Mieczysław Baszko ma pretensje ws. głodowych stawek

Napisałem o głodowych stawkach, jakie firmy ochroniarskie dostają za pracę na rzecz instytucji publicznych. Wśród nich znalazł się też marszałek województwa, który ma teraz pretensje. O co? Nie mam pojęcia.

Zaczęło się dość niewinnie. Zapytałem rzecznika marszałka Pawła Staniurskiego o to, ile urząd płaci za godzinę firmie ochroniarskiej. Rzecznik nie chciał na to odpowiedzieć. Podał tylko, ile płaci marszałek za miesięczną ochronę jednego obiektu. Kiedy zauważyłem, że ta kwota nic Czytelnikowi nie powie, rzecznik poinstruował mnie, jak mam sobie wyliczyć stawkę godzinową. Wystarczy kwotę miesięczną podzielić przez liczbę pracowników i liczbę godzin w miesiącu. Zrobiłem tak jak powiedział, a kalkulator wyświetlił: 6,9. Nie podam teraz ilu ochroniarzy i w jakich godzinach chroni urząd, bo prosił mnie o to rzecznik. Stwierdził, że takie dane mogą zagrozić bezpieczeństwu urzędników.

Kilka dni później sprostowanie napisał marszałek Mieczysław Baszko. Było dość dziwne. Marszałek nie podał, jaka według niego jest stawka godzinowa i gdzie jest mój błąd. Stwierdził za to, że ochroniarzom płaci firma ochroniarska, a jego urząd rozstrzygnął przetarg zgodnie z prawem. No cóż, Ameryki nie odkrył.

Wiem, że płaca otrzymywana przez ochroniarza "na rękę" to nie to samo co stawka jaką firmie ochroniarskiej płaci urząd. Zdaję sobie też sprawę, że w przetargu wygrywa oferta z najniższą ceną. Panie marszałku, proszę napisać coś czego nie wiem, czyli powtórzę raz jeszcze: Ile według Pana urząd marszałkowski płaci firmie ochroniarskiej (nie poszczególnym ochroniarzom) za godzinę? Bo z wyliczeń na podstawie instrukcji Pańskiego rzecznika wynika, że 6,9 zł.