Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dr Ola Kopacz, ekspert ds. komunikacji społecznej: Regionowi potrzeba innych liderów

Wojciech Jarmołowicz
Dr Ola Kopacz
Dr Ola Kopacz Wojciech Wojtkielewicz
Jest mnóstwo ludzi, którzy trochę pojeździli po świecie, coś wiedzą, coś zrobili, czegoś dotknęli. Wielu z nas ma małe dzieci. I dziś chcemy, by nasze potomstwo żyło w warunkach porównywalnych do najlepszych światowych wzorców, by się dobrze rozwijało. Szansą na to, że możemy dokonać realnych zmian, wcale nie patrząc na lokalne władze, czy na to co się dzieje w rządzie, jest to, byśmy sami zabrali się do pracy nad naszą przyszłością.

Czy potrzebujemy liderów?
Dr Ola Kopacz, ekspert ds. komunikacji społecznej:
Żadna grupa ludzka, żadne plemię, czyli zbiorowość, która ma wspólne potrzeby, cele i wartości, nic nie osiągnie, jeśli ktoś jej działań nie skoordynuje, nie poprowadzi. To jest w naturze naszego gatunku, że musimy mieć pewną hierarchię - jedni są bardziej aktywni, inni mniej i jest potrzebny ktoś - i to z czysto praktycznych powodów - kto będzie zmobilizował ludzi do działania. Lider musi być na czele każdej grupy, jeśli ona ma mieć rację bytu.

Ale my, Polacy, nie lubimy liderów - tak wynika z wszelkich badań i obserwacji. Hołubiona jest u nas postawa średnika, nie wychylającego się z tłumu osobnika.

- Niestety, taka postawa ma swoje korzenie w domu rodzinnym. Ale nie tylko - popatrzmy na literaturę, już Tuwim pisał: "Samochwała w kącie stała", deprecjonując kogoś, kto był inny, lepszy, wierzył w swoje siły. Co prawda skromność to nie jest nic złego, ale też nie przesadzajmy.

Rzeczywiście, już w naszych przedszkolach bycie średniakiem jest wręcz hołubione - program jest tak ułożony, że dziecko zdolne, lub wyjątkowe może mieć trudności z tym, aby się w pełni rozwinąć. Nasze dzieci nie są uczone kreatywności, odwagi, ani inicjatywy. A takie wartości powinniśmy wpajać im wszyscy, począwszy od najbliższego otoczenia, czyli rodziców i dziadków.

Jak to zmienić?

- Żyjemy w czasach, gdzie nie ma większych przeszkód, by poznawać świat - można jeździć, oglądać, porównywać, jak z różnymi problemami dali sobie radę inni. Wielu ludzi, z którymi mam do czynienia - pokolenie, które skończyło studia, poznało inne kraje - wie, że można żyć inaczej, że można próbować walczyć z biernością, strachem przed niepowodzeniami. Kiedy zaczynamy coś zmieniać? Przeważnie jest to moment, gdy w naszym prywatnym życiu zajdzie potrzeba zmian, potrzeba, która wymusza rozwiązywanie problemów. W praktyce oznacza to, że ktoś zaczyna głośno mówić: ja nie chcę tak żyć, nie chcę, by moje dziecko poszło do szkoły, gdzie toleruje się bylejakość itp. I od takich potrzeb zaczynają się inicjatywy, ludzie biorą sprawy w swoje ręce.

Ale przez dziesiątki lat nie uczono nas aktywności, odwagi, przedsiębiorczości. Mało tego - cały czas tworzone są normy, procedury, prawa, które ograniczają nasze działania.

- Przez całe dziesięciolecia, a nawet setki lat Polacy znakomicie dawali sobie radę z przeciwnościami. My naprawdę pod tym względem jesteśmy bardzo kreatywni - wiemy, jak walczyć z głupimi przepisami i absurdalnymi procedurami. My jesteśmy w stanie rozwiązać niemal każdy problem. Na całym świecie słynni są chociażby polscy mechanicy samochodowi, którzy są w stanie naprawić każde auto. Dlatego jestem przekonana, że sytuację w naszym kraju możemy zmienić tylko my sami, zaczynając od pracy w małych społecznościach. Rafał Ziemkiewicz, który był niedawno w Białymstoku, powiedział, że podstawowy powód siły Ameryki to tzw. korzenie trawy, to taka przenośnia dotycząca aktywności lokalnych społeczności. Bo - jak się okazuje - większość zmian społecznych w Ameryce rozpoczyna się właśnie od małych lokalnych społeczności. Jak to działa, co to oznacza? Popatrzmy na to w ten sposób - w okolicy zaczyna chorować sąsiad. Jego znajomi organizują się, by pomóc - gotują obiady, sprzątają mieszkanie, robią zakupy, nie prosząc absolutnie o nic w zamian. I to jest zupełnie normalne. Zadowolony jest i chorujący sąsiad, i inni, którzy mu pomagają, bo każdy z nas ma potrzebę pomocy innym. I nie angażuje się w to administracji, władz itp.

Pierwszy raz, kiedy się z czymś takim spotkałam, byłam zażenowana, że w taki sposób można działać, "bo przecież ja tych ludzi nie znam na tyle, aby mi pomagali". Tymczasem to są właśnie wartości, jakich uczy się najmłodszych obywatelu Ameryki.

U nas także - te duże zmiany społeczne powinny się zaczynać od małych lokalnych, oddolnych działań i inicjatyw.
Zna pani takie właśnie inicjatywy w Białymstoku?

- Oczywiście. Jeszcze przed powrotem z Ameryki dowiedziałam się, że w Białymstoku funkcjonuje Klub Mam. Powstał on z potrzeby jednej matki, która nie chciała siedzieć tylko dzieckiem w domu, powtarzać dość nudny model matki Polki. I Magda Polak, założycielka tego klubu postanowiła zmobilizować grono młodych mam, które będą się spotykać nie tylko po to, by wypić herbatę i poplotkować, ale po to, by się czegoś nauczyć, zaprosić ciekawych ludzi, którzy mogą zainspirować. Uczestniczki takich spotkań dowiedziały się m.in. jak zdrowo urządzić dom, jak karmić dziecko, by wzmacniać jego odporność, jak można żyć bardziej przyjaźnie dla środowiska. Na tą potrzebę zareagowała też jedna z lokalnych kawiarni, która ma u siebie kącik, gdzie mogą się bawić maluchy, I okazało się, że połączenie takich sił oddolnych - normalnych ludzi, lokalnego biznesu - może owocować fajną, energetyczną grupą osób, które zmieniają swoje życie, ale i pokazują innym, że to jest wartość sama w sobie.

I dalej - z klubu mam wyrosła kolejna inicjatywa - Emilia Jaworska chciała w ekologiczny sposób żywić swoją rodzinę. Okazało się, że w naszym mieście wbrew pozorom jest dość trudno o zdrową, niepryskaną żywość - dotyczy to zwłaszcza owoców i warzyw. Emilia zmobilizowała około 25 rodzin, które także o tym myślały i razem stworzyliśmy Podlaską Zieloną Kooperatywę. Ta grupa rodziców spotyka się regularnie co dwa tygodnie. Organizuje ona lokalne zakupy u okolicznych rolników, rozwija kontakty wśród producentów ekologicznej żywności, kosmetyków, i produktów chemii gospodarczej w cenach dla wszystkich przystępnych. Każdy z uczestników Kooperatywy jest odpowiedzialny za kontakty i negocjacje z jakimś dostawcą, bo Emilia zainspirowała nas wszystkich, abyśmy wzięli odpowiedzialność za jakiś element tej inicjatywy.

To jest właśnie piękny przykład działania z "korzeni trawy". Ludzie, którzy są naturalnymi przywódcami, wiedzą doskonale, że bez współpracy z innymi niekoniecznie sobie poradzą, więc zaczynają się organizować, szukać osób, które mają podobne potrzeby.

Ale generalnie ze współpracą między nami nie jest łatwo, bo nie ufamy sobie.

- Oczywiście, w naszym kraju mamy problem niskiego zaufania społecznego. Kilka lat temu OBOP zapytał Polaków, czy ufają komuś, oprócz własnej rodziny. Bodaj tylko 14 proc. badanych powiedziało, że tak. Ale to nie jest coś, czego się nie da zmienić.

W jaki sposób?

- Można to robić za pomocą rozmowy, dialogu, tworzenia wydarzeń, w czasie których możemy wymieniać poglądy, pomysły itp. Zaufanie po prostu trzeba zbudować. I tyle. Weźmy np. Współpracownię przy Białostockim Parku Naukowo-Technologicznym - skupia się tam wiele bardzo twórczych działań, na przykład zainicjowany przez Kasię Stempniak Geek Girls Carrots, cykl inspirujących spotykań kobiet, które zajmują się e-biznesem. Ostatnio "Karotki" zorganizowały wspólny wieczór prezentacji i dyskusji z grupą Białostockie Social Media, którą współtworzą utalentowani specjaliści z branży mediów społecznościowych. I taka współpraca przynosi wymierne efekty. Właśnie na tym spotkaniu, podczas kuluarowej dyskusji doszliśmy do wniosku, że potrzeba inicjatywy, która pozwoli rozwijać postawy przywódcze wśród dzieci.

Szybko pączkują te inicjatywy.

- I całe szczęście. To między innymi dlatego, że dziś mamy zupełnie inne narzędzia niż do tej pory. Otóż właśnie założyłam grupę na Facebooku, z pomysłem zajęć edukacyjnych dla dzieci, które będą rozwijać postawy przywódcze. Ta grupa w ciągu dziesięciu minut od założenia profilu zyskała 83 nowych członków i większość to nie byli to moi znajomi - ja zaprosiłam może 10 osób. Inni się dołączyli, lub zostali zaproszeni przez znajomych. I już zaczęliśmy prowadzić dialog na ten temat. Ten przykład pokazuje, że dziś nie są konieczne ogłoszenia w prasie, drukowanie plakatów, ulotek itp. by stworzyć pożyteczną inicjatywę. Niepotrzebne jest zwykle błogosławieństwo żadnych instytucji - ludzie sami się organizują, sami rozwiązują swoje problemy, sami ze sobą współpracują - oczywiście, muszą tego chcieć.

Ale takich inicjatyw mimo wszystko nie jest jeszcze zbyt dużo.

- Nawet jeśli nie jest ich wiele, dzięki internetowi mają większy, niż niegdyś zasięg i możliwość zapalania innych ludzi. Bo wieści roznoszą się bardzo szybko - im się udało, spróbujmy i my. Przecież ryzyko przy tzw. inicjatywach grupowych jest niewielkie, nawet te finansowe.

Czy Białystok jest dobrym miejscem na taką aktywność?

- Pamiętam, jak niewiele się działo w naszym mieście, gdy miałam 19 lat i wyjeżdżałam na studia - najpierw do Warszawy, później za ocean. Białystok, który zastałam po powrocie, zmienił się niesamowicie, ale nie chcę tu mówić o pięknej architekturze, wyglądzie miasta. Jestem zachwycona rosnącą liczbą zdolnych, twórczych, ciekawych ludzi, którzy są bardzo aktywni - organizują akcje społeczne, edukują innych, zbierają pieniądze na ważne cele, itp. - i na dodatek, ja mogę z tym wszystkim być na bieżąco, bo tak szeroki jest dostęp do informacji - poprzez Facebooka, blogi, grupy dyskusyjne,. I czuję potrzebę, aby w tych wydarzeniach uczestniczyć, gdyż one mnie inspirują w codziennym życiu.

Moim zdaniem powstaje też jakaś masa krytyczna, która dąży do zmian społecznych. Bo jest mnóstwo ludzi, którzy trochę pojeździli po świecie, coś wiedzą, coś zrobili, czegoś dotknęli. Wielu z nas ma małe dzieci. I dziś chcemy, by nasze potomstwo żyło w warunkach porównywalnych do najlepszych światowych wzorców, by się dobrze rozwijało. Jest szansa na to, że możemy dokonać realnych zmian, wcale nie patrząc na lokalne władze, czy na to co się dzieje w rządzie, ale samodzielnie zabierając się do pracy nad naszą przyszłością.

Dr Ola Kopacz swoją pasję do komunikacji społecznej przypieczętowała doktoratem na Uniwersytecie w Arizonie. Od 10 lat pomaga ludziom biznesu i polityki rozwijać kompetencje lidera przez skuteczne wystąpienia publiczne. Prowadzi Szkołę Mówienia. . Przeszkoliła już ponad 500 mówców na dwóch kontynentach. Jest rodowitą Podlasianką, a liczne podróże przekonały ją o tym, że mieszkamy w najlepszym miejscu na świecie.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny