Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jacek Fedorowicz w Operze i Filharmonii Podlaskiej

Urszula Krutul
Jarosław Antoniak / mwmedia
Staszek Tym od lat składa znajomym takie mniej więcej życzenia: życzę wam zdrowia, resztę załatwiajcie sami. Więc ja też wszystkich proszę, aby życzyli mi zdrowia - dalszego. A o resztę sam zadbam - mówi Jacek Fedorowicz.
Kurier Poranny: Ponoć kończył pan Wydział Malarstwa w Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Gdańsku. Więc jak to się stało, że poszedł Pan w stronę kabaretu, filmu i reżyserii?

Jacek Fedorowicz: To prawda, kończyłem dzisiejszą Akademię Sztuk Pięknych. Studentem zostałem w 1953 roku, dyplomu dochrapałem się w 1960 roku. Z ilustracji, plakatów, rysunków satyrycznych, karykatur żyłem blisko dziesięć lat. I to zupełnie nieźle. Utrzymywałem w każdym razie żonę i córkę.
Ale potem zorientowałem się, że w tym fachu wielkiej kariery nie zrobię. Byli zdolniejsi ode mnie rysownicy i to w zastraszających ilościach. Nie ma pani pojęcia, ilu jest w Polsce wspaniałych rysowników! Bez porównania lepszych ode mnie.

A w kabarecie lepszych było nieco mniej. Wtedy! Dziś jest ich już wystarczająco dużo, żeby powoli zacząć myśleć o emeryturze.

Do "Nie ma róży bez ognia" i "Poszukiwanego Poszukiwanej" stworzył Pan świetny scenariusz. Były to znakomite komedie. Jak Pan sądzi, dlaczego w Polsce już nie robi się takich filmów?

- Bo nie ma już Stanisława Barei. To jego zasługą był poziom scenariuszy, których tytuły pani wymieniła. Ja tylko - umiejętnie, nie powiem - przelewałem na papier jego pomysły. Bareja poza tym nie tylko umiał wymyślać scenariusze, ale jeszcze kręcić z nich filmy.

Pamiętam, że jako mała jeszcze wówczas dziewczynka bardzo chętnie oglądałam Pański program satyryczny "Dziennik Telewizyjny". Często niewiele z niego rozumiejąc. Co sprawiało, że ludzie tak chętnie oglądali "Dziennik Telewizyjny" na antenie TVP1?

- Był po prostu bardzo śmieszny. Nie miał wielkich ambicji satyrycznych, operował często czystą groteską, prostymi obrazkami, na które "nie ma mocnych". Wiele epizodów, zarejestrowanych na taśmie do dziś mnie śmieszy do łez, mimo że oglądałem je setki razy.

Lubi Pan biegać. Jakie jeszcze sposoby na relaks ma Jacek Fedorowicz?

- Po bieganiu jestem tak złachany, że żadne inne pomysły nie przychodzą mi już do głowy. Białystok kojarzy mi się zresztą z takim złachaniem ostatecznym. Dwa razy wracałem pociągiem do Warszawy po półmaratonie (21 km) w Hajnówce (drugie miejsce w kategorii siedemdziesięciolatków) właśnie przez Białystok. Ledwo mi się udało przejść z peronu na peron.

Doczekał się Pan prawnuka. Jakie to uczucie?

- Zdumienie. Że to już. On chodzi do szkoły! Za miesiąc zacznie siódmy rok!



- Trzeba lubić żyć. Nie ma innej recepty. No może jeszcze: systematycznie katować organizm i nie tyć za bardzo.


Pierwszy raz przed kamerą stanął Pan w roku 1956? Jak przez te lata zmieniała się telewizja?

- Diametralnie, całkowicie, zdumiewająco, lawinowo, bezapelacyjnie i niewiarygodnie. W tamtych czasach wszystko szło na żywo. Nie tylko nie rejestrowano obrazu telewizyjnego na taśmie, ale nikomu nawet nie wpadało do głowy, że coś takiego jest możliwe. Wtedy, 56 lat temu, telewizja warszawska nadała fragmenty naszego Teatru "Bim-Bom" (Kobiela, Cybulski, Chyła, Afanasjew, ja i wielu innych) po raz pierwszy dla masowej widowni. Na mieście odbierało nasz program tak gdzieś ze czterdzieści telewizorów. Nie, że innych nie włączono. Tylko tyle ich było.

Gdyby jeszcze raz mógł Pan przeżyć swoje życie to jest coś, co by Pan zmienił?

- Nic a nic! Bo na pewno byłoby gorzej. Miałem w życiu przez prawie cały czas nieprawdopodobne szczęście. Takie, które nie mogłoby się powtórzyć. Więc każda zmiana musiałaby oznaczać tylko coś gorszego.

Jest coś co chciałby Pan jeszcze osiągnąć, czy wręcz przeciwnie - jest Pan artystą spełnionym?

- Chciałbym jeszcze narysować trafioną karykaturę premiera Tuska. Ciągle mi nie wychodzi. Widocznie mam dla niego zbyt dużo sympatii. O cholera, niepotrzebnie się przyznałem. Modne i powszechnie uznawane jest tylko przywalanie władzy.

Czego można Panu życzyć?

- Staszek Tym od lat składa takie mniej więcej życzenia: życzę wam zdrowia, resztę załatwiajcie sami. Więc proszę mi życzyć zdrowia (dalszego), a o resztę sam zadbam.

I tego Panu życzę!

Jacek Fedorowicz wystąpi w Białymstoku

Nowe i stare skecze, nowe i stare piosenki. Jacek Fedorowicz pierwszy raz wystąpi w nie swoim tekście, jako partner Zenona Laskowika. Laskowik to największa gwiazda polskiego kabaretu lat 70. i 80. Znany z łobuzerskiego uśmiechu były listonosz z Poznania będzie obśmiewał absurdy życia w dzisiejszej Polsce. Będą Państwo także świadkami debiutu Jacka Fedorowicza po 30 latach po raz pierwszy w nieswoim tekście i w roli "charakterystycznej", jako partner Zenona L. Białostocki koncert odbędzie się 18 lutego w Operze i Filharmonii Podlaskiej (bilety w kasie OiFP, ul. Podleśna 2 i klubie Cabaret, ul. Kilińskiego 13).

Współpraca: "Kurier Poranny", "Gazeta Współczesna", BiałystkOnline, Radio Białystok, portal suwalki24.pl, portal suwalki.info.pl, portal elk.wm.pl, Hotel Podlasie w Białystok, Restauracja Lipcowy Ogród, Hotel Logos Suwałki, Hotel Omega Olsztyn, Oberża pod gontem Ełk, TvCity.pl, ECK Ełk, ROKiS Suwałki.
Rezerwacje biletów grupowych pod numerem telefonu: 600 347 580.


Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny