Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kiedy pęka bobrza tama...

Iza Puc
Dwa tygodnie temu w Czechach Orlańskich ktoś zniszczył tamę bobrową, która jest ustawowo chroniona. Kto - nie wiadomo. Mieszkańcy przekonani są, że zrobił to właściciel pobliskich stawów. Policja twierdzi, że doszło do tego samoczynnie, bez ingerencji człowieka.

Żadne zwierzę nie ma tak dużych możliwości zmieniania i przystosowywania środowiska do swoich potrzeb jak bóbr, przez co żadne zwierze nie wzbudza tak wielu kontrowersji. Jedni uważają go za wspaniałe zwierze, a jego obecność ma dla środowiska jedynie pozytywne znaczenie. Drudzy uważają, że jest to szkodnik, którego należałoby tępić. Taka walka o być albo nie być bobra rozgrywa się w małej puszczańskiej wiosce, Czechach Orlańskich.

Woda zalała nieużytki

Bobry wprowadziły się do wsi w zeszłym roku. Na posesji jednego z mieszkańców wybudowały tamę, która spiętrzyła wodę. W konsekwencji spowodowało zalanie znacznej powierzchni gleb. Nie były to gleby uprawne, a zwykłe nieużytki rolne. Początkowo dla właściciela tychże nieużytków bobry były jego zmorą. Jednak po otrzymaniu wypłaty z tytułu odszkodowania zaczął patrzeć na nie bardziej przychylnym okiem.
- To są tylko nieużytki rolne, na których i tak nic nie robię. Myślę nawet, że ten zbiornik wodny powstały dzięki borom dodawał naszej wsi wiele uroku - mówi Jerzy Czykwin.
Nie wszystkim jednak mieszkańcom udało się ten urok dostrzec. Dwa tygodnie temu tama została całkowicie rozebrana i wywieziona do lasu, a z wielkiego zbiornika wodnego pozostała malutka rzeczka.

Konserwator nic nie wiedział

Bobry są pod częściową ochroną, a na zniszczenie ich budowli zgodę musi wydać wojewódzki konserwator przyrody. Ale takiej zgody konserwator nie wydał. Rodziną bobrów zainteresował się były mieszkaniec wsi Jerzy Androsiuk, który często odwiedza te okolice.
- To wspaniały teren dla bobrów, prawdziwy raj. Nie ma tu żadnego rolnictwa, nikomu więc nie wyrządzą znaczących szkód. Jednak w opinii mieszkańców wsi bóbr to porostu szkodnik. Gdy została zniszczona tama, nikt się tym nie przejął. Ja jednak nie chciałem tego tak pozostawić - mówi Jerzy Androsiuk.
Początkowo tama niszczona była tylko częściowo. Wtedy bobry przez jedną noc potrafiły naprawić wyrządzone szkody. Już wówczas Jerzy Androsiuk próbował zainteresować tym Wojewódzkiego Konserwatora Przyrody.
- Za każdym razem zniszczenia tamy było coraz większe, nie chciałem więc czekać i zadzwoniłem do konserwatora. A tam poinformowano mnie, że jeżeli mi to przeszkadza, to mogę złożyć doniesienie do prokuratury. Zadzwoniłem więc z prośbą o interwencję do Federacji Zielonych. Tam podano mi numery do ekologów mieszkających w powiecie hajnowskim, a ci z kolei odesłali mnie do dziennikarzy. Na koniec zadzwoniłem do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. I wreszcie zapewniono mnie o interwencji w tej sprawie. Dwa dni później okazało się, że tama jest już całkowicie zniszczona - opowiada Androsiuk.
Rzeczywiście, kilka dni później do Czech Orlańskich przyjechała Anna Rudnik z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami oraz Joanna Zaniewska, prezes fundacji w obronie zwierząt "Maja".
Spotkały się z mieszkańcami i wójtem gminy Dubicze Cerkiewne Anatolem Pawłowskim.
- Po spotkaniu z wójtem pozostał nam tylko niesmak, zachował się w stosunku do nas bardzo chamsko. Teraz czekamy na jego reakcję, jakie stanowisko zajmie w tej sprawie. I jeżeli nie będzie żadnej reakcji, to zrobię awanturę medialną. Tak nie może być, przecież to człowiek pierwszy wkroczył w przyrodę i zaczął ją dewastować - mówi Joanna Zaniewska.

Bazyl M.: To nie ja

Komu przeszkadzała tama i kto mógł ją rozebrać? Mieszkańcy nieoficjalnie zgodnie wskazują na jedną osobę.
- Kto tę tamę rozwalił, tego nie widzieliśmy, ale przeszkadzała ona tylko jednemu gospodarzowi, który ma dwa stawy rybne. Po pojawieniu się bobrów i wzroście wody w rzece ryby ze stawów zaczęły przepływać do rzeki. Na dodatek narzekał, że robią bardzo dużo nor i niszczą mu staw - mówią mieszkańcy Czech Orlańskich.
Sam Bazyl M. do całkowitego zniszczenia tamy się nie przyznaje.
- Rzeczywiście bobry wyrządziły mi wiele szkód w stawach. Czasem chodziłem i trochę je z góry rozwalałem, żeby obniżyć poziom wody w rzece. Jednak na pewno nie zniszczyłem jej całkowicie. Nie wiem, kto i jak to zrobił. Ja nawet nie dałbym rady, mam 68 lat i jestem po dwóch zawałach - tłumaczy Bazyl M.
Po interwencji pań z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wójt gminy skontaktował się z policją z Kleszczel. Policja po obejrzeniu miejsca po rozwalonej tamie i konsultacji z przyrodnikami stwierdziła, że zniszczenie tamy nie było spowodowane ingerencją człowieka. Według nich tama została zniszczona samoczynnie na skutek powstałej wyrwy. Więc sprawy nie ma. W tę wersję nie wierzą leśnicy.

Leśnicy nie wierzą policji

- Bobry to najlepsi inżynierowie. Ich tamy, nawet gdy są opuszczane, stoją jeszcze kilka lat. A w przypadku gdy mieszka tam rodzina, raczej mało jest możliwe, aby doprowadziły one do powstania jakiejś wyrwy. Przecież gdy tylko coś zostaje w tamie zniszczone, bory natychmiast to naprawiają - mówią nieoficjalnie leśnicy.
- Zastanawia mnie także stosunek ekologów związanych z Puszczą Białowieską. Często słyszę jak wypowiadają się w mediach o tym, iż puszczańskie lasy oraz mieszkające w nich zwierzęta potrzebują szczególnej ochrony i należy zrobić wszystko, aby ją zapewnić. Jednak gdy właśnie ustawowo chronione zwierze jest zagrożone i proszę tychże samych ekologów o pomoc, to każdy z nich bezsilnie rozkłada ręce, zasłaniając się brakiem czasu - mówi rozżalony Jerzy Androsiuk.
Mimo zniszczeń bobry wciąż przebywają na tym terenie, jednak nie budują już one kolejnej tamy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny