowują wielkanocne bukiety, ozdoby, pisanki. Ale co najważniejsze dzięki takim, twórczym zajęciom łatwiej im się otworzyć, zwalczać lęki. Tu też mogą wyrazić swoje emocje i tak po ludzku pogadać o swoich problemach. Zwierzyć się.

Adam Łuczaj przed sobą ma kartkę, a na niej lepi różnorodne wzory z plasteliny. Przyjeżdża z Jabłoni Kościelnej, gmina Nowe Piekuty. Pamięta swój pierwszy dzień tutaj.

- Przyjechali do mnie z Piekut i zapytali czy nie miałbym ochoty tu przychodzić. Zgodziłem się. Pomyślałem, że nic nie stracę, a raczej zyskam. Pierwszego dnia trochę głupio się czułem. Nikogo przecież nie znałem - uśmiecha się.

Ale szybko się tu odnalazł. I rzeczywiście wiele zyskał: przyjaciół, pomoc, a przede wszystkim zrozumienie. Tu też może zapomnieć o chorobie. Jest przyjazny.

- Czuję się tutaj jak w domu. Podobają mi się opiekunowie. Mogę im powiedzieć co mi dolega... Zawsze zrozumieją, poradzą... - zamyśla się.

Przyzwyczaił się. Nie może sobie wyobrazić jakby to było gdyby nie mógł tu przychodzić.

- W domu jest nudno. A tu mamy wiele zajęć. Latem w ogrodzie sadzimy warzywa, kwiaty. W kuchni gotujemy - wylicza. I Adam garnie się do wszystkiego.

Marta

Marta Płońska porusza się na wózku. Od urodzenia choruje na porażenie dziecięce. W swym życiu wiele się nacierpiała. Podobnie jak jej znajomi z Warsztatów była zamknięta w "czterech ścianach". Jak mówi nie miała nawet z kim pogadać.

- Do szkoły też nie chodziłam. Nauczyciele nie chcieli uczyć mnie indywidualnie - żali się.

O tym, że istnieje taka placówka dowiedziała się w Centrum Pomocy Rodzinie: - Pani Basia, która do mnie przyjeżdżała załatwiła mi wszelkie formalności - dodaje.

Chociaż na Warsztaty uczęszcza dopiero miesiąc już widzi wielkie postępy. - Jest tu miła, swobodna, rodzinna atmosfera. Wszyscy są ze sobą zżyci. Nikt się nikogo nie wstydzi, nie krępuje. Lubię pana Huberta i panią Kasię. Odkryłam, że mam talent plastyczny. Uwielbiam malować - mówi zadowolona Marta.

Żartuje, że kiedy wraca do domu, to od razu idzie spać, chce by szybko nadszedł kolejny dzień. Dzień pobytu w Warsztatach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny