Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dom Powrotu zbudowała Droga, Romuald Mineyko i Jan Sawicki, właściciel firmy Jaz-Bud

Alicja Zielińska
Tu dzieci będą miały normalne dzieciństwo - mówi 0. Edward Konkol
Tu dzieci będą miały normalne dzieciństwo - mówi 0. Edward Konkol Archiwum
Stąd dzieci będą wracać do swoich rodziców. Bez etykietki sierocińca czy bidula. Bo to będzie Dom Powrotu, tymczasowa przystań na krótki czas, kiedy z rodziną stało się coś złego. Powstał dzięki niezwykłemu zaangażowaniu Jana Sawickiego, właściciela Jaz-Budu i Romualda Mineyko z Kanady.

O potrzebie utworzenia takiej placówki werbista o. Edward Konkol, szef Stowarzyszenia Pomocy Rodzinie Droga w Białymstoku, myślał od dawna.

- Umieszczanie dzieci w domach dziecka jest rzeczą makabryczną - mówi. - Nie dlatego, że warunki, czy kadra są tam złe. Tam jest czysto, dobrze, wychowawcy są kochani i oddają swoje serce dla tej pracy. Zły jest sam system. Bo żeby dzieci nakarmić, ubrać i zapewnić im edukację, zabieramy im to, co jest najważniejsze w życiu: ich poczucie bezpieczeństwa. Każde dziecko ma swój świat. Ma swego pieska, kotka, kącik, w którym czuje się szczęśliwe. I kocha ponad wszystko mamę i tatę, choćby oni nie zasługiwali na to. I nagle tego wszystkiego jest pozbawione.

- Widziałem takie dzieci, widziałem zabieranie ich przez kuratorów. To jest nieludzkie - określa o. Konkol. - Dlatego moją tęsknotą było stworzenie miejsca, w którym dzieci będą miały normalne dzieciństwo, ale nie zostanie zabrany ich świat.

Idea Domu Powrotu jest piękna. Prawdziwy dom, gdzie kadra będzie tylko uzupełnieniem, bez żadnego szyldu i nazwy. To ma być miejsce, gdzie dzieci nigdy nie usłyszą: o, przyszła pani kierowniczka, czy pani wychowawczyni. Jest ciocia, jest wujek. Taka przystań na krótko, bo coś się w życiu niedobrego wydarzyło. Rodzice zachorowali, wyjechali za granicę. Czy stoczyli się i trzeba ich wyciągnąć z tego dna. Zajmą się nimi terapeuci z Drogi, będą pracować miesiąc, dwa, jak trzeba to i w melinach. Ojciec Konkol wie z doświadczenia, że mamy z takich środowisk są w stanie dużo zrobić, ażeby odzyskać dzieci. 70 proc. dzieci, które przychodzą do stowarzyszenia Droga, w ciągu dwóch lat mieszka już w swojej rodzinie.

Więc kiedy te mamy staną na nogi, to wolontariusze Drogi zadbają o to, żeby przebywały ze swymi pociechami jak najczęściej. Będą przychodzić wieczorem, by położyć malucha do łóżka i ucałować na dobranoc. W soboty i w niedziele ugotują obiad. Pójdą na spacer, pobawią się razem na placu zabaw.

- Te dzieci mają normalnie żyć, mają czuć więź ze swoimi rodzicami. I po jakimś czasie wrócić do rodziców - podkreśla o. Konkol.

Miasto poparło inicjatywę. Prezydent przekazał na ten cel budynek przy ul. Orzechowej. Ale należało go całkowicie wyremontować: wymienić okna, stolarkę, podłogi, zainstalować nową elektrykę, hydraulikę, ogrzewanie.

- Właściwie zastanawiałem się potem, czy nie tańsze byłoby postawienie nowego - mówi teraz o. Konkol.

Znalazłem numer Drogi

Rozmiary inwestycji przerosły zamiary.

- Myśmy zbankrutowali. Po raz pierwszy od 20 lat, odkąd istnieje Droga poczułem, że przegram, nie ma szans, żeby to udźwignąć - przyznaje się o. Konkol. - Moi pracownicy postanowili obniżyć sobie pensje, byle przetrzymać. I wtedy około Bożego Narodzenia pojawił się Aldek Mineyko. Jego mama, Maryna Mineyko, znana białostoczanka od początku istnienia Drogi współpracowała ze stowarzyszeniem. Aldek, czyli Romuald Mineyko w latach 80. wyjechał z Polski. Mieszka obecnie w Montrealu, jest jednym z dyrektorów w firmie Fednav Limited. Ojca Edwarda Konkola poznał, kiedy przyjechał z Kanady na pogrzeb mamy pod koniec listopada 2010 roku. Po powrocie z cmentarza w jej mieszkaniu przy Rynku Kościuszki znalazł w papierach na biurku telefon do Drogi.

Zadzwonił. Odpowiedział ojciec Edward Konkol, zaprosił go do biura przy Proletariackiej. Okazało się, że tu wszyscy bardzo dobrze znają Marynę Mineyko i jej dzieci: Aldka, Krzysztofa i Annę Nike. Cała trójka od lat przebywa w Kanadzie. Pani Maryna mówiła o nich zawsze z wielką dumą, cieszyła się wnukami. Ale też z wielkiem zapałem pomagała podopiecznym Drogi. Przychodziła co najmniej raz w miesiącu i przekazywała ze swojej emerytury pieniądze, drobne dary. Była bardzo blisko związana ze stowarzyszeniem, interesowała się losem dzieci. Pracownicy Drogi traktowali ją jak kogoś bliskiego. Panie z biura częstowały kawą i słuchały jej nie kończących się pięknych gawęd z przeszłości.

- Ojciec Konkol podzielił się ze mną ideą stworzenia Domu Powrotu - pisze w mailu Aldek Mineyko. - Przed moimi oczami stanął budynek otoczony domami zamieszkałymi przez normalne rodziny, w którym dzieci nie mające takiego samego normalnego życia, miałyby szansę powrócić do normalnych warunków. Od tego momentu nie miałem wątpliwości, że zrobię wszystko, aby pomóc w realizacji tej idei. Byłem pewien, że mama zrobiłaby to samo. W czasie spotkania z ojcem Edwardem wręcz odczułem, że kierowała moimi krokami.

Kilka dni później Romuald Mineyko wrócił do Kanady. Od razu zaczął wcielać swoje postanowienie w życie. Organizował spotkania, przedstawiał projekt pomocy potrzebującym dzieciom z dalekiego Białegostoku. Udało się. Z pomocą swojej firmy Fednav Limited i pracowniczej organizacji charytatywnej Fednav Community Employee Committee (FCEC) oraz kilku przyjaciół zebrał pieniądze na Dom Powrotu.

- Zaangażowanie Aldka było wielkie i szalenie oddane. Robił prelekcje, szukał sponsorów. Dzwonił do nas, informował na bieżąco o swoich poczynaniach - opowiada o. Konkol. - Takim naszym wspólnym marzeniem stało się, żeby jego mama, ta wspaniała babcia Maryna w jakiś sposób zaistniała w tym domu, stała się elementem wzorcowym dla przebywających tu dzieci. Aldek przekazał nam sporą kwotę pieniędzy - podkreśla o. Konkol.

- Ale kiedy zrobiono projekt adaptacji domu, okazało się, że ta suma nie wystarczy. Bo koszt przystosowania budynku do potrzeb nowej placówki przekraczał 700 tysięcy, nie mówiąc o wyposażeniu. A jaka to jest ostatecznie suma, to nie wiem, ale na pewno ocierająca się o milion. Takich pieniędzy Aldek nie był w stanie znaleźć. Prosiłem prezydenta: pobyt dziecka w domu dziecka kosztuje miesięcznie ponad 5 tys. złotych, u nas będzie o połowę mniej. Wymierne oszczędności, nie mówiąc o korzyściach dla dzieci. Odpowiedź była odmowna. Pieniędzy na remont miasto nie ma.

Moi ludzie i moje materiały

Wówczas Edward Konkol, można powiedzieć, sięgnął do najwyższych znajomości.

- Powiedziałem: Panie Boże, trudno, to są twoje dzieci, ja nie mam kasy, nie udźwignę tego, musisz mi pomóc. Nie będę biegał, nie będę prosił. I stała się kolejna cudowna rzecz - opowiada. - Jak anioł z jasnego nieba zadzwonił Jan Sawicki, właściciel przedsiębiorstwa budowlanego Jaz-Bud. Dowiedział się o moich kłopotach. "Ojcze, ja to zrobię" - zadeklarował sam. Pomyślałem: da pracowników, ja z zebranych przez Aldka pieniędzy kupię materiały, super, jakoś pociągniemy dalej. "Nie" - on powiedział. - "Moi ludzie i moje materiały".

Na ulicę Orzechową wjechał sprzęt, przyszli robotnicy. Jan Sawicki nadzorował, podejmował decyzje. Budynek miał być wyremontowany początkowo najtaniej, ale szef Jaz-Budu kazał rozebrać dach, podciągnąć wyżej ściany i dzięki temu na górze powstały jeszcze trzy piękne pokoje. A w środku wymieniono wszystko.

- Odtąd ja się tylko zjawiałem na Orzechowej i otwierałem buzię z zachwytu: o Boże, to już gotowe? I to też? Mało tego, że wyremontowano budynek, to jeszcze położono terakotę, kafelki. W salonie wymarzyliśmy sobie kominek, przyjeżdżam i stoi kominek. Za jakiś czas patrzę, a polbruk kładą. Ku mojej radości jest tam też kaplica - wylicza o. Konkol.

Pan Bóg podsyła dobrych ludzi

Szef Stowarzyszenia Droga umie ładnie mówić o swoich dobroczyńcach. - Jasio Sawicki swoją pracą doprowadził do tego, że dom zaistniał. Aldek Mineyko, cudowny człowiek, kochana dusza - jego zaangażowanie będzie bardzo potrzebne w dalszym funkcjonowaniu tego domu, bo stowarzyszenie musi dopłacić 25 proc. na utrzymanie placówki. Jak Bóg ich podszedł, jakim sposobem natknął, nie wiem - uśmiecha się. - Ale oni swoim oddaniem są dla mnie potwierdzeniem tego, że droga, którą wybraliśmy jest dobra. Więc sobie powtarzam: staraj się Konkol, póki możesz. Masz mnie, mówi Pan Bóg, ja ci będę podsyłał wspaniałych ludzi do pomocy.

Jan Sawicki na pytanie, czym się kierował, odpowiada krótko: z potrzeby ducha i serca, dlatego że kiedyś pomagali mu inni. Jest znany ze skromności i niechęci mówienia o swoich dobrych uczynkach, chociaż ma ich na koncie dużo. Wie o tym dyrektorka Domu Dziecka w Krasnem (wychowankom funduje mieszkania), wie polska rodzina z Kazachstanu (właśnie postawił jej dom), zna go od tej strony wiele innych osób, którym pomógł lub wspiera.

Romuald Mineyko w mailu napisał, że robi to, bo wciąż czuje się białostoczaninem, mimo iż zjechał prawie cały świat (od Antarktydy do Arktyki i wiele razy z zachodu na wschód).

- Wychowanie w Białymstoku dało mi podstawy, które pomogły mi przetrwać i poradzić sobie w trudnych momentach życia. Przed spotkaniem z ojcem Edwardem byłem typowym polskim emigrantem w Kanadzie. Praca, przeciętnie 12 godzin dziennie, rodzina, dom z dwoma garażami, wakacje dwa razy w roku. Kilku przyjaciół polskiego pochodzenia i grupa kolegów, z którymi nigdy nie miałem nic wspólnego poza pracą, hokejem i od czasu do czasu spotkaniami na piwie. Wizyta w Drodze zmieniła tę rutynę. Poprzez swoją działalność w Kanadzie na rzecz Domu Powrotu poznałem grupę wspaniałych ludzi, którzy bezinteresownie przeznaczają część swojego codziennego życia dla innych potrzebujących pomocy. Ojciec Edward otworzył dla mnie drzwi do tych ludzi tak, jak otwiera drzwi możliwości dla dzieci, którymi opiekuje się Droga. Jego entuzjazm i nastawienie na pomoc innym są tak sugestywne, że udzieliły się również mnie. Zmienił moją codzienną rzeczywistość.

Aldek Mineyko napisał też, że udało mu się uzyskać poparcie i zaangażowanie organizacji charytatywnej FCEC dla Drogi i Domu Powrotu, co w przyszłości ma pomóc finansowo stowarzyszeniu w realizacji programów dla dzieci. Jedną z takich inicjatyw, o jakiej już zaczął dyskutować z o. Edwardem Konkolem, jest program YMCA Strong Kids Campaign, dzięki któremu podopieczni Drogi będą mogli uczestniczyć w letnich obozach w Kanadzie.

Każdy pokój ma swego przyjaciela

W dziesięciu pokojach przy ul. Orzechowej zamieszka 14 dzieci z domu dziecka przy Słonimskiej. Ojciec Konkol przewiduje, że pobędą tu rok, dwa. W tym czasie na pewno ich sytuacja rodzinna na tyle się zmieni, że będą mogły wrócić do swoich rodziców, a jeśli nie, to znajdą się dla nich rodzice zastępczy. A teraz mają mieć taki sam start w życiu jak ich rówieśnicy.

I dlatego szef Drogi postarał się, żeby każdy pokój miał swego patrona. Ich imiona znajdą się na drzwiach.

- Ci sponsorzy to moi przyjaciele, namówiłem ich, by podjęli się urządzenia wnętrz. I przez to staną się przyjaciółmi dzieciaków - mówi wprost. - Nasze dzieci nie dostaną żadnej plakietki czy łaty, że są z domu dziecka. To będzie Dom babci Maryny i wujka Jasia.

21 kwietnia placówka zostanie otwarta. Do końca roku ma być całkowicie ukończona.

- Zostało jeszcze zagospodarowanie placu zabaw, ogrodzenie podwórza, wyposażenie sali kominkowej. Przeznaczymy na to część pieniędzy, które przysłał Aldek Mineyko. Liczę też na wpływy z 1 procenta podatków - mówi o. Edward Konkol. I podkreśla, że Dom Powrotu to też wsparcie wielu osób, które swoimi datkami systematycznie zasilają konto Stowarzyszenia Droga.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny