Domyślam się, że jest to skomplikowana innowacja, bo wejście w życie tego widomego znaku nowoczesności na miarę XXI wieku jest wciąż odsuwane w czasie.
Kiedy kilka miesięcy temu pojawiły się pierwsze informacje o planowanym wprowadzeniu do powszechnego użytku e-biletu, ucieszyłam się bardzo. Nareszcie będzie prosto i przyjemnie. Wydawało mi się bowiem, że tradycyjny, papierowy bilet miesięczny lub kwartalny, z którego korzystam obecnie, jest przeżytkiem nastręczającym użytkownikowi wielu problemów i niepotrzebnej straty czasu.
No bo tak: raz na miesiąc (ewentualnie raz na kwartał) trzeba było pójść do jednego z punktów sprzedaży biletów, postać w kolejce i kupić za wyznaczoną kwotę mały znaczek z hologramem.
Następnie dopasować go na właściwe miejsce na kartoniku z danymi osobowymi i ewentualnie ze zdjęciem - w przypadku biletu imiennego. To wszystko, zabezpieczone foliowym futeralikiem mogło sobie leżeć spokojnie na dnie torby lub w przegródce portfela. Na światło dzienne wyciągało się taki bilet tylko wtedy, kiedy poprosił o to kontroler.
E-bilet i logowanie
W swoim lenistwie i wygodnictwie wyrzekałam na konieczność pójścia po bilet, stania w kolejce, pilnowania terminów. Cieszyłam się, że nowoczesny e-bilet uwolni mnie od tych czynności.
A teraz się dowiaduję, że za każdym razem, kiedy wsiądę do autobusu, będę musiała ten cud techniki XXI wieku przyłożyć do specjalnego czytnika. Czynność tę będę musiała powtórzyć również wysiadając z autobusu. Zakładając, że w ciągu dnia jeździmy kilka razy autobusami komunikacji miejskiej, to czynność skanowania - którą białostoccy urzędnicy nazwali nie wiedzieć czemu logowaniem - wykonamy nawet kilkanaście razy. Czyli e-bilet powinniśmy właściwie cały dzień krzepko dzierżyć w dłoni albo nosić na smyczy zawieszony na szyi.
Podobno dzięki skanowaniu każdego wejścia i wyjścia dostarczymy włodarzom miasta bezcennych informacji o naszych preferencjach komunikacyjnych: wolimy jeździć linią nr 5 czy 21; jesteśmy pasażerami długodystansowymi czy tylko jedno-dwuprzystankowymi; jedziemy prosto do celu czy przesiadamy się z linii na linię. Myślę, że tę wiedzę ma każdy kierowca.
Obawiam się, że bank danych uzyskanych za pomocą e-biletów będzie tyle samo wart co wciąż nieistniejąca miejska baza zaczipowanych przez białostoczan (obowiązkowo!) psów. Jedno za to jest pewne: wsiadanie do i wysiadanie z autobusów wydłuży się niemiłosiernie. Aktualne rozkłady wezmą w łeb. Zamieszanie gotowe.
Chyba znów się przekonamy, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?