Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Niewodnica Kościelna. Szkoła podstawowa działa. Uratował ją Marek Danilewicz

Aneta Boruch [email protected] tel. 85 748 96 63
Prywatna podstawówka w Niewodnicy Kościelnej to szkoła uśmiechniętych dzieci, bo tu mają prawie indywidualne nauczanie i opiekę
Prywatna podstawówka w Niewodnicy Kościelnej to szkoła uśmiechniętych dzieci, bo tu mają prawie indywidualne nauczanie i opiekę
Ta szkoła jest kameralna, przytulna, z mnóstwem zajęć dodatkowych i języków obcych. Wszystko to za darmo, choć rodzice za nic płacą. Marek Danilewicz w podbiałostockiej Niewodnicy Kościelnej uratował od likwidacji podstawówkę. I od kilku lat udowadnia, że nie każda wiejska szkoła musi upaść.

Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy staje się przed budynkiem przy ulicy Kościelnej 10 w Niewodnicy Kościelnej jest to, że tu bardzo kolorowo. Pastelowe mury, mnóstwo kwiatów wokół, z tyłu ogromny ogród z kolorowym placem zabaw. To właśnie Niepubliczna Szkoła Podstawowa.

Szkoła za oszczędności

Wewnątrz jest podobnie. I bardzo przytulnie, bo ciężko tu znaleźć kawałek podłogi bez dywanu. Wholu na parterze stoją piłkarzyki. Przechodzący korytarzem rodzice zatrzymują się przy nich, by pograć z pociechami.
Nikt nie krzyczy na dziecko, że biega po korytarzu, bo tu rozumieją, że kilkulatek musi dać upust energii pomiędzy kolejnymi rundami siedzenia w ławce. Za tym wszystkim stoi jeden człowiek - Marek Danilewicz.

Niepubliczna szkoła w tym przypadku oznacza po prostu prywatną, czyli jego działalność gospodarczą.
Wszystko zaczęło się cztery lata temu. Wtedy Danilewicz dowiedział się, że gmina Turośń Kościelna planuje zlikwidować szkołę podstawową w Niewodnicy Kościelnej.

- Najpierw namawiałem dyrekcję i nauczycieli, aby przejęli tę szkołę. Nie byli tym zainteresowani. Postanowiłem, że sam podejmę się tego zadania.

Zgłosił chęć utworzenia nowej placówki na bazie starej szkoły wójtowi. Załatwił wszelkie formalności związane z dokumentacją.

- Miałem bardzo mało czasu, bo zacząłem działać w czerwcu, przed końcem roku szkolnego, a od września szkołą miała ruszyć. Wiedziałem, że jeśli nie ruszy do września, to nie ruszy już nigdy - opowiada Marek Danilewicz.

Wakacje 2009 roku miał więc bardzo intensywne. Zebrania z rodzicami, kampania informacyjna. Szkołę przejął formalnie 1 września. Jako osoba fizyczna, prywatna.

- Porwałem się na rzecz niezwykle trudną. Bo jeżeli gmina nie mogła jej utrzymać, tłumacząc się trudnościami finansowymi, to tym bardziej ja byłem pełen obaw. Zaryzykowałem.

Budynek był bardzo zniszczony. Łazienki w kiepskim stanie, okna powybijane, drzwi połamane, wyposażenie kuchni sprzed kilkudziesięciu lat, meble z początków szkoły. Także otoczenie budynku było bardzo zapuszczone. Trzeba było zainwestować w ogród, plac zabaw, wyposażenie boisk. Samo odchwaszczenie terenu zajęło dwa tygodnie. Rok szkolny rozpoczął z 24 uczniami w klas 1 - 6.

Było bardzo ciężko. Na każde dziecko w polskiej szkole przysługuje tzw. subwencja oświatowa. Ale oczywiście nie wystarczyła ona na pokrycie wszystkich kosztów działania. Resztę Marek Danilewicz wyłożył z własnej kieszeni. Szczegółów nie chce zdradzać, ale przyznaje, że była to suma niemała.

- Poszły na to moje wieloletnie oszczędności.

Zajęcia i sprzęt za dotacje

Stopniowo dzieci zaczęło przybywać. Nie bez powodu. Danilewicz swoją szkołę reklamował na terenie gminy, wywieszał billboardy, nie żałował na ulotki. Wśród ludzi rozeszło się, że prywatna szkoła za darmo oferuje wszystko, a nawet więcej niż placówki publiczne.

Ten rok szkolny placówka w Niewodnicy rozpoczęła z 94 uczniami. Do tego dochodzi 44 przedszkolaków, bo dwa lata temu w budynku powstało też przedszkole. Teraz są dwie grupy maluchów w wieku od trzech do sześciu lat. Szkoła od początku jest bezpłatna. Rodzice opłacają tylko wyżywienie w szkolnej stołówce. Pracuje 22 pedagogów i cztery osoby z obsługi. Szkoła oferuje różnorodne zajęcia pozalekcyjne, w tym naukę pływania, judo, pięć języków obcych oraz korepetycje z matematyki. Dużą popularnością cieszy się zwłaszcza koło kulinarne, podczas którego dzieciaki pod okiem pań kucharek same przyrządzają potrawy.

Teraz już Marek Danilewicz nie musi do swojej działalności oświatowej dokładać. Wraz ze wzrostem dzieci bowiem wzrosła subwencja. Poza tym właściciel szkoły stał się też prawdziwym specjalistą od zdobywania dotacji z różnych źródeł. Pierwszy dofinansowany projekt zaczął w drugim roku istnienia placówki. Do tej pory szkoła zrealizowała kilka projektów unijnych. Kwoty są różne. Był taki na sto tysięcy, przeznaczony na wyposażenie szkoły: zakup telewizora, nagłośnienia. Potem za 30 tysięcy zorganizowano zajęcia dodatkowe w klasach 1-3, koła przedmiotowe i językowe.

Ostatni projekt na 300 tysięcy złotych dotyczył prowadzenia kół zainteresowań, zajęć językowych, ale także doposażenia szkoły. Chodziło szczególnie o wymianę mebli, oświetlenia itp.
Dobra, a bezpłatna

Dlaczego w dobie likwidacji szkół Marek Danilewicz porwał się na taki edukacyjny biznes.

- Szukałem swojego miejsca w życiu - odpowiada. - Wcześniej przeszedłem wszystkie szczeble edukacyjne: byłem nauczycielem, wizytatorem, w swoim czasie także kuratorem oświaty. Gdy usłyszałem o tej likwidowanej szkole, poczułem szansę na zrealizowanie swoich marzeń.

Trochę też na przekór wszystkim chciał udowodnić, że nie zawsze w dobrej szkole trzeba płacić.

- A zarazem chciałem pokazać, że nie można tak bezkarnie likwidować wiejskich szkół, że trzeba się nad tym głęboko zastanowić. Bo to wielka strata i szkoda dla dzieci i mieszkańców, często nieodwracalna - podkreśla.
Przez cztery lata udało się stworzyć szkołę przyjazną dzieciom, bezpieczną i osiągającą dobre wyniki. W poprzednim roku szkolnym uczniowie Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Niewodnicy Kościelnej w obowiązkowym ogólnopolskim sprawdzianie wiadomości osiągnęli jedną z najwyższych średnich w województwie. A w powiecie byli najlepsi.

W dodatku to obecnie jedna z nielicznych placówek, która co roku zatrudnia nowych nauczycieli.

- Przybywa mi dzieci, szkoła się rozrasta, cały czas potrzebujemy więc osób, które się nimi zajmą.

Właściciel i dyrektor nauczycielom proponuje wolnorynkowe umowy o pracę. Ale mają prawo do płatnych ferii i wakacji.

- Są to zarobki na poziomie publicznej szkoły. Staram się też co roku dać chociaż niewielkie podwyżki - mówi Marek Danilewicz.

Wójt Turośni Kościelnej, na terenie której działa niewodnicka szkoła, chwali ją. I choć, jak w wielu innych przypadkach, zdarzają się mniejsze czy większe problemy administracyjne czy finansowe, to udaje się je rozwiązywać na bieżąco.

Wygrywa kameralnością

Marta Łotko dla pracy w Niewodnicy porzuciła szkołę publiczną. - Spodobał mi się jej klimat, rodzinna atmosfera - uzasadnia.

- Ta szkoła wygrywa z miastem kameralnymi grupami i komfortem pracy - dodaje Beata Smok, inna z nauczycielek.

Korzystają na tym uczniowie.

- Do każdego dziecka można podejść indywidualnie, sprawdzić, czy na pewno dobrze rozumie - mówi historyk Mariusz Kozicki.

Wszystko to sprawiło, że teraz do szkoły w Niewodnicy chodzą dzieci nie tylko z terenu gminy. Ale nawet z gminy Choroszcz czy Białegostoku. Niektóre są dowożone z odległości 30 km.

- Przeniosłem tu syna z białostockiej podstawówki, bo tutaj są lepsze warunki - mówi Andrzej Nagórski, jeden z rodziców. - Mają mnóstwo ciekawych zajęć dodatkowych, syn ma teraz lepsze wyniki w nauce. No i jest świetna atmosfera. To szkoła domowa pod każdym względem.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny