Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mirosław Basiewicz domaga się odszkodowania za represje ze strony bezpieki

Helena Wysocka [email protected]
Ma szufladę pełną odznaczeń za postawę w stanie wojennym, a mieszka kątem u znajomych.
Ma szufladę pełną odznaczeń za postawę w stanie wojennym, a mieszka kątem u znajomych. Helena Wysocka
Dużo zrobiłem dla tego kraju. Nie mogę zrozumieć, dlaczego jestem traktowany jak bandyta.

Kilka dni temu białostocki sąd uznał, że 300 tysięcy tytułem zadośćuczynienia, to kwota zbyt wygórowana. - Nikt, kto tego nie doświadczył, nie potrafi ocenić, co przeżyłem - uważa były opozycjonista. - Straciłem wszystko.

Mirosław Basiewicz mieszka kątem u znajomych. Pozostały mu wspomnienia i szuflada pełna orderów.

- Nie chcę zarabiać na swojej przeszłości, tylko godnie żyć. Czy to dużo? - zastanawia się.
Sprawą odszkodowania zajmie się ponownie suwalski sąd.

Chcieli mi dać buty

Urodził się w Warszawie. W tamtejszej milicji zaczął zawodową karierę. Był w referacie operacyjno-dochodzeniowym w stopniu kaprala.

- Miałem 23 lata i głowę pełną ideałów - wspomina Basiewicz. - Chciałem działać, ścigać przestępców. Imponowało mi chodzenie w mundurze. Szybko zorientowałem się jednak, że ta formacja nie zajmuje się tym, czym powinna.

Dlatego w 1981 roku, wspólnie z kolegami, postanowił założyć związki zawodowe. Był w komitecie założycielskim. Spotykał się z innymi opozycjonistami. Współpracował z regionem Solidarności Mazowsze. Trzykrotnie był na prywatnej audiencji u biskupa Józefa Glempa. Tam także rozmawiał o wolności.

Kilka miesięcy później otrzymał ultimatum: zrezygnuje z działalności, albo straci pracę.

- Chcieli mnie kupić, proponowali etat w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych - wspomina. - Obiecali, że będę miał wszystko. Pamiętam, jak kiedyś zaszedłem do urzędu w podartych butach. Mówili: chcesz, damy ci nowe.

Nie chciał, więc trafił na czarną listę. Został na ulicy, bez pracy i kolegów. Koledzy milicjanci mieli zakaz wpuszczania go do komendy. Mało tego, tracili posady za kontakt z Basiewiczem.

Po wprowadzeniu stanu wojennego został internowany. Trafił do więzienia w Białołęce. W potwornych, trudnych do opisania warunkach spędził siedem miesięcy. Na ten temat mówi krótko: sześcioosobowa cela, brud, cuchnące jedzenie. Próbował to zmienić. Podjął, wraz z innymi osobami, protest. Nie jadł przez dziesięć dni. Nic to nie dało.

- Zmieniło się tylko tyle, że byłem jeszcze częściej przesłuchiwany - dodaje. - Próbowano mi wmówić różne rzeczy. Nawet to, że jestem szpiegiem CIA.
Padło sto świń

W lipcu 1982 odzyskał wolność. Kilka dni po opuszczeniu więzienia wezwali go esbecy. Nie bawili się w podchody. Dali tydzień na opuszczenie Warszawy. Wiedział, co będzie, jeśli tego nie zrobi. Spakował więc walizkę i przyjechał do dziadków, którzy w okolicy Sejn mieli osiemnaście hektarów ziemi i starą, drewnianą chałupę.

- Gospodarstwo podupadało, musiałem zaczynać od zera - wspomina.

Postawił na hodowlę świń. Przez sześć lat miał względny spokój. Problemy wróciły jesienią 1988 roku. Dziś nie ma wątpliwości, skąd się wzięły. Rok wcześniej zaangażował się bowiem w poszukiwanie mieszkańców Suwalszczyzny, którzy zaginęli podczas lipcowej obławy przeprowadzonej przez sowieckie i polskie wojska. Założył komitet poszukiwań. Chodził od chałupy do chałupy, aby dociec prawdy. To była orka na ugorze. Niektórzy bali się nawet wspominać to, co się stało. W końcu zaczęli przełamywać się.

Działalność Basiewicza nie pozostała bez echa. Zaczęli regularnie odwiedzać go esbecy. Mówili, by dał sobie spokój z wyjaśnianiem sowieckiej zbrodni. Nie posłuchał. Na efekty nie musiał długo czekać. Najpierw gminne władze zaorały drogę prowadzącą do jego gospodarstwa. Ponad półhektarowy odcinek stał się całkowicie nieprzejezdny. Nikt nie potrafił powiedzieć, dlaczego. Później doszło do pomoru świń.

- Pewnego dnia usłyszałem dochodzący z chlewni potworny kwik - opowiada. - Poszedłem, żeby zobaczyć się dzieje. Świnie zachowywały się tak, jakby dostały białej gorączki. Skakały, kwiczały i zdychały. W sumie padło około stu sztuk.

Weterynarz, którego Mirosław Basiewicz wezwał, stwierdził, że zwierzętom coś dosypano do karmy. Nie wykluczył, że była to groźna dla nich sól.

Nie poddawał się, jeszcze próbował ratować swoje gospodarstwo.

- Nie miałem tyle pieniędzy, aby odnowić stado - mówi. - Wziąłem kredyt.

Decyzja była przysłowiowym gwoździem do trumny. Zbiegła się bowiem w czasie, gdy Leszek Balcerowicz wprowadzał reformy gospodarcze. Te sprawiły, że potwornie wzrosły odsetki od kredytu. Dług przekroczył możliwości rolnika spod sejneńskiej wsi Stał się niewypłacalny.

- Komornik zabrał mi wszystko - dodaje. - Zlicytował gospodarstwo, maszyny i dom.

W 1990 roku Basiewicz wrócił na krótko do policji. Nawet awansował do stopnia starszego sierżanta. Ale kariery nie zrobił.

- W komendzie pracowały osoby, z którymi nie było mi po drodze - tłumaczy. - W policji nie było lustracji. Poza tym, nie mogłem patrzeć na to, co ówcześni stróże prawa wyczyniali. Zresztą, kilka spraw skończyło się w sądzie.

W 1993 roku przeszedł na wcześniejszą emeryturę. Świadczenie pobiera do dziś. Co miesiąc na konto Basiewicza wpływa 1100 złotych.

- Jak pomyślę, że byli esbecy dostają po kilka, a nawet kilkanaście tysięcy emerytury, to trafia mnie szlag - nie ukrywa.

Dowody są za słabe

Mieszka kątem u znajomych i dalej walczy. Tym razem myśli o swoich dzieciach.

- Zgotowałem im marny los - przyznaje. - Chciałbym jakoś to wynagrodzić.

Dlatego zabiega o zadośćuczynienie za to, co przeszedł w PRL. Parę lat temu dostał 25 tysięcy złotych. Według ówczesnych przepisów była to górna granica rekompensaty.

- Śmieszna kwota - ocenia.

Kilka miesięcy później pojawiła się możliwość uzyskania wyższego odszkodowania. Trybunał Konstytucyjny orzekł bowiem, że nie można wyznaczać górnej granicy zadośćuczynienia. Basiewicz wystąpił więc do suwalskiego sądu z wnioskiem o przyznanie 3-milionowej rekompensaty.

- To nie są zbyt duże pieniądze. Lekko licząc straciłem około półtora miliona złotych w gospodarstwie - szacuje. - A drugie tyle należy mi się z tytułu zadośćuczynienia za poniewierkę.

Tego typu sprawy rozpatrywane są w wydziałach karnych. W sądzie po jednej stronie stołu zasiadł prokurator, po drugiej Basiewicz.

- Czułem się jak bandyta - nie ukrywa. - Prokurator zamiast bronić pokrzywdzonego, oskarżał mnie. Do czego to podobne!

Prokurator kwestionuje wysokość rekompensaty. Podnosi, że brakuje dowodów na to, że świnie zostały otrute. Poza tym, dopatruje się innych przyczyn upadku gospodarstwa. Uważa, że to skutek m.in. nieudolności Basiewicza. W ocenie prokuratury wystarczającą rekompensatą będzie więc kwota 25 tysięcy zł.

Sławy zjeść się nie da

Pierwszy wyrok zapadł w kwietniu tego roku. Sąd Okręgowy w Suwałkach przyznał Basie-wiczowi 300 tysięcy zł tytułem zadośćuczynienia.

- Znowu potknąłem się o lukę w przepisach - komentuje. - Prawo przewiduje odszkodowanie za internowanie, ale nie za represje polityczne. A ja byłem nękany przez wiele lat. Preparowano przeciwko mnie dowody, oskarżano o czyny, których się nie dopuściłem. Np. odpowiadałem za wywiezienie sprzętu z gospodarstwa, podczas gdy pożyczyłem go sąsiadowi. Komornika to nie interesowało, złożył doniesienie do prokuratury. Mam na swoim koncie wyrok skazujący.

Decyzję suwalskiego sądu o 300-tysięcznej rekompensacie zaskarżył zarówno prokurator, jak i Basiewicz. W ubiegłym tygodniu sprawą zajął się Sąd Apelacyjny w Białymstoku i zwrócił ją do ponownego rozpatrzenie. W ocenie sądu przyznana Basiewiczowi kwota jest rażąco zawyżona.

- Sędzia mówiła, że w tego typu sprawach trzeba patrzeć na społeczeństwo, które nie jest zbyt bogate - irytuje się. - Tyle, że wszyscy mają mieszkania, żyją spokojnie, a ja włóczę się po sądach.

Basiewicz nie zgadza się też z opinią sądu, że pewnego rodzaju zadośćuczynieniem jest to, że pozostaje osobą znaną.

- Sławą swoich dzieci nie nakarmię - mówi z goryczą w głosie.

Sprawą zadość uczynienia, po wakacjach, zajmie się ponownie suwalski sąd.

Mirosław Basiewicz nie kryje żalu do decydentów, systemu i sądów.

- Internowanych jest tylko kilkuset, góra tysiąc osób. Może lepiej byłoby nas powystrzelać i będzie spokój - ironizuje. I dodaje ze smutkiem: Nie o taką Polskę walczyłem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny