„Wójt”, „Wujo” czy po prostu „Nanek”, jak nazywała Janusza Wójcika jego żona Krystyna, należał do najbarwniejszych osobowości polskiego sportu – przy nim nigdy nudno nie było, zawsze działo się coś wybuchowego czy jak kto woli rozrywkowego, coś, co stanowiło znakomitą pożywkę dla dziennikarzy, którą mogli faszerować przez lata nie tylko kibiców piłki nożnej.
Kontrowersyjny i skuteczny
Dla jednych był postacią niezwykle kontrowersyją, a dla innych nieprowadopodobnie skuteczną. Jednym niesamowicie zalazł za skórę, innym natomiast uchylił nieba. Jedni nazywali go szarlatanem czy nawet gorzej – przestępcą. Drudzy z kolei mówili o nim „narodowy”, nietuzinkowy, wyjątkowy – tak, był polską wesją „The Special One”, gdy nikt jeszcze nie słyszał nawet o Jose Mouirinho.
Wójcik doprowadził polską młodzieżówkę do srebra olimpijskiego w Barcelonie, w czasach transformacji ustroju w Polsce – najgorszych dla polskiego sportu, gdy ciężko było znaleźć środki na odpowiednie przygotowania, sprzęt, odżywki, zgrupowania, bo kraj wymagał zdecydowanie innych potrzeb. „Wójt”, jak mało kto, potrafił o to zadbać – znalazł sponsorów, wsparcie z Zachodu i o dziwo, w Polsce, doprowadził do powołania fundacji, która stworzyła piłkarskim talentom warunki na przyzwoitym międzynarodowym poziomie (o niebo lepszym, jakie miała borykająca się z wiecznymi problemami pierwsza reprezentacja).
Finał marzeń na Camp Nou
Znakomita selekcja, poparta kapitalnym przygotowaniem i opieką medyczną, zaprocentowała ostatnim medalem polskiego sportu na igrzyskach w grach zespołowych po pamiętnym finale na Camp Nou przegranym w nieprawdopodobnej końcówce 2:3 w obecności króla Juana Carlosa I z drużyną gospodarzy – Hiszpanią U-23, w której składzie byli wówczas tacy piłkarze jak Luis Enrique czy Pep Guardiola.
Od razu po Bracelonie '92 „Wujo” chciał, jak to powiedział po powrocie na Okęciu jego ulubieniec Wojciech Kowlczyk („wolę pijanego Kowalczyka od trzeźwego Łapińskiego”), zmienić szyld i jechać dalej, to znaczy kontynuować marsz po sukcesy z pierwszą reprezentacją. Halt! Nie pozwolono mu! Musiał zrobić krok w tył i objąć Legię Warszawa, z którą w cuglach zdobył mistrzostwo Polski, odebrane przez PZPN po tak zwanej strzelaninie na telefon (pamiętne „cała Polska widziała” wiceprezesa PZPN, Ryszarda Kuleszy).
Tańce z Kwaśniewskim na stole
Wyjechał więc, by nie powiedzieć, że uciekł wręcz do... Zjednoczonych Emiratów Arabskich, gdzie zaczął budować podwaliny pod petrodolarowy futbol. Po kilkuletniej przygodzie wrócił do Polski, aby przejąć pierwszą reprezentację, dzięki pomocy audiotele i komentatora TVP Dariusza Szpakowskiego, który wymyślił dawnego sąsiada z Nicejskiej na selekcjonera. Nikt nie śmiał wówczas nawet się zająknąć, że swoje trzy grosze do wyboru dorzucił ówczesny prezydent RP, Aleksander Kwaśniewski, z którym „Nanek” pogrywał w Dubaju w tenisa, nie wspominając nawet o tańcach na stole.
„Wójt” przejął więc wreszcie pierwszą reprezentację i trafił do naprawdę prawdziwej „grupy śmierci” z Anglią, Szwecją i czwartą na świecie wówczas Bułgarią. Walkę o awans do Euro 2000 stoczył do ostaniego meczu w grupie ze Szwecją w Sztokholmie, gdzie przed spotkaniem PZPN spisał go na straty i zaczął już szukać następcy.
Potem była egzotyczna Syria, eksplozywny Cypr i całkiem niepotrzebny powrót do polskiej Ekstraklasy (Śląsk Wrocław i Świt Nowy Dwór oraz Widzew Łódź), który przyniósł więcej szkody (na wizerunku) niż pożytku. Choć do historii polskiej piłki z tych czasów przejdą takie bon moty jak „gramy bez bramkarza ku*wa, zobacz on w siatkowkę gra” czy „tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić”, że o najbardziej pamiętnym jeszcze z czasów reprezentacji „kasa, misiu, kasa” należałoby wspomieć.
Zgubiła i zabiła go polityka
Była też pamiętna „jazda po torach” posła „Samoobrony” i szefa sejmowej komisji sportu po Balu Mistrzów Sportu, a także „nalot na willę przy Puławskiej”, skąd zgarnięto byłego selekcjonera do aresztu we Wrocławiu za ustawianie ligowych meczów. Wyrok i zawieszenie w działalności w polskiej piłce. Upadek na schodach, operacja czaszki, rehabilitacja, nawroty padaczki. Wprowadzenie Dawida Janczyka do młodzieżówki. Podprowadzenie Roberta Lewandowskiego w Zniczu Pruszków do wielkiej piłki. W tak zwanym międzyczasie dwie książki „Jedziemy z frajerami” i „Jak goliłem frajrów” i niespodziewana... śmierć, gdy szykował się już do pracy w Katarze, gdzie miał podjąć za pięć lat jako doradca gospodarzy mundialu 2022 reprezentację Polski.
Niekwestionowana osobowość. Niebanalny trener, którego zgubiła polityka.
Dzisiaj na jego grobie płonie znicz Widzewa, w którym zaliczył epizod, a brak lampek czy wiązanki ukochanej Legii i PZPN, którego prezes Cezary Kulesza widocznie szybciutko zapomniał, co byłemu trenerowi Jagiellonii Białystok zawdzięcza.
Świątek rozstaje się z trenerem!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?