Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Soce: Agroturystyka i perseidy przez lunetę, czyli Kraina Otwartych Okiennic

Janka Werpachowska
Leszek Długołęcki demonstruje teleskop. Wielu gości chętnie ogląda za jego pomocą nocne niebo nad miejscowością Soce.
Leszek Długołęcki demonstruje teleskop. Wielu gości chętnie ogląda za jego pomocą nocne niebo nad miejscowością Soce. Anatol Chomicz
Do nas przyjeżdżają tylko sympatyczni ludzie - zgodnie twierdzą Lidia i Leszek Długołęccy, właściciele agroturystyki we wsi Soce, leżącej w Krainie Otwartych Okiennic.

- Kiedyś miałam w Białymstoku kwiaciarnię, wcale nie myślałam o powrocie na wieś - mówi Lidia Długołęcka. - Ale kilka lat temu poczułam, że już duszę się w mieście. Ciągnęło mnie w rodzinne strony.

Pani Lidia urodziła się w Trześciance. Powiedziała mężowi, że chciałaby wrócić na ojcowiznę.

- Jeżeli mamy mieszkać na wsi, to na pewno nie w Trześciance - stwierdził pan Leszek. - Więcej ciszy i spokoju mamy w szeregówce na Bojarach.

No bo prawda - wieś Trześcianka, typowa ulicówka położona po obu stronach ruchliwej szosy Białystok - Hajnówka to nie jest wymarzone miejsce dla mieszczucha, który chce uciec na łono natury.

Zaczęli rozglądać się za czymś w okolicy. Dowiedzieli się, że gmina Narew sprzedaje działkę w Socach. Pojechali, obejrzeli, kupili.

Dom tylko na rozpałkę

- Nasz wymarzony dom miał być taki tutejszy, z drewnianych bali, z okiennicami - opowiada Lidia Długołęcka. - Podjęliśmy decyzję, że przeniesiemy na działkę w Socach autentyczną chałupę, którą na pewno gdzieś w okolicy uda się kupić.

Rzeczywiście, ktoś sprzedawał stary dom, w dobrym stanie - jak zapewniał.

- Mąż akurat nie miał czasu, a ja jestem w gorącej wodzie kąpana - śmieje się pani Lidia. - Chciałam już, natychmiast mieć swój dom. Pojechałam kupować.

Pan Leszek poinstruował żonę, jak sprawdzić, czy określenie "dobry stan" oddaje rzeczywistość. Że trzeba solidnie opukać bal po balu obuchem siekiery. Bo inaczej dźwięczy dom przeżarty przez korniki i spróchniały, a inaczej zdrowy, solidny.

- Moim zdaniem dom był w idealnym stanie - wspomina pani Długołęcka.

Ale kiedy rozłożona na czynniki pierwsze chałupa przyjechała na działkę w Socach, pan Leszek załamał ręce: - No to będziemy mieli najbliższej zimy najdroższy opał w całej wsi. Bo tylko do pieca to się nadaje.

Ale nie było tak źle. Jedną ścianę ze starego domu udało się wykorzystać - wokół niej wzniesiono całą konstrukcję nowego, drewnianego budynku. Jego kształt i proporcje są takie same, jak tego, który zakupiła pani Lidia. Są też charakterystyczne dla Krainy Otwartych Okiennic snycerskie zdobienia wokół okien. Zrobił je znany w tej okolicy rzemieślnik z Ciełuszek.

- A z pozostałych bali zbudowaliśmy budynek gospodarczy, nic się nie zmarnowało.

W dużej, drewnianej szopie leżą stłoczone, na razie bez ładu i składu, starocia skupowane w okolicznych wioskach: warsztat tkacki, na którym kilka pokoleń kobiet tkało samodziały i miejscowe chodniki-pasiaki, kołowrotki, kufry, maselnice, nożyce do strzyżenia owiec, końskie zgrzebła i Bóg wie, co jeszcze.

- Kiedyś tu urządzę takie mini muzeum - planuje pani Lidia. - Bo przecież dzisiaj większość ludzi nawet nie wie, do czego te przedmioty mogły służyć.

Kiedy osiedlali się w Socach, wcale nie myśleli o agroturystyce. Po prostu - to miało być ich miejsce na ziemi.

Ale zaczęli przyjeżdżać znajomi, rodzina. Każdy się zachwycał, jak tu pięknie. I trzy lata temu zapadła decyzja, że zaczną przyjmować gości. A że gospodarstwo leży w samym sercu zielonych płuc Polski, wymyślili nazwę Ecosoce.

Cztery pokoje przeznaczone są dla gości. Z trzech sypialni na górze wychodzi się do saloniku, w którym jest telewizor, wygodne kanapy. Jest też maleńki aneks kuchenny. Goście mogą tu zrobić sobie kawę, herbatę, podgrzać coś do jedzenia.

Na dole jest kuchnia z jadalnią. W kuchni króluje kaflowy piec, w jadalni kominek. A kiedy jest piękna pogoda, obiady je się na werandzie.

Pani sołtysowa

Agroturystyka Długołęckich stoi na skraju wsi. Parę kroków - i jesteś w lesie. A lasy w tych okolicach słyną z tego, że są naprawdę grzybowe. To raj dla tych, których pasją jest uganianie się za borowikiem czy czerwonogłówcem.

Przy wjeździe na posesję gości wita duży szyld Ecosoce. A na domu z daleka widać czerwoną tabliczkę: Sołtys.

- Miejscowi mówią na mnie sołtysowa - śmieje się pani Lidia. - Tłumaczę im, że to nieprawda, bo sołtysowa to żona sołtysa. A to przecież ja, nie Leszek, jestem sołtysem.

Mieszkańcy wsi w ciągu czterech lat, które Długołęccy tu przemieszkali, zdążyli dobrze poznać nową sąsiadkę. Musiała im zaimponować swoją energią, uporem i przedsiębiorczością. Podczas ostatnich wyborów zgłosili jej kandydaturę. Zgodziła się, nie bardzo wierząc, że odniesie sukces. A jednak pokonała poprzedniego sołtysa, który walczył o reelekcję.

W sezonie letnim i jesienią prowadzenie agroturystyki pochłania większość czasu.

- Mogę tu przyjąć dwanaście osób, czasami bywa więcej - opowiada Lidia Długołęcka. - Wtedy jest co robić. Sama gotuję, piekę ciasta, sprzątam, piorę. Zajęć wystarczy na całą dobę. Leszek mi pomaga w miarę możliwości, ale pracuje w Białymstoku, więc większość spraw związanych z domem w Socach jest na mojej głowie.

Najwięcej gości przyjeżdża z Warszawy. Ciągną też na Podlasie, skuszeni czystym powietrzem i nieskażoną naturą, mieszkańcy Śląska. Przewinęło się przez Ecosoce sporo wrocławian, poznaniaków.

- Ostatnio coraz częściej mam gości z Wybrzeża. Może uciekają przed zatłoczonymi w sezonie urlopowym nadmorskimi plażami - domyśla się gospodyni.

O dziwo - najmniej przyjeżdża tych, którzy mają najbliżej, białostoczan.

- Cudze chwalicie, swego nie znacie - śmieją się Długołęccy.

Soce: Na grzyby i na ryby

W Socach nie ma czego szukać urlopowicz, który lubi wypoczywać w tłumie wczasowiczów, a wieczorami odwiedzać bary i dyskoteki. Tutaj cisza aż dzwoni w uszach. Kiedy siedzimy na werandzie, słychać tylko ptaki i pobekiwanie owiec, które pasą się na graniczącej z posesją Długołęckich łące.

- Tam w dole płynie rzeczka Rudnia, która przedziela wieś - pokazuje pani Lidia. - Czysta, ale niestety, przed laty uregulowana, nie jest zbyt malownicza.

Rudnia wpada do Narwi. I właśnie nad Narew jeżdżą wędkarze goszczący w Ecosocach. To tylko pięć kilometrów. Warto je pokonać, bo jest prawie stuprocentowa gwarancja, że uda się złowić coś na patelnię.

- Nasze główne atrakcje to czyste powietrze, piękne lasy, zdrowa żywność - podkreśla Lidia Długołęcka. - Do nas przyjeżdżają ludzie, którzy tęsknią za prawdziwą naturą, chcą obcować z przyrodą. A tacy są przeważnie bardzo sympatyczni. Zaprzyjaźniamy się z nimi, chętnie tu wracają.

Akurat wyjechała grupa rowerzystów z Gdańska. Kilka dni mieszkali u Długołęckich. Robili stąd wycieczki rowerowe po okolicy.

- Tu są piękne, bezpieczne szlaki. I bardzo życzliwi, otwarci ludzie, którzy chętnie porozmawiają, opowiedzą o swojej wsi. Dla gości z Polski atrakcyjne są nasze stare cerkwie. Wracają z takich wycieczek naprawdę zauroczeni.

Domowa kuchnia i apteka

W kuchni pod powałą i w wielu miejscach dużego domu wiszą pęki aromatycznych ziół. Koło kaflowego pieca stoi kosz dopiero co zebranych roślin. Zaraz trzeba je będzie powiązać w pęczki i wysuszyć. Najlepiej na dworze, ale akurat leje, trzeba poczekać.

- Sama zbieram zioła, znam się na tym - pani Lidia o każdej z roślinek potrafi coś powiedzieć. - Wiem, która na co pomaga. Siebie też tak leczę.

Pani Lidia interesuje się ezoteryką, psychotroniką. Ma dyplom ukończenia białostockiego Studium Astropsychologii. Twierdzi, że umie rozpoznać, co dolega jej gościom. Wyczuwa bolączki nie tylko ciała, ale i duszy. Czasami oferuje swoją pomoc.

- Mam taką swoją metodę, to swoista psychoterapia. Piszę dla takiej osoby wiersz-przesłanie. Widzę, że niektórzy są naprawdę poruszeni, kiedy dostają ode mnie tych kilka zwrotek, w których odnajdują treści oddające ich problemy a jednocześnie będące wskazówką, jak sobie z nimi radzić.

Na działce wokół domu powstaje właśnie duża, drewniana altana. Robotnicy montują w niej ławy i stoły.

- Marzy mi się, żeby już w przyszłym roku przyjeżdżały tu dzieci w ramach zielonej szkoły - mówi Lidia Długołęcka. - Chciałabym opowiadać im o zdrowym stylu życia, o tym, jak żyć w zgodzie z naturą, jak się odżywiać, jak dbać o swoją kondycję fizyczną i psychiczną. Bo w tym szalonym, dzisiejszym świecie mamy coraz mniej czasu na taką refleksję. Dzieci też. Szkoła, zajęcia dodatkowe - a wolny czas przed komputerem albo telewizorem. Tutaj dowiedziałyby się czegoś o sobie, o otaczającej je przyrodzie.

Niebo gwiaździste nad nami

- To nie do opisania, jak pięknie jest tu nocą - rozmarza się pani Lidia. - Dosłownie ma się wrażenie, że rozgwieżdżone niebo otacza cię ze wszystkich stron. Takiego nieba nie widać w mieście.

Zainteresowani obserwacją nocnego nieba goście mogą skorzystać z teleskopu. To taki nowoczesny gadżet w tej oazie tradycji i życia w zgodzie z rytmem wyznaczanym przez przyrodę.

- Kiedy jesienią wyjadą ostatni goście, robi się tu pusto i cicho - mówi gospodyni. - A przecież zimą też jest u nas pięknie. I są kapitalne szlaki do uprawiania narciarstwa biegowego. Już się zdarzały pojedyncze osoby, zainteresowane zimowym pobytem w Ecosocach. Ale mogłoby ich być więcej. Byłoby weselej w domu.

Czytaj e-wydanie »Lokalny portal przedsiębiorców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny