Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małgorzata Zuber, filozof: Nie znałam wcześniej waszego miasta.

Alicja Zielińska
Chcę pochwalić wasze miasto - mówi Małgorzata Zuber.
Chcę pochwalić wasze miasto - mówi Małgorzata Zuber.
Zachwyciłam się waszym miastem - mówi Małgorzata Zuber, autorka eseju "Ładne miasto. Dialog po ośmiu dekadach".

Kurier Poranny: Pochodzi Pani ze Śląska, a zachwyca się Białymstokiem. Białystok był dla Pani takim pozytywnym zaskoczeniem?

Małgorzata Zuber, filozof: Tak. Początkowo nie wiedziałam, jaki znak wartości przypisać temu zaskoczeniu. Ale na pewno od początku było ono pozytywne. Z natury jestem otwarta na ludzi, na nowe miejsca, wrażenia, więc z taką otwartością przyjechałam również tutaj.

I... pozwoliłam sobie zachwycić się Białymstokiem.

I napisała Pani tekst, który jest dialogiem z reportażem Marii Dąbrowskiej sprzed ponad 80 lat, zatytułowanym "Brzydkie miasto", będącym zapisem jej spotkania w 1924 roku z Białymstokiem. Marii Dąbrowskiej Białystok się nie podobał, Pani dostrzega wiele jego walorów. Zapewne dziś pisarka miałaby mniej powodów do narzekań.

- Nie jestem pewna, czy Maria Dąbrowska teraz napisałaby inaczej o Białymstoku. To, co jej się nie podobało, a co jeszcze teraz możemy oglądać w starych dzielnicach miasta, mnie się bardzo podoba. To jest sprawa indywidualnego podejścia, spojrzenia, norm estetycznych. Ja za bardzo urokliwe uważam małe uliczki wokół budowanego gmachu Opery i Filharmonii Podlaskiej, a wiem, że opinie o nich są różne wśród władz miejskich i samych białostoczan. Z całego serca bym jednak apelowała: nie burzcie tego, broń Boże.

Co Panią do nas ściągnęło? Przypadek, od którego zaczyna się przeznaczenie, jak Pani określa?

- Tak, to czysty przypadek. Studiując na Uniwersytecie Śląskim, w ramach międzywydziałowych indywidualnych studiów humanistycznych, na trzecim roku rozpoczęłam zajęcia w Akademii "Artes Liberales". Akademia ta powstała z inicjatywy ośmiu polskich uniwersytetów i pozwała studentom mającym szerokie zainteresowania i wysoką średnią studiować u wybranych profesorów na innych uczelniach.

A ponieważ ja zajęłam się filozofią rosyjską, to chciałam, żeby moim opiekunem naukowym był ks. prof. Henryk Paprocki. Ale w tym akurat semestrze, kiedy zostałam jego studentką, profesor nie prowadził wykładów z historii Kościoła prawosławnego w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Więc co? Zaproponował mi zajęcia w Białymstoku, gdzie właśnie miał wykłady. Białystok? Byłam trochę przerażona, kiedy spojrzałam na rozkład jazdy i dowiedziałam się, że będę musiała jechać pociągiem z Katowic siedem godzin. Okazało się, że nie taki diabeł straszny. Dało się wytrzymać. I przyjeżdżałam dwa razy w miesiącu.

Dzielna z Pani dziewczyna. No i kiedy nastąpiło to pierwsze zetknięcie z Białymstokiem?

- To był początek marca 2008 roku. Padał deszcz, było zimno, szaro. Szybko jednak dzięki profesorowi Paprockiemu poznałam środowisko uniwersyteckie. Pamiętam, nieśmiało podpytywałam o prof. Kopanię, bo znałam go z publikacji, a ksiądz Paprocki zaskoczył mnie zupełnie: To ja pani dam jego numer komórkowy. O rany! Zadzwoniłam z obawą, a tu profesor bardzo otwarty, miło ze mną rozmawia i zachęca, by dzwonić, jeśli tylko będę miała jakiś problem albo zechcę o czymś podyskutować.

Następnie profesor Kopania zaproponował mi studia w Białymstoku, w ramach programu mobilności studentów "Most". I przez semestr byłam akredytowana przy wydziale filologicznym, na kierunku filologia polska.

Miała więc Pani dużo czasu, by poznać Białystok. Jak Pani odkrywała jego zakątki?

- Nie znałam wcześniej waszego miasta. Kojarzyłam je z Zemenhofem, z historią Polski - rozbiory, wczesne lata 20. XX w. Najpierw poznawałam okazjonalnie, ale z czasem robiłam to metodycznie i na własny użytek. Interesowały mnie pozostałości po społeczności żydowskiej, fascynowała wielokulturowość i wieloreligijność.
Dzięki kontaktowi z panią Marią Szyszko z Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego otrzymałam wiele ciekawych informacji.

Białystok jest różny pod każdym względem od miast Górnego Śląska, nie tylko kulturowo, ale także w aspekcie zagospodarowania przestrzeni. Na dalszym planie są osiedla, a w centrum jeszcze stara drewniana zabudowa, przy czteropasmowej jezdni. Fantastyczne.

Chciałabym powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy, przez którą Białystok stał się dla mnie miejscem szczególnym. Jestem osobą niepełnosprawną, z poważną dysfunkcją narządu wzroku. Kiedy tu przyjechałam, moje problemy z oczami nasiliły się. Teraz tracę już wzrok, widzę tylko punktowo. Jest to skutek wrodzonej zaćmy. I to w BBiałymstoku akurat zaczynałam poruszać się z białą laską, to tutaj uczyłam się innego doświadczenia w orientacji przestrzennej.

Białystok więc to takie ostatnie zapamiętane obrazy?

- Można tak powiedzieć.

Jak wypadła ta konfrontacja?

- Właśnie chcę pochwalić wasze miasto. Ja już dziękowałam za to Tomaszowi Strzymińskiemu, który bardzo dużo robi, by usprawnić życie niepełnosprawnym. Dzięki niemu takie osoby jak ja mogą spokojnie poruszać się po mieście. Mogłam to porównać, kiedy wróciłam na Górny Śląsk - pod względem dostępności dla osób niedowidzących i niewidomych stoimy na dużo niższym poziomie. Podstawowa sprawa - udźwiękowiona komunikacja miejska.

U nas to dopiero pojedyncze przypadki, a w Białymstoku już dobrze funkcjonuje. I ułatwia życie, także tym, którzy nie znają miasta. Szybko opanowałam poruszanie się z laską i mogę powiedzieć, że w tym podstawowym stopniu jestem już dobrze zrehabilitowana. Ja w tym czasie byłam bardzo mobilna, jeździłam na zajęcia do Warszawy. A bywało, że musiałam wrócić po coś do Katowic. Białystok nauczył mnie odwagi.

Spotkanie z Podlasiem ukształtowało jakoś Panią osobiście?

- O tak. Powiem, że dopiero wyjazdy na Podlasie zmusiły mnie do postawienia sobie wielu pytań o głębię mojej górnośląskiej tożsamości, o to, czym jest dla mnie Śląsk. Uzyskałam kontrapunkt. Kiedy wracałam na Górny Śląsk, to bardziej się mu przyglądałam, dostrzegałam rzeczy, których nie widziałam wcześniej albo nie dostrzegłabym ich, gdyby nie spotkanie z Podlasiem.

Jest coś, co nas, białostoczan, wyróżnia, określa?

- Na pewno, ale gdybym miała nazwać te cechy po imieniu, to tego się nie podejmę. Ale mnie na przykład zaskoczyło, jak 11 listopada całe rodziny przyszły świętować odzyskanie niepodległości, jak spędzają razem czas w tym dniu.

O proszę, a my narzekamy, że ta forma obchodów jest zbyt pompatyczna.

- Bo dla Górnoślązaka to święto jest inne. Losy historyczne naszych ziem sprawiły, że należymy do zupełnie różnych tradycji kulturowych. Dlatego jesteśmy dla siebie tak bardzo ciekawi.

Pisanie o Polsce jako o przestrzeni homogenicznej jest nieporozumieniem. Różnorodność to jest atut, tylko musimy umieć ją dostrzec. A nam brakuje otwartości na to, co jest odmienne. Wydaje mi się, że większość osób boi się odmienności dlatego, że ten inny będzie nas wypytywał, będziemy musieli mówić o sobie. Ale to jest szalenie fascynujące i twórcze.

Dziękuję za rozmowę.

Esej Małgorzaty Zuber "Ładne miasto. Dialog po ośmiu dekadach" za tydzień w Obserwatorze.

Małgorzata Zuber - ur. 14 marca 1984 r. w Zabrzu. W latach 2003-2008 studentka Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Śląskiego. Magister filozofii na Wydziale Nauk Społecznych UŚ. Od 2007 roku studentka Akademii "Artes Liberales"; projekty naukowe realizowane pod kierunkiem ks. dr. Henryka Paprockiego, we współpracy z dr. hab. Januszem Dobieszewskim (UW) i prof. dr. hab. Jerzym Kopanią (UwB).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny