Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Karol Wróblewski, wokalista zespołu Believe

Jerzy Doroszkiewicz
Karol Wróblewski
Karol Wróblewski Slaw Haratym
Nigdy nie planowałem śpiewania art rocka, a okazało się, że pasuje mi jak ulał. Dziś nie wyobrażam sobie zmiany kierunku muzycznego. Pomógł mi Tadeusz Konador, do którego specjalnie z Bielska Podlaskiego jeździłem do Warszawy na lekcje emisji głosu jako nastolatek. To świetny specjalista, wcześniej szkolił nawet Korę z Maanamu.

Co miałeś z polskiego w szkole?
Karol Wróblewski:
- Powiem wprost - zawsze byłem prymusem. Lubiłem język polski. Kocham Herberta, jest dla mnie wielką inspiracją i zazdroszczę Mirkowi Gilowi, założycielowi zespołu i naszemu gitarzyście, że miał okazję go poznać. Widział jak poeta spaceruje koło jego bloku z pieskiem i często zamieniali parę słów.

Jak udało Ci się zostać jednym z najważniejszych głosów polskiego art rocka?

- W Polsce jest wielu utalentowanych ludzi, widać to choćby po gwałtownym rozwoju sceny progresywnej. W tej stylistyce gra już dużo zespołów. A ja? No cóż, kilka lat temu poznałem Mirka Gila, właściwie przypadkiem, choć niektórzy twierdzą, że nie ma przypadków i sam tego doświadczam coraz częściej. Nigdy nie planowałem śpiewania art rocka, a okazało się, że pasuje mi jak ulał. Dziś nie wyobrażam sobie zmiany kierunku muzycznego. Pomógł mój nauczyciel głosu z Warszawy, pan Tadeusz Konador, do którego specjalnie z Bielska jeździłem na lekcje emisji głosu jako nastolatek. Wiedziałem, że chcę robić swoją muzykę, że będę dążył, żeby mieć swój zespół, być wokalistą, pisać teksty. I w końcu spotkaliśmy się z Mirkiem.

A skąd muzyka wzięła się w twoim życiu?

- W moim domu zawsze rozbrzmiewała dobra muzyka, w rodzinie wszyscy mają słuch muzyczny. Mój tato śpiewał może nie zawodowo, ale w młodości miał głos jak Morten Harket z A-Ha. Jeśli przeczyta to w “Porannym", to będzie dla niego duży komplement. To było śpiewanie takie okolicznościowe, szukał sposobu, żeby zarobić trochę pieniędzy.

Na weselach? Dziś nawet znani muzycy dorabiają na takich imprezach.

- Oczywiście. Każdy próbuje wiązać koniec z końcem. W branży muzycznej nie jest łatwo.

Tata śpiewał i przy goleniu, i po goleniu?

- Tak, a ja uwielbiałem muzykę od dziecka, szczególnie tę zagraniczną. Phila Collinsa, Beatlesów, od zawsze ciągnęło mnie w stronę muzyki anglojęzycznej.

W dzieciństwie śpiewałeś "po norwesku"?

- O tym się rzadko mówi, ale wokaliści tak śpiewają. Angielskiego zacząłem się uczyć w podstawówce. Doskonaliłem się, słuchając muzyki. I chyba robię postępy. Pamiętam, że przy recenzji poprzedniej płyty miałeś zastrzeżenia.

Na “The Warmest Sun in Winter" jest dużo lepiej.

- Pstryczek w nos zawsze jest potrzebny. To dało mi do myślenia, że warto i trzeba pracować.

Ale zanim trafiłeś do Believe, zaczynałeś w Studiu Piosenki Fart - to takie legendarne miejsce w Bielsku Podlaskim.

- Nie wiem czy w Podlaskiem jest druga tak aktywnie działająca osoba, jak Justyna Porzezińska, moja pierwsza nauczycielka. Ona przygotowywała mnie do wielu konkursów, w których startowałem w dzieciństwie.

To ile miałeś lat, gdy po raz pierwszy stanąłeś do konkursu?

- To było jeszcze przed Fartem - miałem sześć lat. U Justyny zacząłem śpiewać mając osiem lat.

I zero tremy?

- Determinacja i odczuwanie muzyki było u mnie tak silne, że chciałem to robić. Rodzice widząc, że mam talent, że chcę iść w tym kierunku i sprawia mi to radość, nie stawiali żadnych barier. W momencie dojrzewania, głosu uczyłem się u kilku dobrych specjalistów.

Musiałeś wyjechać z Bielska?

- Absolutnie nie. U nas jest wielu utalentowanych ludzi. Uczyłem się emisji głosu nawet u Ireneusza Ławreszuka. Prowadzi on w Bielsku chór cerkiewny Parafii Prawosławnej Zaśnięcia NMP i jest specjalistą od ustawiania głosu. Swego czasu śpiewałem też trochę klasycznie. Uczyłem się u prof. Cezarego Szyfmana z Uniwersytetu Muzycznego i cały czas śpiewałem w studiu Justyny Porzezińskiej. Tam rozwinąłem się najbardziej - ona ma dar do pracy z ludźmi.

Inną kuźnią wokalistów jest bielski zespół Mr Blues?

- To był następny ważny przystanek. Gitarzystą był mój nauczyciel WF-u w szkole - pan Jarek Pawlik. On wiedział, że już próbuję śpiewać, wiele razy rozmawialiśmy o muzyce i doszło do pierwszych kontaktów z bluesem. To jest najważniejsze doświadczenie muzyczne. Wszedłem na trochę inny stopień myślenia o muzyce. Taki jest blues - zmienia postrzeganie wszystkiego. Graliśmy na festiwalu bluesowym w Siemiatyczach. Byłem naprawdę gówniarzem, chyba miałem iść do pierwszej klasy liceum, a Sławek Wierzcholski na scenie wręczając nam wyróżnienie zapytał: “ile ty masz lat, człowieku?"

W Warszawie są większe szanse, by coś osiągnąć?

- To logiczne. Jeśli chcesz zrobić coś więcej, niż śpiewać w swoim mieście, trzeba wyjechać, poznać ludzi, ale przede wszystkim trzeba pracować nad swoim głosem i nad sobą, no i wiedzieć, czego się tak naprawdę chce. Śmiało iść do przodu, ale nie zapominać o miejscu, z którego się pochodzi. Ja zawsze podkreślam, że pochodzę z Bielska Podlaskiego, nawet w rozmowach z fanami za granicą.

Na nowej płycie opowiadasz o spotkaniu dwóch przyjaciół, których łączyło wspólne dzieciństwo.

- To prawdziwa historia. Mirek Gil, nasz gitarzysta rok temu zimą spotkał na ulicy przyjaciela z dzieciństwa i okazało się, że jest bezdomny. Nie przeszedł obok niego obojętnie, postanowił mu pomóc. Wtedy nagrywaliśmy album Mr Gila, a ten człowiek opowiadał o strasznych historiach, bo życie bezdomnych jest straszne. I paradoksalnie tamtej srogiej zimy on wniósł pomiędzy nas dużo słońca. Mając u boku człowieka, który nas potrzebował i któremu możemy pomóc - poczuliśmy się lepiej. I stąd tytuł nowej płyty - “Najgorętsze słońce w zimie".

We wrześniu graliście na Zachodzie: w Belgii, Szwajcarii a także w Wielkiej Brytanii - kolebce rocka progresywnego.

- W Anglii graliśmy w Ratuszu, w miasteczku Lydney, na międzynarodowym festiwalu rocka progresywnego. To była duża presja - tam miało się okazać, jak odbierze nas anglojęzyczna publiczność. Było świetnie, fani tam mają dużo szacunku do artystów. Przed każdym utworem jest cisza, na koniec też, a potem wielkie oklaski.

A słyszeli was pierwszy raz w życiu, prawda?

- Kiedy zeszliśmy ze sceny, nikt nie sądził, że jesteśmy z Polski. To było budujące i potrzebne, żeby nagrać nową płytę.

Czyli taka delikatna i pełna poezji muzyka sprawdza się na Zachodzie?

- Bardzo. Kiedy tam występowaliśmy, a później rozmawialiśmy z Anglikami, to było niesamowite. Podobnie reagowała publiczność holenderska. Nie ma fana, który wychodząc z klubu nie kupi twojej płyty albo koszulki. Tam szacunek do artysty ma inny wymiar. Chodzenie na koncerty w Anglii, w Holandii to forma spędzania wolnego czasu.

Czy muzyka może być rodzajem terapii?

- Są takie komentarze, że nasza muzyka potrafi rozjaśnić komuś mroczny dzień - dla artysty to są bardzo ważne słowa. Jeżeli sprawisz, że twoja muzyka choć przez chwilę spowoduje, że życie kogoś nawet przez moment będzie inne, bardziej refleksyjne albo bardziej radosne czy pełniejsze - to muzyka może być formą terapii. Ja też, z płyty na płytę coraz bardziej sam się poznaję, wiem co mam do powiedzenia.

Oj, masz chyba dużo do przekazania, bo oprócz Mr Gila i Believe założyliście jeszcze Small Mechanics.

- Cały czas powstaje materiał, bo poznałem utalentowanego muzyka z zespołu Vavamuffin. Płyta będzie oscylowała w klimatach trip hopowych, nie w ragga, jak jego macierzysty zespół. Jestem bardzo otwarty na muzykę.

Te nagrania są już w internecie - jakie jest znaczenie sieci dla muzyki?

- Dziś obecność w internecie to podstawa. Bez sieci droga do popularności jest zamknięta. To komunikacja z dziennikarzami, z fanami, tam przeniosło się życie. Muzyka jest czymś nie fizycznym, a miejsce rzeczy niefizycznych jest w internecie, bo i on jest wytworem ludzkiej wyobraźni.

Spodziewałeś się, że dzięki muzyce wyruszysz z Bielska w świat?

- Po cichu zawsze o tym marzyłem. Bo wielkie marzenia rodzą się z takiej osobistej tajemnicy. Cieszę się z tego co jest teraz. Progresywny rock nie jest bardzo popularny. Nie jest sztuką nagrywać utwory, które nic nie znaczą, a są ogrywane przez radia, ale sztuką coś, co sprawi, ze nawet w niszy dany zespół będzie rozpoznawalny i o tym marzyłem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny