Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Luks: Nie mam nic na sumieniu

Tomasz Dworzańczyk
Trener Dariusz Luks mówi, że decyzja o odejściu z Białegostoku dojrzewała w nim od dłuższego czasu
Trener Dariusz Luks mówi, że decyzja o odejściu z Białegostoku dojrzewała w nim od dłuższego czasu Fot. Wojciech Oksztol
Myślę, że każdy w klubie mógłby się uderzyć w pierś i zadać sobie pytanie, czy pewne zdarzenia powinny mieć miejsce. Mogę się wypowiadać tylko na tematy szkoleniowe i moim zdaniem, nie wszystkie sprawy były odpowiednio zabezpieczone. Ja nic na sumieniu nie mam i starałem się optymalnie wykorzystać potencjał zespołu. - mówi Dariusz Luks, były trener Pronaru Zeto Astwy AZS Białystok w sezonie 2008/2009.

Kurier Poranny: Nie jest Panu smutno opuszczać Białystok po półtora roku pracy?

Dariusz Luks: Jakiś żal jest, bo przez ten czas trochę zdrowia w tym mieście zostawiłem. Można powiedzieć, że wyciągnąłem zespół z siatkarskiego bagna, bo jak przychodziłem tu do pracy w styczniu ubiegłego roku, było ostatnie miejsce i minimalne szanse na utrzymanie. Postawiliśmy wówczas sobie z ówczesnymi działaczami ambitny cel, udało się go osiągnąć. Teraz, po kolejnym sezonie, jest jeszcze lepiej, bo znaleźliśmy się nad kreską.

Na Pana miejsce prawdopodobnie przyjdzie do Białegostoku trener ze znanym nazwiskiem - Alojzy Świderek. Mieliście już okazję się poznać?

- Oczywiście, znamy się, podobnie jak z innymi trenerami. To dobry fachowiec, zdobył złoty medal, pracując w Kaliszu z zespołem Winiar, życzę mu wszystkiego najlepszego. Myślę, że przyjdzie tutaj po to, by zrobić dobry wynik, ale teraz chyba pozostaje mu już tylko walka o medale, bo jakby miał grać o utrzymanie, co najwyżej powtórzyłby to, co ja wywalczyłem z zespołem. A jak będzie, pokaże czas i historia.

Uważa Pan, że wybór białostockich działaczy jest dobry?

- Nie do mnie należy ocena postępowania działaczy klubu. To są mądre głowy i z pewnością wiedzą, co jest dobre dla drużyny.

Kiedy podjął Pan decyzję o zakończeniu pracy w Białymstoku?

- Dość dawno, tylko długo dojrzewałem do niej. Nie jestem typem trenera, któremu można dyktować, co i jak. Pracuję sam i robię to, co uważam za stosowne.

Takiej możliwości i komfortu nie było w Białymstoku?

- Nie chcę mówić, co było, bo nie o to chodzi. W tamtym sezonie ktoś próbował robić za mnie zmiany, ale to nie był nikt z zarządu. Jeśli ktoś chce trenera figuranta, niech zatrudni nauczyciela WF z jakiejś podstawówki, a nie szkoleniowca z Polski, który mieszka 600 kilometrów stąd.

Porozmawiajmy o niedawno zakończonym sezonie. Siódme miejsce to najlepszy wynik w historii klubu. Nie dało się osiągnąć nic więcej czy może jednak jest coś, co można było zrobić lepiej?

- Można sobie mówić, co by było, gdyby... Na pewno wynik sportowy mógł być lepszy, ale na to złożyło się wiele czynników. Nie tylko moja postawa czy dziewczyn miała na to wpływ. Myślę, że każdy w klubie mógłby się uderzyć w pierś i zadać sobie pytanie, czy pewne zdarzenia powinny mieć miejsce. Mogę się wypowiadać tylko na tematy szkoleniowe i moim zdaniem, nie wszystkie sprawy były odpowiednio zabezpieczone. Ja nic na sumieniu nie mam i starałem się optymalnie wykorzystać potencjał zespołu.

Debiutował Pan w Białymstoku jako trener żeńskiej drużyny. Teraz poświęci się Pan pracy właśnie z kobietami czy wróci do męskiej siatkówki?

- Kiedy zaczynałem swoją przygodę szkoleniową, powiedziałem, że chciałbym prowadzić zarówno zespoły kobiece, jak i męskie. W jakiś sposób praca z żeńską drużyną mi się spodobała, chociaż muszę przyznać, że facet jest 12 miesięcy w roku taki sam, a z kobietami to bywa różnie. Najważniejsze jednak, aby w klubie nie brakowało ludzi, którzy znają się na siatkówce. Wówczas różnice między płciami są bez znaczenia.

Ma Pan już jakieś oferty pracy?

- Pochodzę z rodziny robotniczej, mam dwie ręce i dam sobie radę. Na razie do końca czerwca mam ważny kontrakt w Białymstoku, a o konkretach możemy porozmawiać w lipcu, jak będę wolny. W razie czego mam dyplom magistra wychowania fizycznego i mogę pracować jako nauczyciel...

Co Pan zapamiętał z pobytu w Białymstoku? Będzie co wspominać czy potraktuje Pan raczej ten fragment życia jako nic nieznaczący epizod?

- Spotkałem tu dobrych ludzi, którzy pokazali mi piękne Podlasie. Będę miło wspominał wyprawy z doktorem Świątkiewiczem, wielkim miłośnikiem przyrody, który oprowadzał mnie po bagnistych, dziewiczych terenach, gdzie można się wyciszyć i odskoczyć od codziennego życia.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny