Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław „Miami” Pieczonka: Najważniejsze było przetrwać

Anita Czupryn
Anita Czupryn
Jarosław Pieczonka Miami: Orientuję się na Izrael. To mój nowy rozdział. Bez podtekstów proszę
Jarosław Pieczonka Miami: Orientuję się na Izrael. To mój nowy rozdział. Bez podtekstów proszę Materiały prasowe
Na całym świecie – i tak też powinno być w Polsce – służby chronią biznes i biznesmenów. I państwo powinno chronić biznesmenów, wykorzystując do tego byłych funkcjonariuszy, byłych mundurowców. Na świecie tak jest. Chodzi o to, żeby biznes zarabiał pieniądze, ale już nie decydował, jacy ludzie mają być w służbach i w polityce i jakie mają być służby, i polityka – mówi Jarosław Pieczonka ps. Miami, były agent kontrwywiadu wojskowego i były policjant.

Co jest Twoim największym talentem?

Samodyscyplina. Pamięć – ogólna i fotograficzna. Lojalność i wierność, które były w moim życiu sprawdzane wielokrotnie. Zaraz się pewnie odezwą moi adwersarze i będą wołać, że nie byłem lojalny wobec mojego szefa, pana pułkownika Edmunda Muchy, szefa wydziału XI CBŚ KGP w Gdańsku. Od razu więc ripostuję: Muchę traktowałem jak własnego ojca; z wielkim szacunkiem. Mimo tego, że w wyniku błędnych decyzji prowadzonej kombinacji operacyjnej zostałem pozostawiony sam sobie. Mam tu na myśli pierwszą w Polsce kombinację „Bankier” dotyczącą prania brudnych pieniędzy; chodziło o kantor Conti. I potem, w wyniku dyskredytacji mojej osoby, po moim odejściu z policji Mucha nie chciał mi pomóc. Byłem lojalny do samego końca, próbowałem załatwić sprawy we własnym gronie, a Mucha na moje trzykrotne prośby nie reagował. Kompletnie mnie zlekceważył.

Opowiadałeś o tym w rozmowie z Anną Wojtachą, w książce „Miami bez cenzury”. Ale nie będziemy wszystkiego zdradzać. Nieprzypadkowo pytam Cię o talenty, bo w książce mówisz, że nie miałeś talentów do przedmiotów ścisłych, jak Twoje rodzeństwo.

Tak!

Ojciec więc Cię lał, bo nie umiałeś liczyć, choć miałeś dopiero sześć lat.

Tak, tak!

Ale przecież całe Twoje dotychczasowe życie wskazuje, że Twój podstawowy talent to umiejętność przetrwania.

Zgoda, tak jest. O tym chciałem powiedzieć w dalszej części. O umiejętności przetrwania w mega ciężkich warunkach. Po pierwsze przetrwać katowanie ojca. Chciał dla mnie dobrze, ale mnie tłukł. Najważniejsze było, żeby to wytrzymać. Wytrzymać garnek z wodą nad głową. Wytrzymać odpytywanie tabliczki mnożenia. Lanie pasem albo kablem. Kolejna sprawa to warunki domowe. Nie mieliśmy ciepłej wody; mama grzała wodę na kuchni węglowej, zanim podłączono we Wrzeszczu gaz. Kąpała nas raz w tygodniu w wannie w kuchni: mnie, brata i siostrę. Do ubikacji biegało się na półpiętro. Byłem przyzwyczajony do surowych warunków bytowych, do twardego życia. Do mycia się w zimnej wodzie. W wakacje jeździło się na kolonie letnie. Nie chciałem na nie jeździć, bo w nocy moczyłem się do łóżka. Było mi wstyd. Prałem prześcieradła, żeby inne dzieci nie zobaczyły i mokrym zaścielałem łóżko. Przychodziła kolejna noc i znów to samo.

Nie miałeś problemu z tym, żeby ujawnić to w książce? Ty, żołnierz, agent kontrwywiadu, policjant, prawdziwy macho?
Ujawnić to, że sikałem do łóżka, jak byłem dzieckiem? Nie mam z tym żadnego problemu. Dziś jestem dojrzałym facetem. Nie ma we mnie wstydu. Wyrabiało się to we mnie latami.

Tak się hartowała stal.

Żebyś wiedziała. Można tak powiedzieć. Miałem w sobie karność. Jak nauczyciel w szkole powiedział, że trzeba zrobić zadanie domowe, to nie odkładałem na ostatnią chwilę. Odrabiałem wszystko od razu po przyjściu ze szkoły.

Jak dziś patrzysz na swoją fascynację wojskiem? Narodziła się, gdy miałeś kilka lat, byłeś u babci i przez płot podglądałeś żołnierzy z jednostki. Co naprawdę Cię zafascynowało?

Widok mundurów, ich kolor; zapach koszar. Zapach wojskowej kawy. Pamiętam nawet zapach wartowni, kiedy po raz pierwszy do niej wszedłem. Żołnierzy, którzy byli poukładani – wszyscy mieli jednakowe buty, jednakowe mundury, karabiny. Cała ta jednostka, taka poukładana; dla mnie to był inny świat. Świat poukładanych klocków. Zupełnie inny był za koszarami – szedłem ulicą, widziałem, a to rozbity śmietnik, a to dziurę w chodniku. A w jednostce wojskowej był porządek. Wszystko, co osiągnąłem, zawdzięczam wojsku i policji. To się nie zmieniło – bez wojska i policji mnie by nie było.

A bez agencji towarzyskiej? Swego czasu pracowałeś tam jako ochroniarz.

Ochraniałem burdel! Po prostu. Byłem tam kierownikiem od spraw bezpieczeństwa, ekspertem od trudnych rzeczy. Była końcówka lat 90, początek 2000. Przychodzili ludzie z miasta, robili awantury. Działy się różne rzeczy. Ja byłem straszakiem na nich. Zostałem tam normalnie zatrudniony; miałem umowę o pracę. Jeśli ktoś myśli, że dorobiłem się na pracy w agencji towarzyskiej, to się grubo myli; pracowałem za śmieszne pieniądze. Za 1500 złotych. Prawdziwe pieniądze zarabiałem gdzie indziej.

U biznesmena, którego nazywasz Baumem. Dziennikarz Michał Rachoń przeprowadzając raz z Tobą wywiad w telewizji, wymienił jego nazwisko. Potwierdzisz, że to jeden z najbogatszych Polaków?

Chcesz, żebym potwierdził ci nazwisko? Nie potwierdzę.

Wróćmy do początku. Czyli do wojska, do którego wstąpiłeś. Przydała ci się tam umiejętność przetrwania. Dziś nie ma już w wojsku czegoś takiego jak fala?

Dzisiejsze wojsko to inna bajka. Ale odpowiem ci tak: moim zdaniem fala w wojsku być powinna. Oczywiście nie taka, jaką ja przechodziłem, bo to był czysty sadyzm. Ale fala może też mieć dobre strony. Lata później, pracując w Afryce, na przełomie 5 lat miałem wokół siebie chyba z 300 ludzi. Gdybym miał z nich wybierać moich współpracowników, wybrałbym może dwóch. Wyobrażasz sobie? To jest odpowiedź na twoje pytanie. Dzisiaj wojsko to przedszkole. W porównaniu z moją służbą, mam tu na myśli jednostkę specjalną, pluton specjalny, 6 Pomorską Dywizję Przeciwdesantową, że o kontrwywiadzie nie wspomnę. Dostałem unikatową, wydaje mi się, szansę, bo mogę patrzeć z tak różnych perspektyw - i tajnego współpracownika, czyli agenta, i kadrowego funkcjonariusza. Coś takiego się prawie nie zdarza.

Tobie się zdarzyło. Chłopakowi – wówczas – po zawodówce.

Podnosiłem to w rozmowach z oficerem prowadzącym. „Obywatelu majorze – mówiłem. – Jak obywatel major sobie to wyobraża; nie mam szkoły, mam tylko zawodówkę”. Odpowiadał: „Masz inne, potrzebne cechy. Szkołę zawsze zdążysz sobie zrobić”. Ale o tym, że mnie przyjęli do kontrwywiadu, nie decydował obywatel major, tylko szef służby. Dla wojskowej służby – kontrwywiadu wojskowego, ale myślę też, że i dla „Dwójki” wtedy, czyli wywiadu wojskowego, tajny współpracownik, czyli człowiek, liczył się ponad wszystko. Człowiek był najważniejszy; najważniejsze było jego bezpieczeństwo, jego przeszkolenie i to, że nie zostawiało się go samopas.

Często w Twojej pracy tajnego agenta było tak, że cię zostawiano i nie wiedziałeś, co z Tobą będzie, jak masz działać.

To były elementy szkolenia.

Dlatego do policji poszedłeś jako zwyczajny „kierowca Nyski”, choć byłeś już super wyszkolonym gościem, miałeś za sobą wiele operacji specjalnych?

Tak byłem przygotowywany. Po jednej z akcji związanej z porwaniem samolotu z Okęcia, wsadzono mnie do aresztu, a potem zwolniłem się z wojska i zostałem zwykłym mechanikiem. Pracowałem na zajezdni, olej leciał mi na czoło, ropa tryskała z filtrów, które trzeba było zmieniać. To była bardzo brudna robota. Tak działały wojskowe służby – nie mówiły, co będziesz robić za kilka miesięcy. Trzeba było się skupić na tym, co tu i teraz. Wytłumaczę ci to na przykładzie. Załóżmy, że jesteś moim oficerem prowadzącym. Dostałem zadanie, wykonuję je. Ale jestem ciekawy, co będzie za pół roku, co będę robić za rok. Jeśli mi o tym powiesz, to wierz mi, że zadanie, jakie mam wykonać dzisiaj, jutro, pojutrze, automatycznie spycham na plan dalszy, bo głowa myśli już tylko o tym, co będę robił za te pół roku czy rok. Dlatego to nie ma żadnego sensu.

Rozumiem.

Duży nacisk w moim wyszkoleniu kładziono na wytrzymałość psychiczną i pracę na czas. Na cierpliwość. Nikt mi na przykład nie powiedział, że będę przygotowywany jako agent do Legii Cudzoziemskiej, do której miałem wstąpić. Kiedy przechodzisz szkolenie kontrwywiadowcze, wykonujesz różne zadania, musisz funkcjonować w swoim środowisku. Wojskowe służby nie przygotowywały swoich współpracowników na rok czy dwa. Przygotowywały na lat 10, na 15. Dlatego uczono cierpliwości, czekania, bo później tajny agent zostaje wrzucony na głęboką wodę i nie ma co miesiąc spotkań, w których dowiaduje się, co ma robić. Do tego potrzebne są samodyscyplina, karność, cierpliwość, systematyczność. Agent przede wszystkim ma być kreatywny. Jeśli szef mówi ci, że przez najbliższe trzy lata masz nie prowadzić działalności wywiadowczej czy kontrwywiadowczej, to znaczy, że masz jej nie prowadzić.

Byłeś przygotowywany do tego, żeby wyjechać do Legii Cudzoziemskiej jako tajny agent polskiego kontrwywiadu, ale w efekcie nie pojechałeś. Wiesz, dlaczego?

Nie wiem. Przygotowanie miałem idealne. Nigdy się tego nie dowiedziałem. To była już końcówka lat 80., w Polsce zaczynała się transformacja. Może ktoś na górze wymyślił: „Nie damy go do Legii Cudzoziemskiej. Damy go do policji”. I tak się stało, i sprawdziło się świetnie.

Usłyszałeś, że masz iść do policji?

To był rozkaz. Pamiętaj, nie służyłem w piaskownicy. Dostaję rozkaz i mam ten rozkaz wykonać. Bez dyskusji. Tak też byłem uczony. Wojskowe służby pracują trochę inaczej niż cywilne. Przez kilkanaście lat jako agent śpioch miałem może z 5 spotkań. Kilka z nich odbyło się w centrali WSI, przy ul. Oczki w Warszawie. Nie dyskutowałem – taka była potrzeba, że miałem się tam pokazać. Ale nie wszystko jest dokumentowane. Inaczej niż w policji, gdzie po każdym spotkaniu musi być notatka służbowa. W wojsku tak nie jest. Miałem spotkanie z jednym z generałów ze służb wojskowych, jak wyszła książka Patryka Vegi „Służby specjalne. Podwójna przykrywka”.

Książka, której jesteś bohaterem. I co z tym generałem?

Powiedział mi: „Panie Jarku, w WSW, w WSI byli oficerowie, którzy prowadzili agenturę z wysokiej półki. Nawet szef nie mógł wiedzieć, jaka to jest agentura”.

Dopiero z książki dowiedział się o Tobie? Tak byłeś zakamuflowany?

Tak głęboko byłem zakamuflowany. Powiem ci, że sam po latach dowiedziałem się, że WSI miały swoją zakamuflowaną komórkę nawet w MSW, a później na terenie UOP. I szefostwo tych służb też nic o tym nie wiedziało.

Chcesz powiedzieć, że wojskowe służby były wszędzie?

Musiały być. Tak działały. W zależności od potrzeb. A główną potrzebą było zdobywanie informacji. Przede wszystkim służby, nie tylko wojskowe, ale w ogóle, są od tego, żeby mieć informacje. Cały świat służb pracuje w ten sposób, że służby mają wiedzieć. Dam ci przykład: zdarza się tak, że nie można procesowo udowodnić komuś winy. Nie dlatego, że mamy słabe służby. Może tak być ze względu na ochronę agentury czy innych względów. Ale służby gromadzą informacje i odkładają je na półkę. Albo dana informacja nigdy nie zostanie użyta, albo zostanie użyta za rok, dwa czy 10 lat. Tak funkcjonują służby.

Niektórzy policjanci zarzucali ci, że jesteś fantastą.

Tak; mówili, że uprawiam fantastykę naukową. Doprawdy? Wyobraź sobie – jest czas przed II wojną światową, Gdańsk. Wiesz, gdzie w Gdańsku znajdowała się placówka Abwehry? W prezydium policji. Przykryta! Ludzie nie mają pojęcia, że wojsko korzysta nie tylko z oficjalnych, ale i nieoficjalnych kanałów informacji. Na przykład, jak pracowałem w kontrwywiadzie wojskowym, bardzo rzadko posługiwaliśmy się legitymacjami kontrwywiadu wojskowego. Pracowaliśmy na legitymacjach MSW. A dlaczego? A dlatego, żeby przykryć działania kontrwywiadu wojskowego. Jak byśmy oficjalnie występowali jako funkcjonariusze kontrwywiadu wojskowego, to nasze działania mogłyby być spalone.

Jak jest dzisiaj?

Jest SKW – Służba Kontrwywiadu Wojskowego. Nie mam pojęcia, jak jest. Ale powiem ci, że w momencie, kiedy złożyłem zawiadomienie o przestępstwie w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w 2013 roku, a sprawa dotyczyła firmy Agro North, to wojskowe służby znów pojawiły się koło mnie. A obok nich również i cywilne. Obserwowali mnie. Pokazywali się: „Jesteśmy”. Tym zawiadomieniem w ABW otworzyłem puszkę Pandory. Resztą zajęły się służby. Nie muszą od razu realizować zadań. Zbierają informacje. Czekają. Zobacz: działałem w Gdańsku; można powiedzieć, to mała Sycylia. Tam działają różne służby, obce też. Kiedy złożyłem oficjalne zawiadomienie o przestępstwie, to niejako dałem glejt do możliwości działań oficjalnych, zgodnych z prawem dla służb i prokuratury. Wiadomo też, że mogą być działania operacyjne. Myślę więc, że służby mają ogromną wiedzę. Ale co dalej z nią robią, to mnie nie interesuje. Tak byłem szkolony. Kończyłem operację pod przykryciem, zeznawałem w sądzie jako świadek incognito i zapominałem. Skupiałem się na kolejnych zadaniach.

Działania służb dziś się zmieniły?

Moim zdaniem metody cały czas są takie same. Problem może polegać na czymś innym. I dotyczy to nie tylko Polski. Problem jest z ludźmi. Z czynnikiem ludzkim. No, bo kto tworzy służby? Ludzie! Biorą więc takich ludzi, jakich mają.

Jakich ludzi bierze się dziś do służb?

Służby zaliczają wpadki, prawda? Ale wpadki były zawsze i zawsze się będą zdarzały. A to w CBŚ naczelnik z Rzeszowa miał układ z agencjami towarzyskimi. A to w CBA naczelnik pracował ze złodziejami. A Amerykanie nie mają wpadek? Ostatnio skazali żołnierza zielonych beretów, który 15 lat pracował dla Rosjan. W Ameryce! Żołnierz sił specjalnych! Gdzie systemy zabezpieczenia, gdzie CIA, FBI? Stąd też wpadki zawsze będą się zdarzać, bo to jest człowiek. I z człowiekiem różne rzeczy mogą się zdarzyć. Rolę odgrywa czynnik ludzki i dlatego jest jak jest.

Jak być powinno?

Zorganizowałbym hardcorovą selekcję. Niech z tych 50 czy 100 kandydatów będzie dwóch albo pięciu, ale niech oni będą najlepsi. Przede wszystkim położyłbym nacisk na wytrzymałość psychiczną w różnych aspektach życia. Oczywiście, testy psychologiczne pewne rzeczy wyłapią, psycholog też je wyłapie. Ale wprowadziłbym też powtarzanie testów. Kiedy człowiek wstępuje do służby specjalnej czy do sił specjalnych, to w Polsce jest tak, że testy zdaje się tylko raz, na samym początku.

Przecież człowiek się zmienia.

Właśnie. Wprowadziłbym też testowanie w trakcie służby. Poza tym dałbym szansę ludziom, którzy nie mają wykształcenia, za to mają gen powołania. Wśród takich ludzi też bym szukał kandydatów. Kolejna rzecz – służby powinny pracować zgodnie z prawem. A zdarzają się, na przykład, różne sytuacje z urzędnikami państwowymi. I na przykład służby wiedza, że jest grupa urzędników, nieuczciwa i nic nie można z tym zrobić.

Czyżbyś miał na myśli konkretnego urzędnika państwowego? Bo to co mówisz, brzmi jakoś znajomo.

Poczekaj. Służby wiedzą o nieuczciwym urzędniku, próbują robić różne rzeczy zgodne z literą prawa; niestety nie są w stanie udowodnić urzędnikom czy urzędnikowi, sędziemu, czy prokuratorowi winę. I on o tym wie. Czuje tę niemoc służb. Inaczej byłoby, gdyby służby mogły wprowadzić w takim momencie działania psychologiczne wobec takiego delikwenta.

Jakie na przykład?

Niekonwencjonalne. Na świecie takie działania się prowadzi. Prowadzą je służby zagraniczne. Na przykład doprowadzają ludzi do sytuacji granicznej; do kresu. Wyobraźmy sobie, że jest pan sędzia, o którym wiemy na sto procent, że jest skorumpowany, działa niezgodnie z prawem. Opracowujemy jego profil psychologiczny. Powołujemy grupę kilku agentów, oni montują się blisko niego, w jego miejscowości zamieszkania. Prowadzą wobec niego różne działania. On funkcjonuje normalnie: chodzi do pracy, ma sąsiadów, wyjeżdża na wycieczki, spotyka się ze znajomymi, pije alkohol, może ma kochankę. W jego przestrzeni pojawiają się agenci; on od miesiąca albo dłużej widzi wokół siebie ciągle te same twarze. Oni nic nie robią. Dają mu tylko do zrozumienia, że się nim interesują. Psychika tego człowieka tak działa, że zaczyna czuć niepokój. A wtedy będzie popełniać błędy. Za moich czasów stałym elementem było to, że jak wzywano ludzi na przesłuchania, to oni nawet nie wiedzieli o tym, że byli do tego przesłuchania przygotowywani. Prowadzono wobec nich obserwację, werbowano agentów, którzy inicjowali sytuacje, żeby tych ludzi denerwować, zbić z pantałyku, żeby znaleźli się w takim stanie psychicznym, by nie pamiętali o tym, że mają się kontrolować, czy że mają ułożone wcześniej, co będą zeznawać.

Odeszliśmy od tematu, a mnie interesuje działanie służb na styku wielkiego biznesu i polityki.

Na całym świecie – i tak też powinno być w Polsce – służby chronią biznes i biznesmenów. I państwo powinno chronić biznesmenów, wykorzystując do tego byłych funkcjonariuszy, byłych mundurowców. Na świecie tak jest. Chodzi o to, żeby biznes zarabiał pieniądze, ale już nie decydował, jacy ludzie mają być w służbach i w polityce; jakie mają być służby i polityka. I mówię ci o tym z własnego doświadczenia, z pracy u wspomnianego już Bauma, czy u innych biznesmenów. Miałem możliwość obserwowania tych ludzi, widziałem, jak się zachowują. Wierz mi, taki biznesmen myśli wyłącznie o sobie. Kiedy dajesz mu możliwość kontaktu z ludźmi ze służb, kiedy zacznie się z nimi spoufalać, to nie będzie myślał perspektywicznie o dobru kraju. Prędzej czy później myśleć będzie o tym, ile kasy może zarobić. A jeśli już zarobił jej tyle, że zarabianie przestaje go satysfakcjonować, wtedy chce mieć władzę. Myślę, że tak było w przypadku Bauma. Miał fajne biznesy, dobrze funkcjonował. Okazało się, że to za mało. Chciał władzy. Więcej nie powiem.

Jak to możliwe, że Ty, policjant, funkcjonariusz państwowy, pracowałeś dla biznesmena? Legalnie?

Uchylę rąbka tajemnicy – ten biznesmen sam zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc; z propozycją, abym u niego pracował. Nie znałem go, nie wiedziałem, kim jest. Potrzebował osłony kontrwywiadowczej. Zawiadomiłem swoich szefów, wojskową centralę. Jako uśpiony agent miałem zgodę na tę pracę. Pracowałem legalnie.

Jak to się stało, że z gościa, który jeździł Audi, bujał się po Trójmieście legendarnym motocyklem, nosił złotego Rolexa, miał własnościowe mieszkanie i konto w banku, stałeś się kimś, kto musi się zastanawiać, czy wydać na bilet PKP do Gdańska?

Zaczęło się od tego, że chciałem sobie ułożyć życie, założyć rodzinę. Poznałem dziewczynę. Wyprzedałem majątek, Harleya, kawalerkę, dołożyłem do kredytu i kupiłem mieszkanie. Umeblowałem je. Chciałem, aby moja narzeczona miała wszystko; starałem się jej dać to, co najlepsze. W pewnym momencie przestały do mnie docierać wypłaty od Bauma. Nie miałem pojęcia, że moi współpracownicy, dwaj policjanci, których wziąłem do pomocy, robią mi czarny PR. Pieniądze nie przychodziły, zadłużyłem się, związek nie przetrwał. A potem złożyłem do ABW zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez szefów trójmiejskich służb CBA, CBŚ i ABW oraz tamtejszych innych aktualnych i byłych funkcjonariuszy.

W książce krytycznie wypowiadasz się o Pawle Wojtuniku, byłym szefie CBA.

Gdybym go dziś spotkał, to bym mu głęboko spojrzał w oczy.

Co masz na myśli?

Zanim złożyłem wspomniane zawiadomienie, zadzwoniłem do swojego kolegi w Warszawie, opowiedziałem, jaka jest sytuacja. Powiedział: „Odchodzę ze służby, robię imprezę. Na imprezie będzie Wojtunik. Będziesz mógł z nim porozmawiać o tej sprawie.”. Przyjechałem. Był Wojtunik. Znaliśmy się z ZPZ-ów i z operacji specjalnych. Nakreśliłem mu temat. Powiedziałem, że problem dotyczy jego podwładnego i innych funkcjonariuszy. Najpierw rzucił ciętym dowcipem, potem powiedział: „Jeśli masz problem z moim podwładnym, to jedź do Gdańska i mu to powiedz”. Nawet mnie nie wysłuchał. Nie miałem wyjścia. Musiałem złożyć to zawiadomienie. ABW przesłuchiwało mnie 12 godzin. Prokurator generalny nakazał wszcząć śledztwo. A Wojtunika, szefa specjalnej służby to nie zainteresowało.

To już przeszłość. A jak mówisz w książce, drogi powrotnej nie ma. Jaka przyszłość Ci się rysuje? Widziałam Twoje zdjęcia z Izraela w mediach społecznościowych. Czy Izrael to Twój nowy rozdział życia?

Tak, orientuję się na Izrael. To mój nowy rozdział. Bez podtekstów proszę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Jarosław „Miami” Pieczonka: Najważniejsze było przetrwać - Portal i.pl

Wróć na poranny.pl Kurier Poranny