Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dziewczęta "z przeszłością" dostały szansę. Czy im się uda?

Alicja Zielińska
Tu mają za sobą zamknąć przeszłość. Skończyć szkołę. Jakie będą, zależy teraz wyłącznie od nich.
Tu mają za sobą zamknąć przeszłość. Skończyć szkołę. Jakie będą, zależy teraz wyłącznie od nich. Fot. Anatol Chomicz
One muszą nauczyć się żyć! Muszą same gotować, sprzątać, robić zakupy. I nie podpaść, bo wciąż są tu za karę. To pierwszy taki eksperyment w Polsce.

Zagubione, z poczuciem krzywdy. Przyczyna jest zwykle taka sama. Kłopoty w domu, niewydolność wychowawcza rodziców, kontakty z marginesem.

Ale jest szansa! Mieszkanie usamodzielnienia - tak brzmi ten projekt, który może zmienić ich życie. - Brzmi trochę sztywno. Myślimy, by tę nazwę nieco oswoić, bo projekt jest prosty - mówi dyrektor Młodzieżowego Ośrodka Wychowawczego "Promyk", Sławomir Moczydłowski. - Ma pomóc wychowankom ośrodka wejść w dorosłość. Takie miękkie lądowanie, by łatwiej mogły przejść z życia w zorganizowanej placówce do życia na wolności.

Za demoralizację

Do takich ośrodków jak ten w Goniądzu trafiają dziewczęta za demoralizację, z postanowień sądowych. To taki worek bez dna. Wagary, narkotyki, chuligaństwo. Mieszanina różnych złych uczynków, drobnych i większych przewinień. Mają od 13 do 18 lat, a życiorysy skażone już kradzieżami, włóczeniem się po melinach. - Bardzo często to wina środowiska, w którym przebywają. Są ulice, gdzie nie sposób żyć inaczej. Większość ich zachowań nie wynika z tego, że są złe, narozrabiały przez głupotę - dyrektor gotów jest bronić każdej. Są też dziewczyny z tzw. dobrych domów.

Ojciec na stanowisku, prowadzi biznes, mama dyrektorka, a córka przestaje chodzić do szkoły, wpada w złe towarzystwo. I nie ma rady. Dobrze, że rodzice mają na tyle rozwiniętą świadomość, by szukać pomocy na zewnątrz. Bywa, że sami zwracają się do sądu o umieszczenie dziecka w placówce.

Tu mają za sobą zamknąć przeszłość. Skończyć szkołę. Jakie będą, zależy teraz wyłącznie od nich. Niektóre zmieniają się z chwilą przekroczenia progu, a są i takie, że trzeba się na to ciężko napracować. Wystarczy, że pojadą na przepustkę, i wszystkie nauki biorą w łeb.

Dyrektor żartuje, że niezależnie od wieku, każda z wychowawczyń doczekała się już po kilkoro wnuków. Ten zaś rok będzie w ogóle rekordowy w narodziny. W ciąży jest aż 14 dziewcząt. Po porodzie sąd może się zgodzić na zwolnienie z ośrodka i dziewczyna wróci z dzieckiem do domu albo dziecko zabiorą rodzice, którzy do momentu uzyskania przez nią pełnoletności będą pełnić rolę rodziny zastępczej. Dyrektor odstukuje w stół. W oknach nie ma krat, a od lipca nie było żadnej ucieczki. Wiedzą, że muszą tu być. Jak uciekną, trafią do innej placówki.

Najlepszy sposób na zaakceptowanie nowej sytuacji to jak najwięcej różnorodnych zajęć. Powstał więc kabaret, zespół muzyczny, taneczny, wydawana jest gazetka. Dziewczyny chodzą na zawody sportowe w miasteczku, pływają na basenie z innymi uczniami, jeżdżą z występami. Jedna uczy się w miejscowym liceum. To wszystko ma swój cel wychowawczy. Mają się tu nauczyć pewnych umiejętności, społecznych, indywidualnych. - Bo czy któraś będzie ćwiczyła z psychologiem pamięć, czy na kółku teatralnym nauczy się jakiejś długiej kwestii, to jest taka sama nauka, tylko w inny sposób. Jestem psychologiem i wiem. Ileż można rozmawiać, tłumaczyć, przekonywać - mówi dyrektor.

One w większości nie doświadczyły pozytywnych emocji. Stąd i ten pomysł. Niech się nauczą życia. Żeby wiedziały, ile co kosztuje, jak gospodarować pieniędzmi. By zdawały sobie sprawę, że jak się wyda więcej do środy, to na sobotę i niedzielę zostanie mniej.

Jak u siebie

Dom jest poza ośrodkiem, przy głównej ulicy w miasteczku. Właściciele wyjechali do Stanów. Zgodzili się wynająć go za niewielkie pieniądze (tyle, ile wynosi podwójny czynsz za dwupokojowe mieszkanie w Białymstoku - porównuje dyrektor). Opłacało się obu stronom. Dom nie stoi pusty, a ośrodek ma dobre miejsce na realizację projektu.

Monika prowadzi. - O, śmiecą nam - mówi ze złością i schyla się po leżącą przed bramką torbę. Bo one tu bardzo dbają o wszystko. Wszędzie wzorowy porządek. W skrzynkach kolorowe petunie. Na dole kuchnia, w dużym pokoju telewizor. Tu dziewczyny zbierają się na wspólne oglądanie filmów oraz na rozmowy z wychowawczynią. Na górze pięć pokoi. Monika jest z Gosią, Sylwia z Dianą, Natalka z Jowitą.

- Jak się mieszka? Bardzo dobrze - odpowiadają zgodnym chórem. - Jest spokojniej, można się skupić na nauce. Ale i zaprosić gości na grilla. Jak w domu.

Na własnym garnuszku

Bo właśnie ma tak być. Mają wstać, sprzątnąć po sobie, zrobić śniadanie, pójść do szkoły. Potem odrobić lekcje, przygotować kolację. A zjeść wcale nie o wyznaczonej godzinie, jak w ośrodku. Leci serial w telewizji, więc może po albo przed. Bez znaczenia. Byle było zgodnie.

Żyją tu na własnym garnuszku. Bez kucharki, bez sprzątaczki. Planują wydatki i dbają, żeby starczyło na wszystkie rachunki. Jak wydadzą więcej do środy, to niedzielny obiad będzie skromniejszy.

- Pan dyrektor daje nam talony, same robimy zakupy i co chcemy, to gotujemy. Mamy dyżury w kuchni, po dwie dziewczyny w każdym tygodniu - objaśnia Małgosia.

- Postanowiliśmy im zaufać - mówi dyrektor Moczydłowski. - Jak się uda, to od września skierujemy tu 10 dziewcząt.

Koordynatorem projektu jest Anna Nieradko. Zapewnia, że świetnie się jej pracuje w nowych warunkach. - Na razie największy problem dziewczyny mają taki, że nie wiedzą, jaką zupę ugotować na obiad, albo co lepsze na kolację: pizza czy naleśniki - żartuje.

Zaś ich postępy w powrocie do normalnego życia ocenia wychowawczyni Agnieszka Franczak. Jej z kolei zadanie ogranicza się do doradzania i pomocy w nauce.
Co o was pomyślą ludzie?

- Zaczęliśmy zmieniać styl pracy i to przynosi efekty - mówi dyrektor. - Nie ukrywam kłopotów, mówię im wprost: dbajcie o swój wizerunek, bo tak będziecie oceniane. A poza tym jak narozrabiacie, to kto nam pomoże? Dobrze wypadniecie na jakiejś imprezie czy obozie, łatwiej będzie prosić o wsparcie. Bo to nie mnie dają, tylko wam. Owszem, mogą powiedzieć, co to nas obchodzi, jesteśmy tu za karę, ale wszystko można zmienić.

Tak jak z własnym dzieckiem, można je włączyć do wspólnych obowiązków, a można we wszystkim wyręczać. Z każdego można coś wykrzesać. Nikt nie ma złudzeń, że wyjdą stąd idealne. Wystarczy, pojedzie któraś na wakacje. Koledzy, środowisko. Mają przecież jakiś bagaż przeszłości i tego nie da się ukryć ani tak szybko zmienić.

- Wadą systemu jest to, że nie ma programu kontynuującego ten proces. Dziewczęta wracają do tych samych domów, w to samo środowisko. Nie każda okaże się na tyle silna, aby wytrzymać trudy dorosłego życia. Nie wiemy, ile naszych wychowanek wychodzi na prostą. Bo takich statystyk nie ma.

Po wakacjach ośrodek opuści Monika i Małgosia. Małgosia chce iść do technikum fryzjerskiego. Marzy, by mieć kiedyś własny zakład. Monika zamierza uczyć się w liceum zaocznym i pracować. - Wiem, że nie będzie łatwo, ale muszę sobie poradzić - mówi.

Diana, Jowita, Sylwia i Natalka zostaną jeszcze rok, żeby ukończyć szkołę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny