Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Roberto Skolmowski. Rok niespełnionych obietnic

Anna Kopeć, Tomasz Maleta
Roberto Skolmowski, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej Europejskiego Centrum Sztuki.
Roberto Skolmowski, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej Europejskiego Centrum Sztuki. Andrzej Zgiet
Talentu oratorskiego Roberto Skolmowskiemu nie sposób odmówić, co udowodnił na licznych spotkaniach z dziennikarzami i melomanami. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie brakuje mu też smykałki organizatorskiej. Po pewnym czasie błyskotliwe pomysły albo popadają w zapomnienie, albo trzeba na nie czekać znacznie dłużej niż zapowiadano.

Rok temu Roberto Skolmowski został dyrektorem Opery i Filharmonii Podlaskiej Europejskiego Centrum Sztuki - najważniejszej, największej i najdroższej instytucji kulturalnej w Podlaskiem. Stanowisko obejmował w szczególnym momencie - po odwołaniu Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, który skonfliktowany z muzykami orkiestry po 14 latach pracy opuszczał Białystok w atmosferze ogólnopolskiego skandalu. Nowy szef instytucji z wykształcenia reżyser, scenograf i aktor, został powołany poza konkursem w uzgodnieniu z ministrem kultury. Dostał rok na transplantację opery do nowego gmachu przy ul. Odeskiej. Tuż po desygnowaniu nakreślił w skrócie swoją wizję: oprócz bieżącej działalności artystycznej także edukacja najmłodszych, ale też internacjonalizacja w postaci unii muzycznej państw nadbałtyckich. Działania komercyjne, ale też kooperacja z białostockimi instytucjami kulturalnymi. Po roku sprawdzamy, na ile była to wizja realna, a na ile wirtualna.

Roberto Skolmowski zmiany zaczął wprowadzać już od pierwszego dnia pracy. Wiele z nich bardzo korzystnie wpłynęło na wizerunek opery i filharmonii. Pierwsza to interesujące, oryginalne plakaty informujące o koncertach z profesjonalnymi zdjęciami muzyków orkiestry. Od początku działalności Roberto Skolmowski zapowiadał także szeroką współpracę z innymi, nie tylko kulturalnymi, instytucjami. Klasy artystyczne z XI LO na podstawie specjalnej umowy zostały objęte artystycznym patronatem. Umowę o współpracy podpisano z Uniwersytetem Medycznym w Białymstoku. Z gościnności budynku przy ul. Podleśnej korzystała także Galeria Arsenał. Na czas zimy w niewielkim holu filharmonii przystanek znalazł "Kolektor" Jakuba Szczęsnego - ogromna instalacja, która w zeszłym roku była wakacyjną atrakcją w parku pałacowym.

Kiedy tegoroczna edycja Basowiszcz stanęła pod znakiem zapytania, Roberto Skolmowski proponował Białoruskiemu Zrzeszeniu Studentów pomoc w zorganizowaniu tego legendarnego, niezależnego festiwalu rockowego. Organizatorzy jednak z oferty dyrektora nie skorzystali. Nowemu dyrektorowi przypadło też w udziale tworzenie sceny operowej od postaw. W dużej mierze robi to podlaskimi siłami, czego przykładem mogą być liczne castingi do musicalu "Korczak".

Sporo zmian Roberto Skolmowski wprowadził także w samej instytucji. Powołał Big Band Podlaski i chór dziecięcy. Pojawiła się także nowa inicjatywa - Halfway Festival. Arcyciekawe wydarzenie muzyczne z pogranicza rocka i folku, które jednak nie znalazło uznania białostoczan. Podczas dwóch czerwcowych weekendów nowy amfiteatr i sala przy ul. Podleśnej świeciły pustkami. Może gdyby termin nie zbiegł się z meczami EURO albo koncerty odbyły się w bardziej otwartej przestrzeni, to wzbudziłby większe zainteresowanie publiczności.

Znaczne zmiany zaszły także w działalności edukacyjnej opery, która dotąd opierała się na trzech filarach: audycjach dla dzieci w sali kameralnej, czwartkowych koncertach dla studentów Uniwersytetu Muzycznego a także na koncertach dla szkół realizowanych w województwie. Obecnie edukacja ogranicza się do czterech w miesiącu piątkowych prób generalnych przed wieczornym koncertem. Ogromną atrakcją miały być także muzyczne lekcje języka angielskiego z zagranicznymi artystami. Taka odbyła się jedna - we wrześniu z pianistą Kevinem Kennerem.

Poprzedni sezon artystyczny, który opera reklamowała hasłem "Strefa gwiazd, na które Podlasie czekało latami" miał być przełomowym. Tymczasem na owe gwiazdy melomani będą musieli poczekać zapewne do przyszłego sezonu, bo tych w ostatnich miesiącach było jak na lekarstwo. Wielu stałych bywalców opery liczy na to, że w końcu będzie im dane usłyszeć sopranistkę Agnieszkę Dondajewską - prywatnie małżonkę dyrektora, która mimo kilku zapowiedzianych koncertów, w Białymstoku nie wystąpiła ani razu. Wielokrotnie powtarzający się dyrygenci, niewielki udział solistów, a także obniżający się - zdaniem obserwatorów - poziom orkiestry, to grzechy główne minionego sezonu, które komentowane są także w kraju.
Podobnie jak inne niespełnione obietnice. Przez wakacje w amfiteatrze nowego budynku miał odbywać się wielki festiwal muzyczny. Tymczasem po zakończonym 1 lipca Op!era Folk Festival jest tam cicho i pusto. Wraz z nadejściem lata planowano otwarcie kina plenerowego. Na seanse nadal trzeba poczekać - według najnowszych zapowiedzi do połowy sierpnia. Służby prasowe opery tłumaczą, że opóźnienie spowodowane jest problemami z przetargami, do których nikt się nie zgłosił.

Z planowanych jeszcze przed rokiem wycieczek po nowym gmachu, które miały rozpocząć się wiosną, będzie można skorzystać dopiero jesienią. Konkretnie od października, po uroczystej inauguracji. Służby prasowe opery tłumaczy to opóźnienie przedłużającą się procedurą oddania budynku do użytku, za co odpowiada biuro inwestycji w urzędzie marszałkowskim.

Niewątpliwie jedną z największych niespełnionych obietnic opery jest odwołanie musicalu "Korczak". Koncertowa wersja miała zabrzmieć 5 sierpnia na parkingu Muzeum Walki i Męczeństwa w Treblince. Termin nie był przypadkowy - ta data uznawana jest za rocznicę śmierci wybitnego pedagoga wraz z podopiecznymi w komorze gazowej. Koncert jednak nie dojdzie do skutku - wydawać by się mogło - z błahego powodu. Wniosek o pozwolenie wystawienia musicalu dotarł do wojewody mazowieckiego niekompletny i po terminie. Instytucji z budżetem ponad 20 milionowym takie potknięcie biurokratyczne nie przystoi. Wydaje się, że znacznie mniejsze znaczenie miało to, że takiej formie uczczenia pamięci ofiar obozu zagłady sprzeciwiło się Stowarzyszenie im. Jana Karskiego.

Musical, na który opera wykupiła dwuletnią licencję z możliwością wystawienia za granicą, miał promować Białystok jeszcze przed wyczekiwaną inauguracją działalności w nowym gmachu. Dotąd widowisko zostało zaprezentowane tylko raz - Ciechanowcu w Noc Muzeów przy okazji jubileuszu 50-lecia istnienia placówki.

W trwającym właśnie Roku Korczaka, przed rozpoczęciem działalności w nowym budynku przy ul. Odeskiej, opera miała promować się tym spektaklem także w kraju. Koncerty planowano nie tylko w Treblince, ale także przed Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie oraz na Majdanku. Z tego dotąd nic nie wyszło. Polską premierę patronatem objęli dyrektor generalna UNESCO Irina Bokova, minister kultury Bogdan Zdrojewski, a także Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak. Teraz "Korczak" ma być pokazany 1 września w Miejscu Pamięci Sachsenhausen (w pobliżu Berlina), gdzie w czasie II wojny światowej był niemiecki obóz zagłady, a następnie 29 września podczas inauguracji nowego gmachu przy ul. Odeskiej.

Na dwa miesiące przed otwarciem nowego gmachu nie wiadomo nic więcej o bezpłatnych wizach dla gości zza wschodniej granicy. Zgodnie z wcześniejszymi planami od jesieni Białorusini odwiedzający Polskę mieli za darmo otrzymać wizę. Warunek był jeden - trzeba kupić bilet na jedno z wydarzeń w operze. Od kiedy pojawił się ten pomysł, czyli od maja, nastała cisza.

Łatwość rzucania kolejnych pomysłów, choć poprzednie nie zostały spełnione. Chęć rozwinięcia parasolu nad licznymi inicjatywami, choć nieraz mimo wszystko zbyt bardzo odległymi od profilu opery i filharmonii. Pokusa zamykania koncertów w zamkniętej przestrzeni, choć traci się na tym podwójnie (pokazuje to choćby festiwal Halfway). Niechęć do spuścizny swojego poprzednika, choć wydaje się, że dla dobra instytucji animozje warto odłożyć na bok.

Najbardziej dobitnym, bo były też te mniej rzucające się w oczy, przykładem jest sprawa rozwiązania umowy o współpracy ze Studium Wokalno-Aktorskim, którego pomysłodawcą był Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Tak upłynął w skrócie pierwszy rok Roberto Skolmowskiego. Na jego awersie jest coś jeszcze.

Wielokrotnie w latach poprzednich pisaliśmy, że powstający gmach Opery i Filharmonii Podlaskiej stanie się nie tylko symbolem miasta, ale też jego atutem wizerunkowym czy kartą przetargową w konkursach i rankingach. Magnesem przyciągającym artystów, ale też i turystów. Zarazem jednak cieniem rzucanym na kulturalną stronę miasta, ponieważ koszty związane z działalnością opery znacząco mogą ograniczyć budżety innych instytucji kulturalnych czy wręcz usadowić je przy Odeskiej. I dlatego jeśli opera miała być traktowana jako dobro wspólne, to zarządzający nią już dawno powinny przedstawić taką argumentację, która przekonałaby zarówno tych mieszkańców województwa spod Wiżajn i Drohiczyna, jak i tych z Łap i Hajnówki, że powinni oni łożyć na jej utrzymanie. Także wówczas, jeśli nigdy w życiu nie przekroczą jej progu. I przede wszystkim przekonać do tego białostoczan. Nie ministra, prezydenta miasta czy radnych, ale właśnie białostoczan. I że te ich skromne grosze nie zostaną rozdrobnione na marne. Bo w odróżnieniu od szaleńców z Manaus, którzy zbudowali operę w środku dżungli, my kauczuku lub innego złotego runa nie mamy.

Ten rok, pierwszy pod nowym szefostwem, obaw tych, niestety, nie rozwiał. Oby udało się w kolejnym, gdy świątynia sztuki otworzy swe podwoje.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny