Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Trzyletnia Nikola poszła sama po lody i nie wróciłą na noc. A rodzice mogli o niej zapomnieć.

Alicja Zielińska
W 80 proc. przypadków rodzin, które trafiają do naszego stowarzyszenia, praca z nimi kończy się sukcesem. Sytuacja zostaje na tyle unormowana, że dzieci mogą wrócić do rodziców. U państwa S. takich starań nie widzimy.
W 80 proc. przypadków rodzin, które trafiają do naszego stowarzyszenia, praca z nimi kończy się sukcesem. Sytuacja zostaje na tyle unormowana, że dzieci mogą wrócić do rodziców. U państwa S. takich starań nie widzimy. Fot. Anatol Chomicz
Państwo S. są rodziną, która posiada poważne dysfunkcje - mówi Beata Mirska szefowa stowarzyszenia "Damy Radę". Trzyletnia Nikola na razie nie może mieszkać razem z rodzicami.

Z Beatą Mirską szefową stowarzyszenia "Damy Radę", rozmawia Alicja Zielińska

Obserwator: Kiedy w czerwcu zaginęła trzyletnia Nikola, okazało się, że jej rodzice nie wywiązują się dobrze ze swoich obowiązków wobec czwórki dzieci. Mówiła o tym cała Polska. Gdy sąd umieścił rodzeństwo w domu dziecka, w ich obronie stanęły media. Pani stowarzyszenie również. I udało się. Rodzicom dano szansę. Jednak Nikola, Filip, Marcin i Karolina znowu trafili do sierocińca. A Pani przyznała, po raz pierwszy w historii swojej pracy: Dobrze się stało, że te dzieci zostały zabrane.

Beata Mirska: Tak, ze smutkiem to potwierdzam. Państwo S. są rodziną, która posiada poważne dysfunkcje. Nie wynikają one z nadużywania alkoholu czy braku bezpośredniej opieki nad dziećmi. Dzieci mają co jeść, są ubrane. Natomiast oni są bardzo skonfliktowani. Powiedziałabym, w sposób przerażający.

Kłótnie i wzajemne pretensje absorbują ich na tyle, że zapominają, że w ich obecności znajdują się dzieci. Są tak skupieni na sobie, że żadne argumenty do nich nie trafiają, przestali się w ogóle kontrolować. Wymagają specjalistycznej terapii, sami sobie nie poradzą.

Obserwowałam tę rodzinę przez trzy miesiące i uważam, że ich problemy przerosły wszystko, co do tej pory widziałam. W placówce, gdzie ostatnio przebywali (ośrodek Fundacji Apostolstwa Eucharystycznego dla Dzieci Niepełnosprawnych "Dzieci Dzieciom" w powiecie wołomińskim - przyp. red.) dochodziło do scen dantejskich.

Artur S. zapewnia, że oboje z żoną chcą iść na terapię. Tylko niech ktoś im zorganizuje, bo jak się sam starał, to terminy wyznaczano im dopiero na styczeń.

- To nie jest prawda. Wiele razy im już proponowano terapię, ale nie skorzystali z tego. Trudno więc się dziwić, że ośrodki nie przyjmują ich teraz od ręki. Są jednak miejsca, gdzie mogą się zgłosić. Uważam, że terapia powinna zacząć się, po pierwsze, od unormowania stanu psychicznego pani Doroty. I ona była już umawiana na takie spotkania, ale na żadnym się nie pojawiła. W moim przekonaniu pan Artur do tej pory bardziej był zainteresowany tym, by posługiwać się swoją małżonką i dziećmi i wyłudzać pieniądze, niż żeby poddać ją terapii.

Może to przykład rodziny, której nie sposób pomóc?

- W swojej pracy spotykam wiele osób z różnymi problemami. Najczęściej rodzice tracą dzieci wskutek alkoholizmu, ale jeśli się do nich wyciągnie dłoń, to się starają, przytomnieją. Próbują coś zmienić w swoim życiu, podejmują leczenie, chodzą na terapię.

W 80 proc. przypadków rodzin, które trafiają do naszego stowarzyszenia, praca z nimi kończy się sukcesem. Sytuacja zostaje na tyle unormowana, że dzieci mogą wrócić do rodziców. U państwa S. takich starań nie widzimy.

A otrzymali przecież dużą pomoc.

- Właśnie. Warunki, jakie zostały im stworzone, to, można powiedzieć, gwiazdka z nieba. Po raz pierwszy udało nam się, jako organizacji, umieścić całą rodzinę - liczną, bo z czwórką dzieci - w ośrodku, a takich ośrodków dla bezdomnych jest bardzo mało.

Dostali mieszkanie, o jakich wiele osób może tylko pomarzyć. Dwa piękne, duże pokoje, z balkonami, z widokiem na las. Za darmo. Wyżywienie też. Mieli możliwość pracy na terenie ośrodka, za którą otrzymywali wynagrodzenie.

A jednak nie skorzystali z tego. Dlaczego? Bo ci ludzie nie potrafią poddać się rygorom jakichkolwiek praw społecznych, gdyż przez tyle lat prowadzili koczowniczy tryb życia i żyli z tego, co dali im ludzie i opieka społeczna. Zmieniali ciągle miejsca zamieszkania, w ciągu roku potrafili przenieść się po kilka razy.

Włosy stanęły mi dęba, kiedy usłyszałam, do czego posuwał się Artur S. On wynajmował samochód z wypożyczalni, wsadzał czwórkę dzieci, objeżdżał całą Polskę (a nawet Niemcy i Austrię) i wypraszał pieniądze wszędzie, gdzie się dało. U ludzi, instytucji, często u księży. Ma wielką inwencję w tym zakresie. Gdyby chociaż część z tej swojej aktywności włożył w pracę zawodową, to powodziłoby im się całkiem dobrze. Tymczasem on nie jest zainteresowany podjęciem stałego zatrudnienia.

Nie spodziewała się Pani, że to będzie taka rodzina?

- Cóż. Przyznaję, że nie. Trudno jednak zakładać z góry, że ktoś jest zły. Do każdego podchodzimy z zaufaniem, chcemy pomóc.

Czuje się Pani rozczarowana?

- O wielu rzeczach dowiedziałam się dopiero podczas rozprawy w sądzie o odebranie im praw rodzicielskich. Byłam zbulwersowana. Kiedy sąd przyznał im dzieci, przeprowadziłam z nimi bardzo stanowczą rozmowę, poinformowałam, że jeżeli nie zmienią swego trybu życia, to stracą dzieci.

Tak. Teraz jestem rozczarowana. Jest mi przykro. Przede wszystkim żal mi dzieci, bo są wspaniałe i zasługują na to, by mieć kochających rodziców i normalny, spokojny dom.

Mam tylko nadzieję, że przypadek rodziny S. nie wpłynie na naszą ogólną wrażliwość na problemy ludzi, którym trzeba pomóc. Jest mnóstwo sytuacji, kiedy dzieci są odbierane rodzicom z błahych powodów i nie powinny w żadnym razie trafiać do placówek opiekuńczych.

Mówiła Pani, że konieczna jest zmiana systemu opieki nad rodzinami niewydolnymi wychowawczo, że potrzebują one asystentów, którzy by im pomogli wyprostować życie.

- Rodzina S. jest takim przykładem. Tam problemy narastały latami i dysfunkcje pogłębiały się z każdym rokiem. A byli zdani na siebie.

Myślę, że gdyby zostali zdiagnozowani w początkowym stadium, kiedy zwrócili się do ośrodka pomocy rodzinie, i pracownik socjalny przydzieliłby im asystenta rodzinnego, to te wszystkie niekorzystne zmiany zostałyby wyłapane wcześniej.

Kurator nie wystarczy?

- Kurator ma zbyt dużo rodzin pod swoim nadzorem, by szczegółowo zająć się każdą z nich indywidualnie. A tego właśnie one potrzebują. Doradca, asystent prowadzi jedną, dwie rodziny. I wówczas jest w stanie skupić cały swój zawodowy czas tylko na ich sprawach. Staje się niemal członkiem tej rodziny, dopóki nie postawi jej na nogi.

Dla rodzin dysfunkcyjnych jest konieczne powołanie takich asystentów. Na pewno będą mniej kosztować państwo niż umieszczenie dzieci w sierocińcach, nie mówiąc o szkodach i stresach, na jakie są narażone dzieci, odbierane rodzicom.

Jak długo asystent miałby pod opieką taką rodzinę?

- To zależy o sytuacji, od problemów, jakie ma dana rodzina. W naszym stowarzyszeniu role asystentów rodzinnych pełnią wolontariusze i z dotychczasowych doświadczeń ich pracy wynika, że ten okres nadzoru trwa miesiąc, dwa, a bywa, że rok i dłużej. Niestety, kryzys, brak pieniędzy powoduje, że na razie takiego stanowiska jak asystent rodzinny nie ma.

Jak się zakończy sprawa rodziców Nikoli i jej rodzeństwa?

- Jestem przekonana, że jeśli pani Dorota podda się specjalistycznej terapii, to będzie w stanie wychowywać swoje dzieci. Ale musi się na to sama dobrowolnie zgodzić, bo nie jest to przymusowe. I przede wszystkim wytrwać. Tak samo jej mąż.

Jeżeli nic ze sobą nie zrobią, to dzieci nie powinny być im oddane, bo oni je zniszczą. Bardzo przykro mi to mówić, ale taka jest brutalna prawda.

Kolejna sprawa o pozbawienie praw rodzicielskich Doroty i Artura S. odbędzie się 3 listopada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny