Medal dla Wojciecha Jaruzelskiego można by zbagatelizować. W końcu nie jest to akt na miarę ułaskawienia przez poprzednich prezydentów "Słowika" czy Zbigniewa Sobotki. Tyle, że sam Lech Kaczyński i jego środowisko przywiązują niezmierną wagę do symboli i gestów.
Prezydent znalazł się w trudnym położeniu i to pośrednio przez tłumaczenia swojego rzecznika. Maciej Łopiński oświadczył, że Lech Kaczyński nie wiedział, co podpisuje. Tym samym przyznał, że głowa państwa nie potrafi zorganizować pracy swojej kancelarii tak, by urzędnicy nie popełniali kompromitujących go błędów. A przecież ład i porządek są tymi wartościami, które środowisko prezydenta chce na zawsze zaszczepić w Polsce. Skoro nie da się tego zrobić w biurze, to co mówić o kraju. Lepszej przysługi dla opozycji prezydencki rzecznik nie mógł oddać.
O wiele ważniejsza jest jednak druga strona medalu. Czy Krzyż Zesłańców Sybiru należy się Wojciechowi Jaruzelski, który wraz z całą rodziną został wywieziony na Syberię w czasie drugiej wojny światowej? Krzyż ustanowiony dla osób deportowanych na Syberię lub do Kazachstanu, który ma być hołdem dla męczeństwa oraz wierności ideałom wolności i niepodległości.
Jeśli się nie należy, to powinniśmy usłyszeć z ust prezydenckiego rzecznika jakim ideałom sprzeniewierzył się w latach zsyłki młody Jaruzelski. Bo Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych twierdzi, że wniosek o przyznanie odznaczenia zawierał dane zgodne z prawdą.
I dlatego nie widzę powodów, by prezydent musiał wstydzić się swojej decyzji. Szkoda tylko, że nie zdobył się na gest ponad podziałami i osobiście nie wręczył Krzyża Zesłańców Sybiru Jaruzelskiemu. Przypuszczam, że dla wielu wyborców Lecha Kaczyńskiego byłoby to niezrozumiałe. Ale bez wątpienia na miarę tego jakim było zaproszenie przez Jana Pawła II do papamobile Aleksandra Kwaśniewskiego.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
