Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Teatr przede wszystkim

Julita Januszkiewicz
"Bez teatru aktor zginie“ - mówi Maciej Mikołajczyk
"Bez teatru aktor zginie“ - mówi Maciej Mikołajczyk
Z aktorem Maciejem Mikołajczykiem rozmawia Julita Januszkiewicz

Kurier Łapski Pojawił się Pan w "Katyniu“ Andrzeja Wajdy. Można Pana zobaczyć w znanych serialach telewizyjnych. W jaki sposób Pan do nich trafił?

Maciej Mikołajczyk, aktor z Łap: Do seriali są różne drogi. Ja znam dwie: przez agencję i przez produkcję serialu. Pierwsza to agencja aktorska w której jestem. Dziewczyny dzwonią do mnie i zapraszają na różne castingi, albo z konkretnym zadaniem do wykonania - zagraniem epizodu bez castingu.

Drugi sposób jest taki, że ktoś z produkcji jakiegoś serialu przychodzi na przedstawienie do teatru, podoba mu się to co robi dany aktor, znajduje do niego kontakt i dzwoni, zaprasza na rozmowę.

Wrażenia z pracy w serialach są różne, tak jak różne są seriale. Czasami jest miło i przyjemnie, czasami nie. Zawsze jest różnie. Ekipy filmowe, czy serialowe to taka jedna rodzina, która przebywa ze sobą po 12, czasami 14 godzin na dobę. Każdy jest za coś odpowiedzialny. Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że potem, w telewizji to wszystko tak ładnie wygląda. Jest np. dwójka aktorów, którzy prowadzą ze sobą dialog. Widz nie wie, ile tam pod nogami leży kabli, że pod krawatem jest wpięty mikrofon, że nad głową wisi tyczka, że jest mnóstwo statywów, świateł, kamery, make-up itd. To ogromna machina. Czasami scenę robi się w godzinę, a czasami trochę dłużej. Byłem na planie filmu "Katyń“. Scena w kantynie wojskowej, po której Andrzej Chyra strzela sobie w głowę była kręcona cały dzień. Pan Wajda jest perfekcjonistą.

Czy spełnieniem Pańskich marzeń jest gra w popularnych serialach, a może angaż w teatrze?
Kiedyś marzyłem żeby być aktorem. Później dodałem słowo: dobrym, później zrozumiałem, że to za mało i dodałem: bardzo. Bardzo dobrym aktorem. Teatralnym przede wszystkim. Staram się do tego dążyć. Czwartego października mam premierę w Teatrze Polskim w Warszawie. Pracujemy nad "Wyzwoleniem“ Wyspiańskiego. Jest jeszcze spektakl muzyczny "mp3“ w Teatrze Montownia, gorąco przyjęty przez publiczność. Klaruje się coś następnego, ale nie chce zapeszać… Jestem w trakcie zdjęć do serialu "Glina 2“.

Z serialami jest tak, że dają sławę i dobre pieniądze. Sławny nie jestem, bo grywam w serialach sporadycznie. Na planie uczę się gry przed kamerą, która jest inna od teatralnej: bardziej oszczędna, bazuje na innych środkach. To miła praca za którą dostaje się dobre pieniądze. Młody aktor raczej nie powinien odrzucać propozycji, chyba, że ma ich naprawdę bardzo dużo. To zdarza się tylko nielicznym. Gdybym dostał dużą rolę w jakimś serialu prawdopodobnie bym ją przyjął. Jeżeli jednak przez parę lat miałbym grać tylko te jedną postać i nie robić nic więcej to wolałbym zapomnieć o całym tym aktorstwie i wyjechać gdzieś do głębokiej dżungli żyć z dzikimi…

Czyli urodził się Pan aktorem...
Miałem pięć lat. Mama zaprowadziła mnie na konkurs recytatorski "O złotą różdżkę dobrej wróżki“. To był mój pierwszy konkurs recytatorski. Ogromne przeżycie dla takiego małego chłopczyka, ogromny stres… i oczywiście adrenalina. Teraz tak myślę, że to właśnie przez tę adrenalinę, która jest przecież za każdym razem, przed każdym występem w teatrze, na estradzie, czy w filmie. Czasem mniejsza, czasem większa, ale zawsze. I nie jest to paraliż, a pobudzenie do działania. Wracając do pierwszego konkursu. Wygrałem eliminacje gminne. Przyszedł czas na wojewódzkie. Zajechaliśmy z mamą do Białegostoku dosyć wcześnie, prawie nikogo jeszcze nie było w Domu Kultury przy ul. Warszawskiej. Na scenie stały nagrody, a na samym środku taki duży różowy zegar. Miał przezroczystą tarczę i widać było cały mechanizm. W dodatku tykał bardzo głośno i to mnie jakoś do niego przyciągnęło. Wygrałem konkurs, dostałem zegar i z niecierpliwością czekałem na następne konkursy i występy. Postanowiłem, że zostanę aktorem. A zegar mam zawsze przed oczami w momentach kryzysu…

Rodzice wiedzieli od zawsze, od pierwszego konkursu. Mówiłem im o tym wciąż, a oni powtarzali, że "jeszcze sto razy mi się zmieni“… jednak się nie zmieniło. Nigdy nie protestowali. W końcu mama sama mnie w to wciągnęła.

Do pewnego czasu była moim pierwszym instruktorem. Bardzo dobrym i bardzo wymagającym, ale to dawało owoce. Jeździliśmy po całej Polsce. Gdyby nie mama, to nie wiem, czy byłbym teraz tu, gdzie jestem… Znajomi wspierali i wciąż wspierają. To bardzo pomaga.

Ale zawód aktora jest dosyć ryzykowny. Nie wiadomo czy pojawią się propozycje ról, praca. Na nazwisko trzeba ciężko pracować. Decydując się na takie studia, taki zawód, nie obawiał się Pan?
To jest wszystko bardzo dziwne. Czasami układa się tak, czasami inaczej. Nie ma absolutnie reguły. Trochę się bałem tego co będzie i oczywiście wciąż powstają w głowie różne pytania, ale na dobre nazwisko, którego nie zniszczy pierwsza lepsza wichura, trzeba na pewno długo pracować. Takim nazwiskiem na pewno jest Danuta Stenka, Janusz Gajos, Jerzy Radziwiłowicz, Anna Seniuk, Mariusz Benoit… Lata ciężkiej, rzetelnej pracy w teatrze. Bez teatru aktor zginie. Twarze w serialach zmieniają się jak w kalejdoskopie. Trzy lata ogromnej sławy i człowiek może zostać "wypluty“, bo jego twarz się "zużyła“… Brutalne reguły. Jeżeli ma teatr i jest dobry, przetrwa. Ciężko jest o pracę w zawodzie aktora. Młodych jest coraz więcej. Może robi się też coraz więcej seriali, czy spektakli, ale i tak dla wszystkich nigdy nie wystarczy. Znajomości, jak w każdej innej dziedzinie życia bardzo pomagają. Ja ich nie mam i na razie coś się układa, jest ruch. Czasami spoglądając na karierę mojej koleżanki z roku Marty Żmudy-Trzebiatowskiej chciałbym, żeby to wszystko szybciej się toczyło, ale zaraz potem słyszę miłe niemieckie zdanie: "Lassen wir uns überraschen“…

Katarzyna Cichopek nie skończyła studiów aktorskich a robi oszałamiającą karierę. Przypadki można mnożyć. Czy żeby być aktorem trzeba skończyć studia, a może wystarczy mieć w sobie to "coś“, talent?

Moim zdaniem sam talent nie wystarczy. Musi być na pewno, ale to za mało. Oczywiście, są aktorzy, którzy nigdy nie skończyli żadnej szkoły aktorskiej, ale są to albo np.: bracia Mroczkowie - którzy poza tańczeniem nie mają nic wspólnego z aktorstwem, albo są to naprawdę fachowcy, najlepsi z najlepszych. Takich jest garstka. Aktorstwo to rzemiosło, to zawód, którego trzeba się nauczyć. W teatrze amatorzy giną. Sprawdzają się natomiast w serialach, grając zawsze siebie, a pan Janusz Gajos, który jest niekwestionowanym autorytetem napisał przecież książkę: "Nie grać siebie“…

Czy trudno było się dostać do szkoły teatralnej? Niektórzy zdają wiele razy...
Do egzaminów przygotowywałem się praktycznie przez całą szkołę średnią. Jeździłem na konkursy recytatorskie i trzeba było mówić cały czas nowe utwory. Bardzo pomagał mi w tym Adam Karasiewicz, który był moim instruktorem, dobrym głosem. Wiele się od Niego nauczyłem. Jeździliśmy więc razem na konkursy. Oczywiście wygrywaliśmy. Grałem w przedstawieniach Adama. Też wygrywaliśmy. Przed egzaminami zebrałem teksty z tych wszystkich lat i byłem gotów. Balladę Mickiewicza "To lubię“ zrobiliśmy jeszcze w podstawówce. Mówiłem ją na egzaminach. Była moim asem…

Jak wyglądają studia aktorskie?
Studia aktorskie przypominają czasem trochę piekło, czasem więzienie, czasem Sodomę i Gomorę, czasem raj. Takie jest moje zdanie. Są bardzo ciężkie. Wymagają ogromnych poświęceń, dyscypliny, ciągłej aktywności… To są cztery lata intensywnego treningu ciała i umysłu. Łamanie złych nawyków, zaglądanie do ludzkiej psychiki, wystawianie na ciężkie próby. Z drugiej strony to w większości wspaniali ludzie: życzliwi, oddani, od kadry profesorów po panie woźne. W salach wydziału aktorskiego nie ma ławek i krzeseł. Każdy student traktowany jest indywidualnie. Jest coroczna szkolna Wigilia, studenci są zapraszani przez profesorów do swoich mieszkań. Zawsze jest czas na rozmowę, wymianę poglądów. Jest mnóstwo pięknych chwil, których nikt nie zapomni. Najmilej wspominam panią Annę Seniuk, która jest człowiekiem ogromnego serca, ma wspaniałe poczucie humoru, jest otwarta na studentów i traktuje ich tak, jakby byli jej dziećmi. Pomimo trudności to był piękny czas.

Czy studiowanie aktorstwa zmienia osobowość?
Na pewno na końcu tych studiów jest się innym człowiekiem niż na początku. Zostają wyrobione pewne instynkty, wskazany pewien sposób rozumienia zdarzeń, problemów itd. Aktor jest dużo bardziej wyczulony na to co się dookoła niego dzieje. Jednak pozostaje się tym samym człowiekiem, tylko pewne sprawy, niezbędne do uprawiana tego zawodu wyglądają troszeczkę inaczej. Jak to powiedziała jedna pani profesor : "Niektóre śrubki musimy wam poluzować, a niektóre dokręcić“.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny