Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Fitness: Masz zumba - masz moc

Agata Kozicka [email protected]
Zabawnie jest, kiedy nagle porywa mnie rytm i czuję, jak idealnie wpasowałam się w układ taneczny. Zumba jest genialna - mówią tancerki
Zabawnie jest, kiedy nagle porywa mnie rytm i czuję, jak idealnie wpasowałam się w układ taneczny. Zumba jest genialna - mówią tancerki
Waka Waka - przebój Shakiry opanował sale fitnessu. Instruktorzy zumby szczególnie go ukochali. Kiedy pobrzmiewa z głośników wszyscy dostają wiatru w żagle.

Agata, weźmiesz udział w maratonie zumby! - usłyszałam polecenie służbowe. Cokolwiek to jest - trzy godziny powinnam wytrzymać. W końcu nie każą mi biec do Aten, by tam po obwieszczeniu zwycięstwa paść martwą. Od dwóch lat, mniej lub bardziej regularnie, biegam. Czymże zatem może mnie zumba zaskoczyć!

Maraton, a wcześniej warszataty organizuje Werner Condor Arroyo. Jest Peruwiańczykiem od lat mieszkającym w Bydgoszczy i instruktorem tej formy fitnessu.

- To fitness latynoski. Połączenie naszych tańców: salsy, cumbii, reggaetonu i merengue z elementami ćwiczeń. Zumba to moc, siła, energia - tłumaczy Werner.

Same korzyści

Muszę to zobaczyć! Pojawiam się na zajęciach zumby. - Podobno można na tej zumbie schudnąć? - pytam uczestniczki zajęć.

- Ależ nie o to tu chodzi - przekonuje mnie Teresa Świniarska.

- A jeśli mi o to chodzi?

- Powiem tak: w ciągu dwóch miesięcy chodząc na zumbę, ale i na siłownię - schudłam 10 kilogamów. I nie wprowadziłam żadnej diety.

Trzeba jednak to robić systematycznie.

- Trzy razy w tygodniu po dwie godziny - dodaje Małgorzata Kuczyniecka.

Brzmi zachęcająco.

- Tutaj to to żaden wysiłek. Ćwiczy się i spala kalorie z przyjemnością - przekonuje pani Teresa.

- Skaczemy, ale uśmiech nie schodzi nam z twarzy - potwierdza pani Iwona.

- Chodzę od dwóch miesięcy. Na początku jeszcze spoglądałam na zegar, a teraz mam wrażenie, że godzina to za mało - uważa Joanna Wojtecka.

Nie ona jedna. W zumbie panie wydają się widzieć same korzyści. Wymieniają jedna przez drugą: kondycja, całkowite zapomnienie od pracy.

- I psychiczne wzmocnienie. Taka godzina radosnej zabawy daje zadowolenie na cały dzień.

- Ja nie słucham takiej muzyki na co dzień - podkreśla Joanna Wojtecka. - Ale do zumby nadaje się wyśmienicie. Poza tym, kiedy słyszę jakiś kawałek potem w radio, to robię głośniej, bo mam pozytywne skojarzenia - śmieje się.

Ojojoj i wszystko proste

No to czas się przyjrzeć tej zumbie.

Sala fitnessu pełna. Może z 50 pań i jeden pan. Każdy z butelką wody, niektórzy mają ręczniczki.

Werner zaczyna wcale nie spokojnie. Od razu bioderka w prawo, w lewo, w prawo, w lewo i podskok. I znowu bioderka w prawo, w lewo, podskok. I dynamiczne wykroki.

Pani z tyłu widać, że nowa i bacznie śledzi każdy krok. Czasami zgubi się, ale wytrwale dotrzymuje tempa.

Krótka przerwa na zmianę piosenki. I kolejny kawałek już zdecydowanie szybciej.

"Danza Kuduro". Kiedy z głośników wybrzmiewa "Ojojoj", wszyscy dostają wiatru w żagle. Jakby podskoki na jednej nodze, a potem na drugiej, wyskoki i machanie rękoma jednocześnie były tak proste jak spacerek po polu golfowym.

Robię zdjęcia i wszyscy się uśmiechają. Nie robię zdjęć - też się uśmiechają. I nie jest to grymas zmęczenia, tylko szczere rozbawienie na lekko już spoconych twarzach.

Ale dopiero trzeci kawałek - "Es merengue no es merengue" - to czyste szaleństwo.

Merengue to po hiszpańsku beza, a tempo ma mniej więcej takie jak wytrawnej kucharki ubijającej białko na bezy. O mamo, czy ja dam radę tak szybko drobić nóżkami?!

Dopiero przebój Shakiry "Waka Waka" wydaje się trochę spokojniejszy. "This time for Africa" śpiewa Kolumbijka. Śpiewa i tańczy. Latynosi taniec mają we krwi. Ruszanie bioderkami to dla nich chleb powszedni.

Latynosi z sercem na dłoni

Wernera poznałam dobrych kilka lat temu. Miałam już bilet lotniczy do Limy, kiedy dowiedziałam się, że mamy naszego bydgoskiego Peruwiańczyka.

- Skoro jedziecie do Peru i lecicie do Limy, to musicie zatrzymać się u mojej rodziny. Załatwię, żeby ktoś odebrał was z lotniska - zaproponował mniej więcej po pół godzinie rozmowy i znajomości. Tacy są Latynosi. Otwarci, pomocni, ale przede wszystkim spontaniczni.

W miastach rytmiczna muzyka jest wszechobecna. Płynie z boomboxów na straganach zastawionych płytami CD, z otwartych knajpek, przez okna z mieszkań i domów, na cały regulator na ulicę.

I nikt nie krzywi się w spojrzeniu mówiącym: "Cóż za nietakt, nie wszyscy chcą tego słuchać!" Nie. Latynosi odruchowo zaczynają płynnie poruszać bioderkami. Bywa, że idąca ulicą para w średnim wieku nagle porwana rytmem zaczyna tańczyć salsę świetnie wyuczonymi krokami.

Trafić za swoją nogą

Dobra, koniec z przyglądaniem się. Przed maratonem muszę potrenować.

- Un, dos, tres, cuatro, cinco, seis, siete - rozgrzewa Werner.

Jest dobrze. Na początek kroki są proste. Nadążam. Stanęłam z tyłu. Babki z przodu tańczą tak profesjonalnie jak Werner. Te nowe, które ruchów jeszcze nie mają dobrze opanowanych, gromadzą się raczej z tyłu. Teraz pytanie: czy dobre są z przodu, bo są dobre, czy są dobre, bo są z przodu? Notuję: zadać sobie to pytanie po miesiącu treningów.

Pierwsze dwa kawałki nie były szybkie, a jednak już zdążyłam się potknąć o swoje nogi.

Jak? Kiedy się skupiam na pracy rąk, to nogi przestają nadążać. Jeśli patrzę na nogi, to nagle widzę, że ręce jakoś bezwładnie podażają za resztą ciała. A kiedy chcę jedne i drugie zsynchronizować - to nagle okazuje się, że lewa noga robiąca krok w przód trafia na prawą, której nie zdążyłam zabrać jej z drogi, ponieważ chciałam, żeby dotrzymała tempa ręce.

Eh, gdybym tylko miała takie zwinne kończyny jak dziewczynka - na oko 7-letnia - która stojąc przed lustrem (tam gdzie najlepsi, a jakże!) bez żadnego wysiłku nadąża za Wernerem. Mogłaby bez przygotowania zatańczyć w jakiejś bollywoodzkiej produkcji.

I już zaczyna się następny utwór. O nie! Ten szybki. "Es merengue, no es merengue"

Teraz moje nogi zamieniają się w ubijak do białka na bezy. Nie! Nie! I jeszcze raz nie! Nie da się wydrobić nogami tempa tego kawałka! Na szczęście muzyka jest na tyle głośno, że nie słychać mojego stękania.

Porywa mnie rytm

Minęło 20 minut. Nieźle. Po chwili odpoczynku, wstaję rzucając notatki na ręcznik. I uuups. Aż mi się w głowie zakręciło. To dobry początek do kolejnego kawałka, w którym kręcimy się całkiem sporo. Zresztą nie tylko kręcimy, ale podskakujemy, przysiadamy, wykopy, skłony.

Dam radę. Kolejne spojrzenie na zegar. - Dziwne - myślę. - Następne 20 minut trwało tylko 10 minut. Jest wpół do siódmej.

Weryfikuję swoje optymistyczne "dam radę" do "będzie ciężko". Ale niezależnie od tego, jak ciężko będzie wytrwać kolejne pół godziny, to bawię się przednio. Cała sala w lewo, a ja - w prawo.

Zabawnie jest, kiedy nie jestem w stanie podążać za krokami, a kiedy je nareszcie załapię, to na nic, bo następuje zmiana: obrót, podskoki lub inny element. I zabawnie jest, kiedy nagle porywa mnie rytm i czuję, jak idealnie wpasowałam się w układ przygotowany przez Wernera. Zumba jest genialna!

- To co, będziesz na maratonie? - pyta po zajęciach Werner.

- Jasne! - odpowiadam, po czym słyszę śmiech.

Nie śmieje się ze mnie. Po prostu każdy powód do śmiechu jest dobry. I zumba się do tego idealnie nadaje.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny