Pojedynek Gołoty z Tysonem generował niesamowitą dawkę emocji. Do obu przylgnęła łatka szaleńców, Amerykanin miał za sobą całe multum skandali, żeby tylko przypomnieć odgryzienie kawałka ucha Evanderowi Holyfieldowi, z kolei za Polakiem ciągnęła się łatka pięściarza niebezpiecznego, a jeszcze bardziej nieprzewidywalnego. Starcie z października 2000 roku, pierwotnie zakończone przez techniczny nokaut, ostatecznie zostało zakwalifikowane za nieodbyte, ponieważ po walce wyszło na jaw, że "Żelazny Mike" walczył pod wpływem marihuany.
W autobiografii "Mike Tyson. Moja prawda" demoniczny pięściarz przyznał się, że to on czuł strach przed Gołotą, dlatego po ceremonii ważenia sięgnął po używkę. W rozmowie z Osiakiem, do której doszło przy okazji promowania w Sofii napoju energetycznego Black Energy produkowanego przez firmę z Zabierzowa FoodCare, Tyson tak wspomina otoczkę pojedynku z "Andrew": - To Gołota bał się mojego szaleństwa? Nie gadaj! Patrzyłem na niego. Potem przy nim stanąłem. Myślę sobie: k..., jaki on wielki! I pamiętałem, że strasznie zbił mojego kumpla Riddicka Bowe'a. To nie poszło w dobrą stronę, nie chciałem skończyć jak Bowe. Gość potem sfiksował i już nie walczył - powiedział Tyson i zaczął okazywać autentyczną radość.
- Byłem kurew... szczęśliwy, że już po wszystkim. Może i zachowywałem się tak, jakbym był zły i chciał walczyć dalej, ale pewnie udawałem. Wiedziałem, że dobrze się stało, nie chciałem oberwać. Robiło się ciężko. Nie wiem, dlaczego Gołota zrezygnował. W drugiej rundzie zaczął odpowiadać. Bił, było dla niego coraz lepiej. A tu koniec - dodała "Bestia".
Uwaga dziennikarza, że ten krótki pojedynek Polak przepłacił złamaniem kości policzkowej, najmłodszy w historii mistrz świata wagi ciężkiej skwitował bez współczucia: - Zdarza się. A Gołota to co? Może nigdy nikogo nie faulował? (śmiech) Uszkodził Riddickowi mózg. Jak on teraz mówi? Nie wygląda na okaz zdrowia - zauważył.