Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słów kilka o majtkach Dody, polskich celebrytach i szansach Kasi Cichopek na prezydenturę

Adam Willma
Ogromna część celebrytów to gwiazdy jednego sezonu, po których ślad znika. Ale niektóre z tych gwiazdek, które najlepiej opanują umiejętność utrzymywania się na powierzchni, zostaną ikonami pokolenia, czy nam się to podoba, czy nie. I nie wykluczam, że taką ikoną stanie się pani na literę "D”.
Ogromna część celebrytów to gwiazdy jednego sezonu, po których ślad znika. Ale niektóre z tych gwiazdek, które najlepiej opanują umiejętność utrzymywania się na powierzchni, zostaną ikonami pokolenia, czy nam się to podoba, czy nie. I nie wykluczam, że taką ikoną stanie się pani na literę "D”. Fot. Wojciech Oksztol
Ja nienawidzę telewizji i nie znoszę mówić do kamery - mówi prof. Szlendak z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika - bo mam świadomość, że z tej 10-minutowej wypowiedzi pozostanie 30 sekund, po których wyjdę na idiotę. Na celebrytę.

Z prof. Tomaszem Szlendakiem, socjologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika rozmawia Adam Willma

Adam Willma: Jakie jest Pana zdanie w sprawie majtek Dody?

Prof. Tomasz Szlandak: A powinienem mieć zdanie?

Wszyscy mają.

- W sprawie pani, której imię zaczyna na się na "D" i liczy sobie cztery litery, nie mam żadnego stanowiska i nie zamierzam mieć.

Niech Pan nie udaje. Nawet Krzysztof Zanussi okazał publicznie podziw wobec inteligencji ich właścicielki.

- Skoro Krzysztof Zanussi ma stanowisko w sprawie Dody, to najwyraźniej coś się w świecie zmieniło. Prawdopodobnie zmiana zaszła w samym Krzysztofie Zanussim, który miałby ochotę dołączyć do zamkniętego kręgu osób, o których non stop mówi telewizja. Sam nie dysponuje majtkami, które mogłyby poruszyć opinię publiczną, jednak może skupić na sobie trochę uwagi dzięki pani na "D".

Celebryci niepostrzeżenie wdarli się do naszego życia. Kiedy uchyliliśmy im drzwi?

- Wbrew pozorom dość dawno. W pewnej mierze celebryci odpowiedzieli na naszą odwieczną skłonność do plotki, więc od czasu, kiedy masowo zaczęliśmy oglądać telewizję, interesujemy się, w co bohaterowie wizji się ubrali albo co zdjęli. Dziś przeciętny Polak spędza przed telewizorem 3,5 godziny dziennie. Jeśli dodać do tego godziny spędzone na internetowych serwisach plotkarskich, okaże się, że z bohaterami seriali spotykamy się częściej niż z członkami rodziny. Nic więc dziwnego, że nasze zainteresowanie przeniosło się na ich osoby.

Celebryci to oś skupiająca uwagę mniej więcej połowy Polaków i skutecznie zastąpili dawnych idoli czy jeszcze dawniejsze autorytety. Statystyczny oglądacz ma poczucie, że jest blisko związany z celebrytą, tyle że pan celebryta już tego poczucia nie ma. Miliony ludzi uważają ich za bliskich, sąsiadów, osoby dobrze znane. Mają odruchy, by powiedzieć "dzień dobry" na ulicy. Ludziom wydaje się, że świat celebrytów jest im dobrze znany. Ale to tylko kreacja.

Aż doszliśmy do momentu, w którym komentatorem podsumowującym życie Marka Edelmana w opiniotwórczym dzienniku jest tancerz z telewizyjnego show.

- Było jeszcze gorzej - proszę zauważyć, że samego Edelmana potraktowano jako celebrytę, w telegraficznym skrócie pokazując tylko tę część jego życiorysu, która nadaje się do scenariusza filmu sensacyjnego lub komiksu.

Celebryci tłumaczą nam świat. Czy dożyjemy czasów, w których gwiazda serialu zasiądzie w pałacu prezydenckim?

- Jeśli taka gwiazda wystąpi w tym wyścigu, będzie miała wielkie szanse.

Litości! Kasia Cichopek prezydentem?

- Może nie Kasia Cichopek, ale są pomiędzy celebrytami tacy, którzy mogliby powalczyć o taki urząd. Jaskółki takiego zjawiska już były - bez trudu do Sejmu dostali się uczestnicy "Big Brothera". Ten proces postępuje zresztą w dwie strony - również politycy starają się być celebrytami, bo bez tego nie mają szansy na zaistnienie w przestrzeni politycznej. Z drugiej strony, poszerza się grupa polityków, których kwalifikacje do uprawiania polityki są nie większe niż w przypadku celebrytów. Świat staje do góry nogami.

Podszczypuje Pan polityków, a tymczasem również naukowcy coraz chętniej wcielają się w rolę telewizyjnych gwiazdek.

- Tu jest pewien problem, bo do tej pory naukowcy tkwili w wieży z kości słoniowej i nie rozumiał ich nikt, łącznie z dziennikarzami. W tej chwili mamy do czynienia z odwrotnym zjawiskiem - uczeni zaczynają mówić językiem ludowych watażków. Słyszałem niedawno wypowiedź pewnego politologa, który stwierdził, że "teraz premier musi się skąpać we krwi swoich przyjaciół".

Jeśli ludzie z tytułami naukowymi zaczynają opowiadać takie rzeczy tylko po to, żeby w przyszłości za ciężkie pieniądze zostać doradcami polityków, to mamy kłopot. W pewnym stopniu to kamera wymusza takie zachowania. Mam wrażenie, że wielu polityków i ich doradców rozpoczyna dzień, rozważając jaką 40-sekundową wypowiedź sprzedać dziś do "Faktów". Do tego dochodzi syndrom uzależnienia - ludzie, którzy przywykli do obecności przed kamerą, odcięcie od telewizji odczuwają jako osobistą porażkę.

Pan również stał się postacią telewizyjną.

- Ale ja nienawidzę telewizji i nie znoszę mówić do kamery, bo mam świadomość, że z tej 10-minutowej wypowiedzi pozostanie 30 sekund, po których wyjdę na idiotę.

Na celebrytę.

- Właśnie. Na szczęście są inne sposoby dotarcia do ludzi. Jest Internet i prasa, w których można jeszcze pozwolić sobie na rozwinięcie myśli.

Kim jest wzorcowy celebryta?

- Cechami wspólnymi są próżność i izolacja. To jest społeczność żyjąca w getcie, nie wychodząca poza studio, chyba że do taksówki. Te osoby przesuwają się z jednego programu do drugiego, z serialu do show, z show do talk-show, a później jeszcze sprzedają swój wizerunek podczas nocnych imprez. W efekcie jest to grupa żyjąca w izolacji od normalnego świata. Problem polega na tym, że jeszcze do niedawna społeczne przyzwolenie na próżność dotyczyła jednostek wyrastających ponad przeciętność - choćby umiejętnością gry na instrumencie czy śpiewem.

Dziś celebrytą może zostać osoba niepotrafiąca absolutnie niczego, stają się nimi wydmuszki, w których, jeśli zeskrobiemy politurę makijażu, nie znajdziemy dosłownie nic. Być może - jak twierdzi Wiesław Godzic - celebryci są naszym odbiciem i nie powinniśmy reagować na nich moralną paniką.

W naszym stosunku do celebrytów uwielbienie miesza się ze złośliwością.

- To odwieczny odruch. Nie ma różnicy pomiędzy średniowieczną gawiedzią wyczekującą egzekucji wielmoża a telewidzami oglądającymi z satysfakcją upadek niedawnych idoli. Co ciekawe, uwielbiamy ścinanie głów celebrytom za grzechy, których sami się dopuszczamy. Jest w naszym stosunku do nich pomieszanie miłości z nienawiścią. Kreatorem tych emocji, z czego często nie zdajemy sobie sprawy, jest znowu telewizja.

Bo telewizja namaszcza na celebrytę i zrzuca ze sceny.

- Mam wrażenie, że pani Alicja Resich-Modlińska czy pan Miszczak mają poczucie bycia współczesnymi bogami, którzy są w stanie dowolnie ukierunkować emocje telewidzów. A za tym przekonaniem idzie, niestety, inne - że ta władza daje im prawo do wygłaszania radykalnych i kategorycznych twierdzeń na temat zdarzeń i osób. Wierzę, że ta władza zostanie telewizji odebrana.

Kto jest w stanie ją odebrać?

- Internet. Dzięki sieci i choćby swobodzie wymiany złośliwości ludzie nabierają dystansu do celebrytów, coraz bardziej dociera do nich, że mają do czynienia z ułudą, światem fikcyjnym.

Jak się uchronić przed majtkami Dody? Pana dziecko niebawem rozpocznie naukę w szkole i zażąda zeszytu z Dodą.

- Staram się uwrażliwić dziecko, że to, co dzieje się na ekranie, nie jest prawdziwym życiem. Siła perswazji rodzica jest oczywiście ograniczona, bo przecież większość otoczenia, z którym styka się dziecko, nie ma ideologicznych wątpliwości w stosunku do kultury konsumpcyjnej. Pociesza mnie fakt, że kultura rozwija się falami i jutrzejsi gimnazjaliści nie będą przypominać dzisiejszych. Nie mam wątpliwości, że czeka nas bunt wobec tej konsumpcyjnej rzeczywistości.

Ale na razie musimy się z obecnością celebrytów w naszym życiu pogodzić?

- Musimy, bo nie ma już miejsc, które byłyby od nich wolne. Możemy wyrzucić telewizor, przestać czytać gazety, ale celebryci i tak dopadną nas na ulicznych reklamach. I tak poznam panią Liszowską czy panią Samusionek, chociaż nie mam pojęcia, czym zajmują się te panie zawodowo, bo muszę wysłuchać swoich rodziców, znajomych, sąsiadów i dzieci, w życiu których te postacie się zalęgły. Jedyną ucieczką jest postawa ironisty i kpiarza, ale to również angażuje w medialny spektakl.

Co pozostanie po dzisiejszych celebrytach?

- Sporo, bo niemal każdy pisze bądź napisze w przyszłości swoją biografię (śmiech). Ogromna część celebrytów to gwiazdy jednego sezonu, po których ślad znika. Ale niektóre z tych gwiazdek, które najlepiej opanują umiejętność utrzymywania się na powierzchni, zostaną ikonami pokolenia, czy nam się to podoba, czy nie. I nie wykluczam, że taką ikoną stanie się pani na literę "D". Nie wykluczam też, że z czasem twórczość i wizerunek tej pani pokryje się patyną i za 30 lat będziemy wracać do niej z sentymentem, jako do symbolu lepszych czasów.

Proces schodzenia na psy kultury postępuje, o czym najlepiej świadczy fakt, że z sentymentem wracamy dziś do żałosnych piosenek Modern Talking, bo odkrywamy, że da się je zanucić. Czy potrafi pan zanucić choć jedną piosenkę pani na cztery litery?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny