Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marian Filar: Posłowie nie czytają projektów ustaw

Z prof. Marianem Filarem, karnistą z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, byłym posłem, rozmawia Tadeusz Deptuła
- Pierwszy wariant jest pesymistyczny: polskie prawo będzie stawać się śmietnikiem legislacyjnych pomysłów nowelizowanych co kwartał - mówi prof. Marian Filar
- Pierwszy wariant jest pesymistyczny: polskie prawo będzie stawać się śmietnikiem legislacyjnych pomysłów nowelizowanych co kwartał - mówi prof. Marian Filar
- Ciągłe komplikowanie i grzebanie przy prawie - ani prawu, ani tym bardziej państwu i obywatelom, na zdrowie nie wyjdzie - mówi prof. Marian Filar.

Obserwator: Czy prawo w Polsce jest stanowione, czy też wymyślane?

Prof. Marian Filar, karnista z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, były poseł: To mi pan zabił ćwieka! Do Sejmu poszedłem właśnie po to, żeby znaleźć odpowiedź na to pytanie. Oficjalnie więc prawo jest stanowione przez ekspertów, komisje sejmowe, parlament i zatwierdzane przez prezydenta. W rzeczywistości stanowi je ten, kto jest politycznie silniejszy i ma przewagę w parlamencie.

Jakimi więc motywami kierują się - będę się upierał - wymyślający prawo: dobrem partii czy obywateli?

- Teoretycznie obywateli, a w praktyce prawo stało się istotną częścią marketingu politycznego. Nie chodzi o to, by np. przestępców sprawiedliwie ukarać i odstraszyć. Chodzi o wymyślenie takich sankcji, które będą się ludziom podobać. A to czy będą egzekwowane czy też nie - jest mało istotne. To absurd historii. W ustrojach feudalnych, nawet wczesnej demokracji, tytuł do stanowienia prawa miał król, który nie musiał się z niczego tłumaczyć.

W rozwiniętych demokracjach jedynym tytułem do stanowienia prawa jest to, czy ludzie wybiorą Iksińskiego na posła i zagłosują na jego partię. Także inicjatywy legislacyjne inicjowane są prawie wyłącznie z pobudek politycznych. Byle się to ludziom podobało! Najczęściej do tego przyłączają się media, które - o ironio! - też publikują głównie to, co ludzie chcą przeczytać.

To pana najbardziej zaskoczyło w parlamencie?

- To i jeszcze niebywała "lekkość bytu" w stanowieniu, czy jak pan chce, wymyślaniu prawa. Wydawało mi się, że zanim człowiek na Wiejskiej otworzy gębę, zastanowi się dziesięć razy. Tymczasem to żaden problem. Inteligentna skądinąd posłanka zaprezentowała np. projekt ustawy. Widzę, że to knot i mówię, że trzeba to zmienić, bo w polskim systemie karnym nie ma czegoś takiego. Ona popatrzyła na mnie z lekką pogardą i powiedziała: "To co z tego, że nie ma? To uchwalimy!". Prostota tego argumentu powaliła mnie na kolana.

Nowelizacja prawa przechodzi przynajmniej pięć szczebli legislacyjnych. Takie sito może przepuszczać buble?

- Teoretycznie tego powinni pilnować eksperci. Każdy poseł ma prawo takiego powołać. Ale jeśli klub poselski zgłasza projekt ustawy, to owszem, weźmie eksperta, ale swojego, z którym najpierw ustalą, o co chodzi. Bo ustawę trzeba tak skonstruować, żeby wyszło na nasze. Czasami było mi wstyd, kiedy ekspert na komisji mówił brednie a obaj wiedzieliśmy, że to lipa. Jednak większość ma rację.

Może posłowie po prostu nie czytają projektów ustaw?

- Jasne, że nie czytają! Jeśli ma pan na półce poselskiej codziennie kilogram dokumentów, to choćby się chciało - nie da się tego przeczytać, a tym bardziej zrozumieć. I tu widać grzech poselskiej pychy polegający na tym, że nie konsultują niczego z ekspertami.

Dużo zmienił pan w treści wykładów dla studentów po czteroletnim posłowaniu?

- Dużo. Mam swoje lata, nie walczę o karierę i nikogo nie muszę wpuszczać w maliny. Mówię im wprost, że w parlamencie jest zbyt wiele osób, które po przekroczeniu progu na Wiejskiej doznają iluminacji i nabierają przekonania, że posiedli wszelaką wiedzę. Ale przede wszystkim wbijam w głowy studentów zasadę, że ciągłe komplikowanie i grzebanie przy prawie - ani prawu, ani tym bardziej państwu i obywatelom, na zdrowie nie wyjdzie.
Co można powiedzieć o państwie, w którym np. w 215 ustawach i 230 rozporządzeniach jest 4200 powinności dla przedsiębiorców?

- Właśnie o tym mówimy: to typowa dla nas chora sytuacja nadmiaru prawa. Politycy głęboko wierzą, że za pomocą przepisów uzdrowi się wszystko. Ustawa o działalności gospodarczej z 1988 r. liczyła 25 artykułów, obecna - pięć razy więcej. Nowelizacji Kodeksu karnego z 1997 r. jest jeszcze bardziej surrealistyczna. Według moich obliczeń od tego czasu przez 14 lat kodeks nowelizowany był 33 razy, czyli średnio 2,3 razy rocznie! Tendencja ta szczególnie nasiliła się w ostatniej kadencji Sejmu: od 2007 r. do końca maja 2011 r. Kodeks karny nowelizowano 24 razy. Średnio... raz na dwa miesiące. Natomiast kodeks z 1932 r. przez 35 lat nowelizowany był jedynie osiem razy.

Może chodzi o wzrost przestępczości lub dostosowania do prawa UE?

- Ależ skąd! Przedstawienie musi cały czas trwać. Najwięcej zmian wiąże się z chęcią zaprezentowania przez polityków wyborcom ich czujności wobec zagrożeń, rzeczywistych lub urojonych, np. pedofilii. Ludzie mają myśleć, że oni i tylko oni dbają o bezpieczeństwo i ich szczęście. Liczba przestępstw w latach 2000-2010 utrzymywała się na ustabilizowanym poziomie ok. 1,2 mln rocznie. Pod koniec tego okresu spadła nawet do nienotowanego już od dawna poziomu miliona przypadków. I co się dzieje?

W tym czasie doszło do najpoważniejszego zaostrzeniami kar! Jak tu bronić oficjalną tezę, iż główną przyczyną zaostrzeń była chęć przeciwstawiania się narastającej fali przestępstw? Takiej fali nie było! Nie daje się też zmienić przekonania, że kara tym skuteczniejsza, im surowsza. Ludzie myślą, że synek tatusia, mającego pas dwa razy szerszy od pasa drugiego tatusia, jest od synka posiadacza węższego pasa dwa razy grzeczniejszy. Sąd ten jest niestety mocno zakorzeniony nie tylko między tatusiami, lecz także u wyborców.

Ale przecież to pan zasiadał w komisjach nowelizujących prawo karne!

- Powtarzam: prawo stanowią ci, którzy mają przewagę w parlamencie. A ja jej nie miałem. Przekonałem się natomiast, że aby umieścić projekt ustawy w Sejmie wystarczy siła polityczna ugrupowania, a nie siła intelektualna i warsztatowa projektu. Ten amok legislacyjny ma jasny dla polityków cel: wykorzystać prawo jako ważne narzędzie politycznego marketingu. I w ten właśnie sposób jesteśmy świadkami niespotykanej teatralizacji tego, co jest - wydawałoby się - niezwykle poważną sprawą. A jak teatr, to teatr: show must go on - przedstawienie musi trwać. Jeśli przed teatralnymi kasami mają ustawiać się coraz większe kolejki, trzeba umieć zachęcić potencjalnych widzów, by kupili więcej biletów. Od tego jest przecież marketing. A gdy towar jest polityczny, to i marketing musi być polityczny. Im więcej ludzi w odpowiedniej kolejce, tym więcej głosów w wyborach. Żeby słupki nie leciały w dół, trzeba obiecać: bezpieczeństwo, tanie państwo, stypendia, dobre szpitale. I nowelizować prawo.

A jak się nie dotrzyma słowa?

- (śmiech) To się obieca co innego i wszystko kręci się dalej. Istota wymiaru sprawiedliwości przemienia się w inspirowany politycznie spektakl. Świadomie kreuje się, a następnie manipuluje ludzkimi emocjami, wzbudzanymi ku uciesze widowni, a w interesie polityków. A jeśli coś poszło nie tak - pozostaje komisja śledcza...

W sprawie odpowiedzialności politycznej?

- Ależ skąd! W jakiej operze opłaca się w Sejmie występować? W komisji śledczej! Tenory śpiewają, heroina mdleje, trup ściele się gęsto i po chwili ożywa. To show. Ile wspaniałych karier się tam narodziło, choć naprawdę niewiele trzeba tam wiedzieć. A w komisjach ustawodawczych tłoku nigdy nie było. Tam się karier nie robi, a telewizja rzadko wpada. Płomiennych przemówień też nie ma, bo nie ma widzów.

Jaki zapłacimy rachunek?

- Pierwszy wariant jest pesymistyczny: polskie prawo będzie stawać się śmietnikiem legislacyjnych pomysłów nowelizowanych co kwartał. Już plączemy się w tym wszystkim. Optymiści zaś mówią, że prawo jest odporne na politykę, a jego polityzacja to mit sfrustrowanego środowiska naukowego.

A ja uważam, że nie ma darmowych obiadków i rachunek może być bardzo słony.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny