Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rolnicy: Unia trochę nam pomaga

Alicja Zielińska
Widać, że ta Unia trochę nam pomaga. Żeby tylko z cenami się poprawiło - mówi Jan Krawiel.
Widać, że ta Unia trochę nam pomaga. Żeby tylko z cenami się poprawiło - mówi Jan Krawiel. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Na Zachodzie, jak się czyta czy ogląda w telewizji, to rolnicy z nudów wymieniają maszyny, a u nas na części zamienne trzeba myśleć, skąd wziąć - mówią w Klimówce. Ale nie wszyscy.

Trzeba chcieć - mówi Jan Krawiel z kolonii Szymaki w gminie Kuźnica Białostocka.

Ma 20 hektarów ziemi własnej i 20 dzierżawi. Hoduje 16 krów. I pracuje jeszcze na kolei.

Z Klimówki do Kuźnicy Białostockiej 9 kilometrów, do Sokółki 15, do granicy z Unią niecały kilometr. - Początek tu czy koniec Europy? - pytaliśmy okolicznych mieszkańców w 2004 roku, kiedy Polska wstępowała do UE. Mówili różnie, więcej mieli obaw niż nadziei. Pojechaliśmy tam znowu, sprawdzić, co się zmieniło.

Jan Krawiel z kolonii Szymaki nie narzeka. Ma się czym pochwalić. Na podwórzu pług austriacki, prasa włoska, zasiewacz nawozów. I najnowszy nabytek. Ciągnik kubota, wyprodukowany w Osace.

- Japończyk - określa protekcjonalnie gospodarz. Bardzo dobra maszyna. 99 koni mechanicznych. Ma wszystko, co potrzeba. Klimatyzacja, regulowane siedzenie.

Oczywiście kabina oszklona, że wiaterek nie zawieje. A i jeszcze radio w środku, jak w samochodzie.

- Komfort taki, że szok. I pani by pojechała - zapewnia właściciel, kiedy pytam, jak się jeździ takim nowoczesnym traktorem.

Lekki, zwrotny, wygodny. Kosztował 151 tys. zł po starym kursie euro, a w tej chwili już 180 tys. zł.

Jan Krawiel przekręca gałkę radioodbiornika. Odpala silnik. I można jechać w pole.

- Do samej Unii - żartujemy.

- Ano tak - odpowiada.

Zaryzykował, ma nadzieję

Jan Krawiel jest jednym z niewielu rolników, którzy zdecydowali się sięgnąć po pieniądze w ramach projektu PROW 2007-2013. To pomoc unijna dla gospodarstw i obszarów wiejskich, która ma na celu zwiększenie konkurencyjności polskich rolników wobec unijnych.

Półtora roku trwało załatwianie formalności i czekanie na rozpatrzenie wniosku. Brukselscy urzędnicy są bardzo skrupulatni i prześwietlają wszystko dokładnie, zanim sięgną do kasy.

Zresztą najpierw trzeba mieć własne pieniądze. Unia zwraca połowę ceny netto. - Po odliczeniu podatku VAT zostanie mi jedna trzecia kredytu do spłacenia, z czym sobie poradzę - mówi gospodarz.

Więc jak jest po tych pięciu latach? Do tej pory była to beznadziejna wegetacja na rolnictwie, bo wszystko trzeba było własnymi siłami zdobywać, teraz, można powiedzieć, pojawia się światełko w tunelu. Jest nadzieja na lepsze. - Widać, że ta Unia trochę nam pomaga. Żeby tylko z cenami się poprawiło - wzdycha Jan Krawiel.

- Bo na razie kiepsko. 20 ton owsa sprzedałem za 7600 zł. Tyle kosztuje skuterek dla chłopaków. A to tir zboża! Ale cóż, trzeba ryzykować, podjąć walkę i zacząć zmieniać wieś. Nie ma rady.

Do dobrego jeszcze daleko

W Unię wierzy też Urszula Horożko. Pięć lat temu jej matka, Józefa Woronowicz, mocowała się sama z pryzmą obornika w podwórzu. Teraz dogląda domu, pilnuje wnuków. Ziemię zapisała córce. I 37-letnia pani Ula, jak mówią o niej we wsi, gospodarzy. Jest czego doglądać. Więc wstaje o 4.30. Dwa gospodarstwa, jedno w Zaśpiczach, bo mąż dostał w spadku po bracie ziemię, drugie tu obok.

60 hektarów ziemi. 48 sztuk bydła. Co drugi dzień oddaje 500 litrów mleka. Jaki z tego dochód? 7 tys. zł. miesięcznie. Dwa lata temu wychodziło więcej.

- Dużo się dzieje - żartuje po swojemu pani Józefa i przywołuje najstarszego wnuka, by opowiedział o nowych maszynach, bo zięcia nie ma. Pług czteroskibowy, rozrzutnik do obornika. I ciągnik unijny - lamborghini, włoski, 160 tys. zł kosztował.

- Poprawiło się, ale do dobrego jeszcze dużo brakuje - mówią zgodnie matka z córką.

- Na podwórzu trzeba zadbać o większy porządek, o nowym domu pomyśleć. Roboty a roboty.

Ani lepiej, ani gorzej

Inni rolnicy w Klimówce nie są takimi optymistami. Mariola Pużuk, młoda gospodyni, czworo dzieci w wieku szkolnym, od zerówki do gimnazjum, za wiele dobrego nie powie o unijnych korzyściach. - Nie chodzi o te pieniądze, bo nikt się tam wielkich kokosów nie spodziewał, ale skłócono wieś z miastem - uważa. - Nic, tylko mówiono, jak to rolnicy skorzystali na dopłatach unijnych.

Ile ona z mężem dostaje? 15 tys. zł rocznie. Czy to dużo? Wszystko tyle podrożało, opryski, nawozy. Nie ma porównania, ile można było zrobić kiedyś za te same pieniądze, a ile teraz. Ledwie na rachunki wystarczy. Człowiek myśli, gdzie te pieniądze wsadzić, bo potrzeby ogromne. Tona nawozu kosztuje 2,5 tys. zł.

- Na Zachodzie, jak się czyta czy ogląda w telewizji, to rolnicy z nudów wymieniają maszyny, a u nas na części zamienne trzeba myśleć, skąd wziąć. Daleko nam jeszcze do unijnych gospodarzy - macha ręką. - A żeby dostać jakąkolwiek pomoc unijną, to trzeba najpierw wyłożyć własne pieniądze. Nie każdy odważy się ryzykować, bo wchodzić w kredyty strach.

Inne zmiany w ciągu tych pięciu lat? Nie ma już szkoły. Pod tym względem Klimówka straciła na znaczeniu - od tego każdy na wsi zaczyna odpowiedź. Szkoła wszak, obok kościoła, sklepu i remizy strażackiej, wyznacza status miejscowości. Ale było to do przewidzenia. Pięć lat temu dyrektorka Stanisława Aniśko spodziewała się, że los podstawówki jest przesądzony. Bo chociaż chodziły tu dzieci aż z ośmiu okolicznych wsi, to uzbierało się ich raptem około 50, razem z zerówką.

Więc stało się. Z początkiem tego roku szkolnego gmina zamknęła szkołę. Teraz dzieci uczą się w Kuźnicy. Samochód przyjeżdża o siódmej i zabiera z przystanku. A tak to nic szczególnego. Ani lepiej, ani gorzej. Jan Kułakowski (rocznik 1941) krząta się po podwórzu. Do granicy niedaleko, na wyciągnięcie ręki. Pograniczniki zawsze tu byli.

Tyle nowego, że teraz może częściej ich widać. Przyjeżdżają do wioski, wypytują, czy kto obcy się nie kręci. Miejscowych na samą granicę wcale nie ciągnie, żadna ciekawość. Kiedyś zasieki stawiali, na dziesięć drutów grodzili, a teraz technika, inne sposoby pilnowania mają.

- Za to dziki buszują jak dawniej, teraz na obie strony - wtrąca małżonka, pani Teresa. - Szkody straszne robią. Wszystko wyjedzą, kukurydzę, kartofle. Wysadzi się 50, 60 woreczków ziemniaków i tyle nabierze jesienią, a odszkodowania dadzą 200, 300 zł za hektar. Nie opłaci się jeździć dochodzić swego, szkoda czasu.

Dają i zabierają

Pani Teresa podsumowuje polski czas unijny na swój sposób. Z jednej strony lepiej, z drugiej gorzej. Dadzą trochę tych dopłat, ale ceny tak przycinają za wszystko, że na jedno wyjdzie.

- Za litr mleka syn dostaje 80, 90 groszy. A mleko dobre, ponad 4 proc. tłuszczu, białka 3,4. Musi być ekstra, bo wymogi są bardzo wysokie. Z czystością nie ma problemów, dopilnuje się zawsze, ale te septyczne normy to nie daj Boże - narzeka. - Wystarczy, jaki giez krowę ugryzie, i już na jakości się odbija. I kwalifikują zaraz jako pozaklasowe po 50, 60 groszy, że zupełnie już się nie opłaca. Paru gospodarzy nie wytrzymało. Zrezygnowali. Jeden konkretnie z Klimówki.

Posprzedawał krowy, zamknął hodowlę. Młody, kawaler jeszcze, to i pewnie sobie co znajdzie.

Pięć, siedem lat temu zboże drożej sprzedawali, a nawozy były tańsze. I, zdaje się, krów więcej trzymali, wtedy mieli siedem, teraz stado liczy 28 sztuk z cielakami. I co? Wcale nie lepiej.

Gdyby nie renty, to byłoby ciężko. - Za renty strukturalne Unię pochwalę - uśmiecha się gospodyni. - Dostaję z mężem 1700 zł. To dużo. Na wsi za takie pieniądze da się żyć. Synom się dołoży. Pod tym względem to na nogi stanęli. A tak w ogóle to zakątek tutaj, jak był, tak i jest - mówi o Klimówce. - Nawet i telewizja to tylko pierwszy program odbiera. Zimą, jak nie ma liści na drzewach, można ściągnąć dwójkę, a i trójkę czasami. Przyjdzie wiosna, koniec, obraz zamazany, śnieży, nic nie widać. Prawdziwy koniec świata.

Przywróceni Polsce

W historii klimowieckiej parafii jak w soczewce odbijają się losy Polski. Rozbiory, niewola, represje carskie, kolejne powstania narodowe, dwie wojny światowe. Czy wreszcie tragedia rozdzielenia granicą domów, rodzin przed ponad 60 laty, kiedy to w 1942 roku wskutek terytorialnych zapędów Stalina, okoliczne wioski: Klimówka, Nowodziel, Tołcze i Szymaki znalazły się po stronie rosyjskiej.

Te tragiczne wspomnienia przewijają się przy każdej okazji. Starsi przekazują je młodym. Bo przez cztery lata ludzie patrzyli z boleścią, jak niszczeją ich ziemie, leżące odłogiem, jak w ruinę popadają budynki. Przedzierali się przez granicę nielegalnie, wielu zginęło. Ale mimo terroru nie poddali się. Wieszano flagi, rozmawiano po polsku. Pisano petycje do władz.

I dopięli swego. 16 maja 1948 roku wrócili do Polski. Rosjanie cofnęli swoja granicę na wschód o ten zbawienny kilometr. Jak było? Ot, zwyczajnie, przyszedł sowiecki żołnierz i powiedział: Możecie już iść do Kuźnicy. Granica jest otwarta.
Co roku w rocznicę tych wydarzeń odbywają się uroczystości kościelne, idzie procesja z obrazem Matki Boskiej Śnieżnej. Miejscowi wierzą, że wymodlili to swoje przywrócenie do ojczyzny.

Wtedy, przed laty, podobna procesja wyszła z Kuźnicy do Nowodzieli (5 km), a druga w tym samym czasie z Nowodzieli do Kuźnicy. Spotkali się przed wsią. Postawili drewniany krzyż. Pomodlili się żarliwie. I stał się cud.

A jak z kościołem było? Był czynny cały czas, ale stanowił zadrę dla komunistów, bo jakże to, oni w sowieckim sojuzie burzą świątynie, w magazyny zamieniają, religię nazywają opium dla narodu, a tu ksiądz odprawia nabożeństwa. I to pod bokiem władzy. Raptem 20 metrów od posterunku straży granicznej. Ale proboszcz parafii ks. Bronisław wziął sołdatów podstępem. Co ci przyjdą na rozmowy, to poił ich bimbrem.

A jak się napili, to i zapominali po przyszli. I tak kościół przetrwał stalinowski koszmar. Przypomina o tym tablica pamiątkowa wewnątrz świątyni. Czy za parę lat tablica poświęcona przystąpieniu Polski do Unii stanie gdzieś w okolicy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny