Siberut: Indonezja. Wyprawa do krainy wymierających szamanów (zdjęcia)
W krainie szamanów
Czaszki zjedzonych małp trzyma się dla przebłagania ich duchów
Później było kilka dni marszu po dżungli, które - jak twierdzi sam Adam - prawie go złamało. Nic dziwnego. Trzeba było wędrować w wielkim upale, z pijawkami przyczepionymi do nóg. I dodatkowo z przewodnikiem, który co chwilę żartował, że chyba zgubił drogę. A na plecach nieść ciężki, około 20-kilogramowy plecak, w którym oprócz sprzętu fotograficznego i ubrań, Adam miał prowiant i podarki dla plemion.
- Uwielbiają palić tytoń - więc kupiłem im kilka kilogramów. Dodatkowo wziąłem też słodycze, bo bardzo je lubią. I to nie tylko dzieci, ale też starsi. A na wsypie ciężko je dostać - opowiada Adam.
Nigdy nie zapomni pierwszej nocy na wyspie Siberut. Obudziło go coś, jakby kot, który łasił się do jego nóg.
- Śpię zawsze z latarką czołówką na głowie. Włączyłem ją i zamarłem. Na nogach siedział mi wielki szczur. Rozmiarów prawie dorosłego kota. Cała pierwsza noc przebiegła w towarzystwie szczurów. Wtedy zrozumiałem dlaczego Siberut jest nazywane "Szczurzym gniazdem". W dzień na wyspie rządzą ludzie, a w nocy to królestwo szczurów.
Kiedy już udało się dotrzeć do plemienia Mentawai, a którym Adam miał spędzić najbliższych kilka dni, usłyszał od swojego przewodnika: "Pierwsza zasada jest taka, żebyś schował aparat i nie zachowywał się jak dziki turysta. Nie zapominaj nigdy, że jesteś gościem".