Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Katastrofa kolejowa. Całe Chałupki ratowały ofiary (zdjęcia)

Piotr Kalsztyn, Adrian Leks media regionalne
Katastrofa pod Szczekocinami
Katastrofa pod Szczekocinami You Tube
Wieczorem, 3 marca najpierw był straszny huk. Katastrofa kolejowa pod Szczekocinami wstrząsnęła Polską. Potem Chałupki stały się na chwilę centrum Polski, a mieszkańcy wsi bohaterami.

[galeria_glowna]
Wieś zapomniana przez świat, tylko czternaście domów. Największy problem mieszkańców - niczyja, nieremontowana od lat droga. Ale ludzie tu uczynni, zgrani. To oni jako pierwsi ruszyli na pomoc ofiarom katastrofy kolejowej.

- To było coś okropnego. Córka przybiegła przerażona pytać, czy dom się wali, mąż krzyczał coś o butli gazowej, pierwsza moja myśl to bomba - wspomina moment katastrofy Anna Sap, właścicielka domu, naprzeciwko którego zderzyły się pociągi. - Gdy dobiegliśmy do okna, najpierw było ciemno, a po chwili błysk ognia. W jednej sekundzie zobaczyliśmy leżący pociąg.

Dopiero gdy pobiegła na miejsce, zorientowała się, że to prawdziwa katastrofa.

- Pierwsze wrażenie to makabra. Nie mieliśmy ze sobą latarek, słychać było jedynie krzyki i prośby o pomoc. Z oświetleniem było jeszcze gorzej, widząc zmiażdżone wagony, bałam się nawet pomyśleć, co tam się stało.

Nikt na początku nie zdawał sobie sprawy z ogromu katastrofy.

- Mieszkam w Chałupkach, ale akurat byłem na zbiórce strażaków w Goleniowie - wspomina Sławek Molenda, 16-latek. - Pojechałem z chłopakami, gdy zadzwonił alarm. Nikt nam nie powiedział, co się właściwie stało, myślałem, że jedziemy do wykolejonego pociągu.

Z pomocą poszkodowanym pospieszyli też mieszkańcy innych okolicznych wiosek.

- Zadzwoniła siostra mojej dziewczyny i powiedziała, co się stało. Wsiadłem w samochód i zaraz byłem na miejscu. Chciałem pomóc, po prostu, z dobroci serca. W telewizji mówili później, że przyjechali gapie - mówi 24-letni Adrian Poczęty z Tarnawej Góry.

Chłopaki nie ustępowali ratownikom

Media i politycy podkreślają, że akcja ratunkowa przeprowadzona była perfekcyjnie, a służby ratunkowe znalazły się na miejscu po kilkunastu minutach. Ale do tego czasu setki przeżywających dramat pasażerów było zdanych na mieszkańców Chałupek.

- Najpierw wyprowadziliśmy większość osób na drogę, zaprosiliśmy do naszych domów, daliśmy im koce i ciepłe napoje. Mężczyźni pomagali wyciągać ludzi z wagonów, każdy robił wszystko, co tylko mógł - opowiada Anna Sap.

- Widok był okropny, widziałam porozrywane kończyny, jakby wybuchła jakaś bomba - relacjonuje Zofia Kozik. To na jej posesji prowadzona była cała akcja.

- Jesteśmy małą miejscowością, ale bardzo zgraną. W niedzielę wszystkie baby ze wsi miały się spotkać u sołtysa, żeby świętować Dzień Kobiet. Szczęście w nieszczęściu, że mieliśmy przygotowane już jedzenie i napoje - dodaje starsza kobieta. - Najbardziej dumna jestem z naszej młodzieży, chłopaki nie ustępowali ratownikom.

Daliśmy radę

- Młodych ludzi chyba nie przeraził tak bardzo ten widok, zachowali zimną krew - podkreśla Marzena Kozik, córka pani Zofii. Bo jedni pomagali podając herbatę, inni byli w tym czasie w centrum katastrofy.

- Wchodziłem do zmiażdżonych wagonów, żeby wynosić ludzi, widziałem zmasakrowane nogi i ręce, mijałem martwych. Gdy przyjechali już ci wszyscy ratownicy, to już tylko przenosiłem na noszach rannych do karetek. Trzy godziny później już nikt nas do pomocy nie potrzebował - mówi Sławek.

- Większość ludzi w pierwszych wagonach była ściśnięta siedzeniami, nie mogli się ruszyć. Bez użycia sprzętu rozrywaliśmy siedzenia, żeby ich uwolnić. Chyba daliśmy radę - dodaje jego brat, 18-letni Krystian.

Ci ludzie ciągle mi się śnią

Mieszkańcy próbują zapomnieć o tym, co się stało. To niełatwe.

- Nie potrafię się na niczym skupić - przyznaje Anna Sap. - We wtorek pojechałam do pracy i po prostu musiałam wrócić do domu. Gubię pieniądze, zapominam, co chcę kupić w sklepie. Najgorsze, że mieszkając tutaj nie da się o tym zapomnieć. Wystarczy wyjrzeć przez okno, spojrzeć na ten pociąg i przypominają się te czarne worki, chyba do końca życia będą mnie prześladować.

Sławek podkreśla, że powoli udaje mu się wrócić do normalnego życia.

- Rozmawiałem o sytuacji z bratem, z rodzicami i jest już OK. Tylko ci ludzie mi się ciągle śnią, czasem wystarczy zamknąć oczy, żeby ich znów zobaczyć - mówi 16-latek. - Czy coś się zmieniło? Teraz już na pewno zostanę strażakiem.

Czytaj e-wydanie »

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny