[galeria_glowna]
Fatalna passa ma ten skutek, że po serii klęsk białostoczanie są zagrożeni spadkiem do L ligi. Groźba nie jest może zbyt wielka, ale realna.
Kilka dni przed meczem trener Tomasz Hajto zapowiedział, że nawet w wypadku otrzymania propozycji nowego kontraktu odejdzie z Białegostoku. Było to raczej uprzedzenie czegoś nieuchronnego, bo władze Jgi musiałby mieć zaćmienie umysłu, żeby w ogóle rozważać możliwość pozostania dotychczasowego szkoleniowca na stanowisku.
Hajto mówił, że liczy iż jego decyzja nie wpłynie na postawę drużyny.
- Liczę, że w każdym z pozostałych spotkań powalczymy o zwycięstwo i te ostatnie dni nie przekreślał tego, co zrobiliśmy przez półtora roku - twierdził przed spotkaniem ze Śląskiem.
Początek nie pokazywał, by miało dojść do jakiejkolwiek poprawy. Co prawda jakimś cudem udało się nie stracić gola w pierwszych minutach, ale Śląsk uzyskał sporą przewagę. W pierwszej połowie posiadanie piłki wynosiło 29 do 71 procent. Na szczęście przyzwoicie bronił Łukasz Skowron, a w linii defensywnej znakomita partię rozgrywał Michał Pazdan. To on niezliczonymi wślizgami przerywał bardzo groźne akcje rywali i zablokował groźne uderzenie Sebastiana Mili.
Gra ofensywna opierała się na jedynym widocznym zawodniku - Tomaszu Kupiszu. Przy posadzeniu z niewiadomych przyczyn na ławce rezerwowych Daniego Quintany to właśnie Kupisz próbował straszyć wrocławską obronę. Efektem było wypracowanie kilku pozycji kolegom, a za najgroźniejszą sytuację można uznać minimalnie niecelny strzał Macieja Gajosa.
Obok Kupisza i Pazdnana pretensji nie można mieć także do debiutującego w ekstraklasie w podstawowym składzie Jonatana Strausa. Reszta grała bojaźliwie i niedokładnie. Mnożyły się straty piłki w pobliżu własnego pola karnego i aż dziw, że przyjezdni ich nie wykorzystali.
W przerwie kibice zastanawiali się, czy uda się zdobyć brakujący do utrzymania punkt. Ci, którzy liczyli na remis, zostali sprowadzeni na ziemię tuż po zmianie stron. Najpierw po koronkowej akcji przed Skowronem znalazł się Waldemar Sobota, technicznym strzałem dając gościom prowadzenie.
Jagiellończycy jeszcze nie ochłonęli, a już dostali kolejny cios. Tym razem Śląsk zaatakował prawą stroną, a akcję mocnym uderzeniem wykończył Mila. Rozgrywającego wrocławian miał kryć Alexis Norambuena i z roli nie wywiązał się. Nie można się temu dziwić, bo Chilijczyk z palestyńskim paszportem całą wiosnę gra beznadziejnie, więc dlaczego miałby nie zawalić meczu akurat w spotkaniu z tak trudnym rywalem, jak Śląsk.
Gospodarze próbowali coś zrobić, ale nie byli w stanie zaskoczyć eksjagiellończyka Rafała Gikiewicza. Sami zostali za to dobici, kiedy do pustej bramki futbolówkę posłał Piotr Ćwielong.
Sytuacja w tabeli wytworzyła się taka, że jeśli żółto-czerwoni przegrają w czwartek w Bełchatowie, co jest bardzo prawdopodobne, to w ostatniej kolejce zagrają u siebie z Ruchem Chorzów o być albo nie być. Biorąc pod uwagę to, co wyczynia z Jagiellonią Hajto trzeba mieć nadzieję, że najgroźniejsi rywale pogubią punkty. Inaczej może dojść do katastrofy.
Wynik
Jagiellonia Białystok - Śląsk Wrocław 0:3 (0:0). Bramki: 0:1 - Sobota (49), 0:2 - Mila (52), 0:3 - Ćwielong (81). Żółta kartka: Porębski. Sędziował: Marcin Borski (Warszawa). Widzów: 2570.
Jagiellonia: Skowron - Modelski, Porębski, Pazdan, Straus, Grzyb, Norambuena (62. Quintana), Kupisz, Gajos, Plizga (77. Smolarek), Frankowski (85. Mackiewicz).
Śląsk: R. Gikiewicz - Ostrowski, Kokoszka, Socha, Pawelec, Ćwielong, Kowalczyk, Stevanovic, Mila, Sobota, Ł. Gikiewicz (87. Więzik).
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?