MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Praca 20-latków: Jesteśmy młodzi i się cenimy

Agata Sawczenko [email protected] tel. 85 748 96 59
Pokolenie dwudziestokilkulatków wkracza na rynek pracy.
Pokolenie dwudziestokilkulatków wkracza na rynek pracy.
Chcą mieć wszystko i natychmiast. Wszystko - czyli wysokie zarobki. Natychmiast - czyli już od pierwszych dni pracy, o zdobycie której nie zawsze chce im się porządnie postarać. Uwaga - pokolenie dwudziestokilkulatków wkracza na rynek pracy.

Wkurzały mnie kiedyś opowieści starszych, zaczynające się: a kiedyś to... Dziś sam mam ochotę zaserwować taką historię młodszym kolegom z pracy - denerwuje się Mariusz, pracujący w Białymstoku przedstawiciel handlowy jednej z dużych ogólnopolskich firm. I opowiada: - Gdy zaczynałem pracę, dostałem kilkuletnią skodę, telefon na kartę z niewielkim limitem i zakres obowiązków, do których przede wszystkim należało znalezienie odbiorców naszych towarów. Gdy dziś dwudziestoparolatek przychodzi do nas, nie pyta, czy on nam odpowiada, czy przyjmiemy go do pracy, tylko od razu stawia żądania: samochód musi być nowy, telefonu nie chce - ma być smartfon. Oczywiście wszystko bez limitów. Do tego laptop z dostępem do internetu. Zniżek na nasze towary nie chce - woli gratisy. No i co najważniejsze - lista dobrych, zdobytych już wcześniej klientów. No i pensja - nierzadko przewyższająca moją, pracownika z prawie 15-letnim stażem.

Podobne firmowe historie ma Piotrek - pracownik firmy produkcyjnej. On co prawda przy rekrutacji nowych pracowników nie uczestniczy, ale słucha później narzekań tych, którzy zdecydowali się - jak podkreślają - łaskawie na pracę.

- Zarabiają oczywiście za mało, choć całą ich pracą na początku jest tylko uczenie się tego, co mają robić. Potem dochodzą inne, tak błahe, że aż denerwujące sprawy - a to kawa jest podła, a to woda do picia za tania, a to mydło nie pachnie tak jak lubią. Koszmar.

Brak im wytrwałości

Przedsiębiorcy i specjaliści od rekrutacji przyznają, że czasem z młodymi wchodzącymi na rynek pracy faktycznie bywa ciężko.

- Mamy klienta, który prowadzi firmę gastronomiczną. Poza stacjonarnym lokalem gastronomicznym prowadzi sprzedaż wyrobów garmażeryjnych - kanapki, sałatki itp. - w zakładach pracy, biurach, urzędach. Pomagamy mu znaleźć osobę, która zajmie się sprzedażą tych wyrobów wśród potencjalnych klientów - opowiada Urszula Hryszkiewicz, specjalista ds. rekrutacji i oceny w firmie Grupa Konsultacyjna.

Białostocki biznesmen oferuje samochód oraz telefon. Ma dwa wymagania: prawo jazdy i chęć do pracy. To wszystko.

- Od roku nie możemy znaleźć nikogo na to stanowisko - mówi Urszula Hryszkiewicz. - Młodzież dzisiaj jest mało wytrwała, bardzo szybko zniechęca się pierwszymi trudnościami. A przecież trudności w pracy na początku wystąpią zawsze. Bez względu na to, czy to będzie praca przedstawiciela handlowego, biurowa czy polegająca na roznoszeniu ulotek. Zawsze na początku pojawi się duże zmęczenie, zniechęcenie i zawsze będzie to sytuacja diametralnie różniąca się od dotychczasowego codziennego trybu funkcjonowania.

Z doświadczeń Grupy Konsultacyjnej wynika, że wśród młodych osób częściej niż wśród osób z większym stażem zawodowym zdarza się sytuacja rezygnacji z pracy z dnia na dzień. Młode osoby mają większą łatwość w nieprzyjściu na spotkanie umówione z przyszłym pracodawcą. A przecież wystarczy jedynie zadzwonić czy chociażby przysłać sms-a z informacją o planowanej nieobecności.

Dlaczego tego nie robią? Może to wynika z braku docenienia powagi sytuacji. Takim postępowaniem tracą szansę również na to, by sprawdzić i samodzielnie ocenić, czy ta praca - o którą starania przecież już rozpoczęli - faktycznie nie spełnia ich oczekiwań.
Urszula Hryszkiewicz podkreśla, że warto jest zbierać doświadczenia.

- Nie zgadzam ze stwierdzeniem, że w przypadku młodych osób umowy zlecenia nazywane są umowami śmieciowymi. Od czegoś przecież młody człowiek musi zacząć. Taka praca to szansa na zdobycie kontaktów i doświadczenia, które można z powodzeniem uwydatnić w swoim CV.

Inna sprawa to oczekiwana wysokość wynagrodzenia: - Moim zdaniem to dobrze, że młodzi ludzie nie boją się odpowiedzi na pytanie o oczekiwane zarobki. Ale jednocześnie muszą też uważać, by ze swoimi oczekiwaniami finansowymi nie przesadzić w żadną ze stron.

Z obserwacji pracowników Grupy Konsultacyjnej wynika, że te osoby, które faktycznie chcą pracować i czegoś nowego się w firmie nauczyć, po stażu czy okresie próbnym w tych firmach zostają.

Duże pieniądze, szybka kariera

- Byłem na konferencji, na której kilku przedsiębiorców przedstawiało młodzieży akademickiej historie swojego sukcesu - opowiada Wojciech Winogrodzki, prezes firmy T-Matic Grupa Computer Plus. - Jeden z nich opowiadał, jak był pracownikiem, potem został dyrektorem technicznym, potem założył własną firmę, nie spał po nocach i zastanawiał się, jak poprowadzić tę firmę, jak spłacić kredyty. Taki bardzo pozytywistyczny wizerunek. A potem wystąpił młody człowiek, chyba jeszcze student z Warszawy, i powiedział tak: Ja to założyłem jedną firmę, potem nie zapłaciłem kontrahentom, założyłem drugą firmę, trzecią, gdzie trochę wykiwałem pracowników. I tak sobie funkcjonuję. Mam teraz cztery firmy. Tu zwalniam, tu zatrudniam, tu wykorzystam lukę w prawie. I muszę powiedzieć, że tej luzackiej opowieści studenci słuchali z zafascynowaniem. Niewątpliwie im zaimponował.

Ta historia ma właśnie obrazować sposób patrzenia na rynek pracy wielu młodych ludzi: chcą od razu zarabiać dużo i zrobić szybką karierę. Nie interesuje ich mozolne pokonywanie kolejnych szczebli.

Wojciech Winogrodzki przyznaje, że niektórzy kandydaci do pracy w jego firmie już na wstępie mówią, że chcą tu tylko zdobyć doświadczenie i referencje. Potem mają w planach wyjazd do innego miasta czy za granicę.

- A dobry pracownik nie może tylko brać z firmy. Musi też wnieść do niej coś od siebie - mówi Wojciech Winogrodzki. Jednocześnie przyznaje, że do każdego kandydatów do pracy stara się podchodzić dość liberalnie: - Nie oczekuję, że przyjdzie do mnie w garniturze.

Jednak najczęściej ci, którzy przychodzą w nieformalnym stroju, nie zadają sobie trudu, by dowiedzieć się, czym zajmuje się firma i na czym miałyby polegać jego obowiązki. - To oczywiście dobrze, gdy ktoś jest pewny siebie, wie, co jest wart. Ale niestety ten luz jest jednocześnie często obrazem takiego luźnego podejścia do życia, do obowiązków, do przyszłego pracodawcy. A takie lekceważenie wszystkiego wcale nie jest dobre - dodaje prezes Winogrodzki.

- To pokolenie jest zupełnie inne - nie ma wątpliwości prof. Tadeusz Popławski, socjolog z Politechniki Białostockiej. - Widać to już na studiach. To już nie są posłuszni studenci. Widać w nich roszczeniowość, nawet takie trochę kozakowanie. Szacunek często trzeba sobie u nich wywalczyć. A z drugiej strony - oni sami często w ogóle nie dbają o to, żeby ich szanowano. Oczywiście - są jednocześnie zdolni, ciekawi świata.

Bo tak ich wychowano

Według profesora mają zawyżone poczucie własnej wartości.

- Duże oczekiwania i duże roszczenia to też często depresje. To pokolenie nieodporne na porażki - uważa profesor.

Skąd ta roszczeniowość dwudziestokilkulatków?

- To pokolenie wyrosło już w zupełnie innych czasach - czasach względnego dobrobytu. To też często ludzie, którzy niczym się nie musieli z nikim dzielić - nawet miłością rodziców. Oczekują, że nadal dostaną wszystko.

Działa tu też socjologiczna teoria odniesienia: porównują się z kolegami, którzy dostali dobrą pracę w korporacjach. I wiedzą, że jest możliwość wyjazdu za granicę, gdzie zarobki - nawet na początku - są o wiele wyższe.

- Z badań wynika, że wysokie oczekiwania mają przede wszystkim absolwenci kierunków ścisłych. Sprawiły to przede wszystkim ministerialne zapewnienia, że inżynierowie pracę mają praktycznie zapewnioną. Oni chcą około 2,5-3 tys. zł na rękę. Najlepiej na rynku pracy odnajdują się filozofowie, którzy nie mają żadnych roszczeń w stosunku do rynku pracy. Oni uważają, że studiują dla przyjemności, a po takich studiach i tak pracy nie będą mieli, więc od razu się nastawiają na to, że będą elastyczni. Podobnie jest z innymi humanistami.

To samo wynika z badań robionych trzy lata temu przez firmę Wojciecha Winogrodzkiego. Tyle że w Białymstoku najwyższe oczekiwania mieli absolwenci WSAP. W pierwszej pracy chcieli zarabiać już 4 tys. na rękę. Dla kontrastu - socjologowie - około 1,5 tys. na rękę.

- Roszczeniowość tego typu, którą często myli się z asertywnością, a ja bardziej nazwałbym tupeciarstwem, to na pewno nie jest sposób na osiągnięcie sukcesu na obecnym konserwatywnym, regulowanym przez tzw. układy rynku pracy w Polsce - podsumowuje prof. Tadeusz Popławski.

Czytaj e-wydanie »

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny