Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedam, kupię... Katalog piłkarskich przekrętów (I)

Andrzej Flügel 68 324 88 06 [email protected]
W latach 90. załatwianie wyników było powszechne
W latach 90. załatwianie wyników było powszechne sxc.hu raien
Kto oglądał film ,,Piłkarski Poker", albo czytał opublikowane zeznania niektórych oskarżonych w ostatnich procesach dotyczących korupcji w futbolu, może dojść do wniosku, że podobnie było na niższych szczeblach naszych rozgrywek. I będzie miał rację!

Słynny już film Janusza Zaorskiego dotyczył czasów minionych. Potem zmieniły się okoliczności, ale to, że mecze ustawiali prezesi, zawodnicy i sędziowie zostało. Od kilku lat, czyli od czasu wybuchu afery Fryzjera i innych ponoć korupcja w futbolu to już historia. Wprawdzie złośliwi twierdzą, że wszystko jest jak dawniej, a w górę poszybowały tylko ceny, ale chyba jednak nie mają racji.

A jak było w naszym regionie w czasie podobno ,,słusznie minionym"? Tak samo jak wszędzie... W latach 90. załatwianie wyników było powszechne. Zapytałem kiedyś znajomego arbitra, w jaki sposób kluby kupują u niego mecz. Wskazują, że ma podyktować karnego? Sugerują jak osłabić rywala? - Żartujesz? - zdziwił się. - Zwieram z klubem umowę o dzieło. - tłumaczył. - Oni po prostu mają wygrać i koniec. Przecież jestem fachowcem w swojej dziedzinie. Nie zrobię jakiejś głupoty i nie podyktuję dwóch karnych dla gospodarzy, albo nie wywalę z boiska trzech zawodników rywali. Takie sprawy robi się inteligentnie, z finezją. Muszę ci powiedzieć, że doszedłem do takiej wprawy, że kilka razy piłkarze zespołu, który przekręciłem dziękowali mi za dobre sędziowanie.

A jak dobija się targu? - Nie w dniu meczu i nie na stadionie. Obie strony wcześniej nawiązują kontakt, ustalają warunki - opowiada mój rozmówca. - Kilka dni po wykonaniu zadania dostaję umówione pieniądze. Czasem jest odwrotnie i dostaję je wcześniej.

A jeśli ktoś nie wywiąże się z umowy? - Zawsze jest takie ryzyko, że coś przeszkodzi w wykonaniu zadania - mówi sędzia. - Wówczas uczciwie oddaje forsę. Jednak nie miałem jeszcze takiego przypadku żeby klub mi nie zapłacił, kiedy zgodnie z umową przekręciłem mecz. Oni wiedzą, że nie mieliby życia i to nie tylko w meczach, które ja prowadzę...

Tak, więc kluby korumpowały sędziów. Jednak nad sędziami byli kwalifikatorzy. Bywało, potrzebujący udawali się do kwalifikatora i z nim, oczywiście nie za darmo załatwiali temat. Jak on wpływał na sędziów żeby zrobili to, co chce? - To wszystko odbywało się przy pomocy półsłówek - opowiadał znajomy arbiter. - Taki kwalifikator przychodził przed meczem do szatni. Pogadał o tym i owym. Potem wspomniał, że gospodarzom bardzo zależy na wygranej, pochwalił klub, na którego stadionie sędziujemy. Wspomniał, że szkoda byłoby żeby spadł z ligi. Czasem dodawał, że tu mieszka jego kuzyn, często bywa w tym mieście itd.

Jeśli zaraz potem zapytał jak ja stoję w rankingu sędziów, a po usłyszeniu, że walczę o awans albo bronię się przed spadkiem, oświadczał: ,,czyli musi pan dostać dziś dobrą notę", wiedziałem, że muszę faworyzować gospodarzy. I faworyzowałem. Jeśli kwalifikator nie był zadowolony to bywało, że przychodził do szatni już w przerwie i mówił ,,coś słabo panu dziś idzie, kolego. Czemu w 20 minucie nie podyktował pan karnego? No, ale jeszcze jest 45 minut. Wszystko można naprawić". I naprawiałem...

Najczęściej jednak mecze były ustawiane przez zawodników. Od drużyny A szło zapytanie do zespołu B, z którym A grał w najbliższą sobotę, czy odpuszczą. B miało już utrzymanie w lidze pewne, a A musiało wygrać. Ci z zespołu B odpowiadali, że owszem, podawali stawkę i dodawali, że mają propozycję od ekipy C, która rywalizuje z A o utrzymanie. C daje im za zwycięstwo nad A dwa razy tyle. Zespół A szybko zgadzał się na warunki i dobijano targu.

A jak to wyglądało technicznie. Różnie? Czasem torbę z pieniędzmi miał na trybunach ktoś znany przez ,,załatwiaczy" obu klubów, czasem umawiano się gdzieś poza miastem w którym grany był mecz. Zdarzały się różne historie. Kiedyś w meczu dwóch drugoligowców lubuskich, z których jeden walczył o utrzymanie, a drugi był już spokojny, piłkarze, mając błogosławieństwo prezesów, dogadali się. Gospodarze mieli wygrać. Ponieważ wiedzieli o tym, nic im nie wychodziło. Atakowali jakby czekając, kiedy rywale zrobią kiks, czy sprokurują karnego. A oni grali spokojnie. W pewnym momencie zrobili kontrę i zdobyli gola. Ci, którzy kupili mecz byli spokojni, bo czasem, żeby odepchnąć jakieś ewentualnie podejrzenia, tak właśnie robiono. Kiedy jednak na minutę przed końcem pierwszej połowy goście zdobyli drugą bramkę zaczęła się gorączka. Przyjezdni w przerwie oświadczyli: OK oddamy wam ten mecz, ale stawka teraz jest większa. Dajcie nam w czasie drugiej połowy cynk, to szybciutko strzelicie trzy gole. Jak nie to sorry. Przegracie...

I gospodarze zaczęli w sobotnie popołudnie załatwiać brakującą kasę. Załatwili, kiedy była 70 minuta, a wynik ciągle brzmiał 0:2. Potem poszło bardzo szybko. Gospodarze strzelili w odstępach chyba 10 minut trzy bramki. Bramkarz gości, który był jednym z bohaterów akcji ,,sprzedamy - kupimy" zszedł z boiska zgłaszając po jednym ze starć kontuzję. Tyle, że kiedy opatrywał go masażysta bolała go prawa noga, gdy schodził do szatni, utykał na lewą...

Miejscowi wywalczyli trzy punkty i zostali w lidze. Ktoś powiedział, że to był najgłupiej sprzedany mecz w historii lubuskiej piłki. Kant był widoczny i szyty zbyt grubymi nićmi, nawet jak na owe czasy. Co najciekawsze, w dyskusjach działaczy i zawodników nie ganiono samego pomysłu oddania meczu i wspomożenia rywali ze swego regionu, a sposób w jaki to zrobiono. Pewien działacz mówił tak: - Przecież można było zrobić to inteligentnie. Przy 0:1, zagrać niechcący ręką, miejscowi by wyrównali. Potem trochę walki z obu stron, a w 85 minucie zastawić nieudaną pułapkę offsajdową. Padłaby druga bramka dla miejscowych i byłoby OK. A tak niesmak pozostał. Mecze można czasem sprzedać, tak bywa. Ale trzeba robić to inteligentnie!

Takie to były czasy. Kolejne wspomnienia o piłkarskich przekrętach w następnym odcinku.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska