Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 4:0. Grzechy główne Jagi podczas meczu z Legią

Tomasz Dworzańczyk
Piłkarze żółto-czerwonych popełnili w meczu z Legią zbyt wiele błędów, by móc choćby marzyć o korzystnym rozstrzygnięciu
Piłkarze żółto-czerwonych popełnili w meczu z Legią zbyt wiele błędów, by móc choćby marzyć o korzystnym rozstrzygnięciu Szymon Starnawski
Porażka w Warszawie z Legią 0:4 jest najwyższą, jaką żółto-czerwoni ponieśli pod wodzą Michała Probierza. Przypadło to akurat na 400. mecz Jagi w ekstraklasie.

Smutne jubileusze to zresztą specjalność białostockiego zespołu, który wysoko przegrywał mecze nr 100 (z Lechem Poznań 0:5), czy nr 300 (z Legią 0:3), a tylko raz - w spotkaniu nr 200 - zremisował (z Odrą Wodzisław 2:2). Trudno jednak przypuszczać, by akurat to miało jakikolwiek wpływ na wynik niedzielnej potyczki. Obiektywnie patrząc, łatwo wskazać wszystkie przyczyny klęski w Warszawie.

Przegrali przed meczem

Piłkarzom Jagi nogi zatrzęsły się już w szatni. Chyba nie do końca wszyscy wytrzymali ciśnienie, związane z meczem z Legią. Na spotkanie czekali nie tylko fani obu zespołów, ale z zaciekawianiem patrzyła na nie cała Polska. Wszystko przez wydarzenia, jakie towarzyszyły starciom tych zespołów w ostatnich latach (zamieszki na trybunach, kontrowersje sędziowskie). Nieprzypadkowo właśnie ta potyczka zyskała rangę meczu kolejki. Takie obciążenie psychiczne dużo lepiej znieśli legioniści, którzy dodatkowo czuli wsparcie ponad 25 tysięcy żywiołowo dopingujących kibiców. Białostoczanie od początku dali się głęboko zepchnąć i po blisko kwadransie mecz był w zasadzie rozstrzygnięty.

Byli słabsi fizycznie

To, co rzucało się w oczy od pierwszego gwizdka sędziego, to fakt, że na tle gospodarzy nasi piłkarze byli wolniejsi, słabsi i przegrywali większość pojedynków. Legioniści wyglądali jak gladiatorzy, którzy bawią się ze swoją ofiarą. Być może był to pośrednio efekt wspomnianego wcześniej przygotowania mentalnego. Nie od dziś wiadomo, że jeśli nie nadąża głowa, to nogi tym bardziej. Taką wersję byśmy woleli przyjąć, bo trudniej byłoby się pogodzić z tym, że jagiellończycy, będący tuż po obozie przygotowawczym, będą ustępować rywalom pod względem fizycznym, jak to bywało w wielu meczach jesienią. Trzecią możliwą opcją, jest fakt, że trener Legii Stanisław Czerczesow wyjątkowo dobrze przygotowuje swoje zespoły do sezonu i trudno mu pod tym względem dorównać. Odpowiedź na to pytanie poznamy po kilku kolejnych meczach stołecznej ekipy.

Błędy indywidualne

Trener Probierz na pomeczowej konferencji prasowej zwracał uwagę, że trzy z czterech goli białostoczanie sprezentowali rywalom. I tak było. Przy pierwszym trafieniu błędy popełniło aż trzech zawodników, z których każdy mógł zapobiec utracie gola. W drugim przypadku zawiodło ustawienie i brak komunikacji między bocznym obrońcą a defensywnymi pomocnikami. Przy trzecim golu nasz zawodnik zanotował asystę. Bardziej spektakularne byłoby chyba tylko strzelenie gola własnemu bramkarzowi.

Gra defensywna

Po jesieni, kiedy białostoczanie byli na przedostatnim miejscu w lidze pod względem traconych bramek, priorytetem było uszczelnienie obrony. Zimą doszło do tej formacji dwóch piłkarzy, mających zwiększyć jakość, a dodatkowo drużyna miała wreszcie czas, by popracować nad zgraniem. Tymczasem cztery stracone bramki (a mogło paść więcej) już w pierwszym meczu nie wystawiają najlepszego świadectwa defensywie i nie pozwalają patrzeć w przyszłość z optymizmem.

Zmarnowane okazje

Jeśli z Legią na jej boisku nie wykorzystuje się takiej sytuacji, jaką pod koniec pierwszej połowy miał Fedor Cernych, to trudno liczyć na korzystny wynik. Litwin niepotrzebnie szukał Karola Mackiewicza, a jeśli już koniecznie chciał podawać, to powinien zrobić to dokładnie. Ewentualny gol kontaktowy mógł jeszcze nakręcić grę Jagiellonii w drugiej połowie. Zmarnowana okazja jeszcze bardziej zniechęciła nasz zespół.

Brak odpowiedzialności

W szeregach żółto-czerwonych brakowało piłkarza, który krzyknąłby na kolegów i zmobilizował ich do lepszej gry. Taką rolę pełnił dotychczas Rafał Grzyb i można zastanawiać się, dlaczego trener sięgnął po inne rozwiązania personalne. Jedynym graczem, który podjął takie wyzwanie i starał się dorównać legionistom, był Jacek Góralski. W roli nowego kapitana blado wypadł Taras Romanczuk, a z roli lidera nie wywiązał się zupełnie Konstantin Vassiljev.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny