Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Barbara Engelking, "Jest taki piękny słoneczny dzień...": Nie można polowania na Żydów usprawiedliwić strachem o swoje życie

Janka Werpachowska
Barbara Engelking spotkała się w poniedziałek z białostoczanami w Centrum Zamenhofa. W debacie uczestniczył też Jan Grabowski
Barbara Engelking spotkała się w poniedziałek z białostoczanami w Centrum Zamenhofa. W debacie uczestniczył też Jan Grabowski Fot. Wojciech Oksztol
Nie możemy się pocieszać, że nie tylko Polacy mordowali i wydawali Żydów Niemcom. Mnie nie obchodzi, co robili inni. To jest ich problem i niech sobie z nim radzą. Tak jak my musimy się uporać sami ze swoim problemem - mówi Barbara Engelking.

Czy to przypadek, że Pani książka, podobnie jak druga, Jana Grabowskiego "Judenjagd", ukazały się właśnie teraz, tuż przed wydaniem "Złotych żniw" Jana Tomasza Grossa?
Barbara Engelking: To zupełnie przypadkowa zbieżność terminów. O badaniach nad stosunkiem ludności wiejskiej do ukrywających się podczas wojny Żydów myślałam już dawno. Mniej więcej trzy lata temu złożyłam projekt, na którego realizację zostały przyznane granty. Biorąc więc pod uwagę wszystkie niezbędne procedury i późniejsze badania nad materiałami archiwalnymi, akurat po trzech latach zbieramy plony tej pracy.

Czy nie ma Pani wrażenia, że kontrowersje jakie wzbudziła książka Grossa - chociaż jeszcze niewydana - pomogły zaistnieć w odbiorze społecznym Pani pracy?
- Oczywiście. To samo dotyczy książki profesora Jana Grabowskiego. Czy ktokolwiek, oprócz niewielkiego grona osób interesujących się tematyką Holocaustu, słyszał o ukazujących się w poprzednich latach opracowaniach dotyczących zagłady Żydów? W Centrum Badań nad Zagładą Żydów w poprzednich latach ukazywały się przecież książki, wydawany jest rocznik "Zagłada Żydów. Studia i materiały". Ale dopiero teraz, kiedy "Złote żniwa" już szokują - chociaż nikt tej książki jeszcze nie przeczytał - przypomniano sobie o nas. Wciąż jestem proszona o ustosunkowanie się lub komentarz do pracy Grossa. A nie chcę tego robić, zanim książka nie ukaże się na rynku.

Dlatego rozmawiamy o Pani książce. Jeżeli ktoś liczył, że będzie ona stanowić kontrapunkt do "Złotych żniw", to się musiał srodze zawieść. Mogliśmy się spodziewać - bo tak nas uczono w szkołach, taka była oficjalna propaganda - że w książce, której podtytuł brzmi "Losy Żydów szukających ratunku na wsi polskiej 1942-1945" znajdziemy zbiór budujących relacji o szlachetnych wieśniakach, którzy z narażeniem życia dawali schronienie Żydom ocalonym z transportów śmierci, uciekinierom z getta. Tymczasem dostaliśmy wstrząsającą, niedającą się spokojnie czytać książkę o ludzkiej podłości.
- Jest bardzo dużo prac historycznych i literatury wspomnieniowej poświęconej sprawiedliwym, którzy udzielali Żydom pomocy, przechowywali ich. Chętnie powołujemy się na tę piękną kartę naszej historii. Ale nie możemy zapominać o drugiej stronie medalu. Jeżeli jako naród jesteśmy dumni, że w Yad Vashem rośnie sześć tysięcy drzewek, z których każde symbolizuje jednego ze sprawiedliwych, to również jako naród musimy sobie zadać pytanie, co się stało z około 200 tysiącami Żydów, których po prostu brakuje w bilansie Zagłady. Bo tak wynika z obliczeń: wiadomo, ilu Żydom udało się uciec z transportów do obozów zagłady, ilu z gett na terenie całej Generalnej Guberni. I wiadomo, ilu z nich przeżyło wojnę. Brakuje około 200 tysięcy. Wśród nich właśnie są bohaterowie tych strasznych historii, które znalazły się w mojej książce. Ja od razu we wstępie uprzedzam, że celem mojej pracy badawczej było ukazanie właśnie tej drugiej strony medalu.

Blisko trzysta stron lektury wstrząsającej. Nie znam książki Grossa, ale na podstawie tego, co już wiadomo na temat jej treści uważam, że "Jest taki piękny słoneczny dzień..." pokazuje zjawisko o wiele bardziej straszne niż przesiewanie ludzkich prochów w poszukiwaniu złota. Bycie hieną cmentarną jest wstrętne. Bycie mordercą - jest czymś niepojętym, nie daje się niczym usprawiedliwić.
- Nie próbowałam porównywać tych zjawisk. Jedno i drugie jest ohydne.

Czy przystępując do pracy nad tą książką miała Pani przeczucie, jaka jest skala opisywanego przez Panią zjawiska?
- Problematykę Zagłady badam od ponad dwudziestu lat. Wydawałoby się więc, że niewiele może mnie zaskoczyć. Jednak kiedy już analizowałam materiały archiwalne: akta sądowe, zeznania świadków, nieliczne relacje Żydów, którzy uniknęli śmierci - zaskoczył mnie ten ogrom zła. Poczułam się wobec tego zjawiska bezradna. Jako człowiek. I nie tyle zdumiała mnie liczba przypadków wydawania lub własnoręcznego zabijania Żydów przez chłopów polskich. Szczególnie bolesne - w moim odczuciu - było powszechne na to przyzwolenie. I podczas wojny, i później, kiedy niektórzy z morderców stawali przed polskimi sądami. Proszę sobie wyobrazić, że w aktach większości tych spraw znajdują się listy podpisane przez społeczność całej wsi, często też przez miejscowego proboszcza, wystawiające niejako świadectwo moralności oskarżonemu. Ludzie w nich piszą: to taki porządny człowiek, dobry mąż i ojciec, uczciwy, nigdy nikogo nie skrzywdził. Tak, jakby fakt, że z jego rąk lub dzięki jego donosowi zginęła cała żydowska rodzina w ogóle się nie liczył. Na tle atmosfery, jaka panowała w tamtym czasie na polskiej wsi nowego wymiaru nabiera bohaterstwo tych, którzy w takich warunkach przechowywali Żydów. Bo przecież ci sprawiedliwi w wielu przypadkach bardziej niż Niemców musieli się obawiać swoich sąsiadów. Prawdą jest, że jeżeli już dochodziło do wpadki i Niemcy trafiali do gospodarstwa, w którym ukrywali się Żydzi, to przeważnie było to skutkiem donosu, którego autorem był sąsiad zazdrosny o rzekome złoto, jakim Żydzi płacą za pomoc.

W relacjach świadków tamtych wydarzeń uderza fakt, że mówią oni o Żydach tak, jakby mówili o jakichś pozbawionych ludzkich cech osobnikach, przedmiotach wręcz. Żydek, jakaś kobieta, jakieś dziecko - nie mają imion ani nazwisk, chociaż w większości przypadków byli doskonale znani swoim oprawcom.
- Tak, to jest wstrząsające. To przejaw obojętności. Jednocześnie takie odbieranie tym ludziom ludzkich cech uspokajało sumienie.

Barbara Engelking: Zło po prostu jest

Pisze Pani w swojej książce: "Można chyba sformułować hipotezę, że do morderstwa skłaniały namiętności bądź żądze (chciwość, nienawiść), strach zaś bywał częściej przyczyną odmowy pomocy lub wyrzucenia".
- Tak uważam. Oskarżeni o mordowanie lub denuncjowanie Żydów bronili się podczas procesów, tłumacząc swoje postępowanie strachem o życie swoje i rodziny. Ale przecież prawda jest taka, że Niemcy zabraniali udzielania Żydom pomocy, nie nakazywali natomiast wyłapywania Żydów po lasach, mordowania ich lub doprowadzania na posterunki żandarmerii czy granatowej policji.

Jest Pani psychologiem. Skąd się bierze zło?
- Nie wiem. Po prostu jest. Ujawnia się wtedy, kiedy czuje, że jest na nie przyzwolenie. Warunki wojenne stwarzają właśnie taką atmosferę. Zjawisko, o którym piszę, to wcale nie specyfika polskiej wsi. Nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że polski chłop był szczególnie okrutny, bezwzględny czy podły. To się działo wszędzie, tyle że w mniejszej skali. Na wsi natomiast, w małej, zamkniętej społeczności obowiązywały jakby inne prawa, swoiście pojęta solidarność. Poza tym mieszkańcy wsi byli szczególnie podatni na propagandę antyżydowską, łatwo ulegali stereotypom. I chociaż w latach międzywojennych zgodnie egzystowali Polacy i Żydzi, mieszkali po sąsiedzku, ich dzieci chodziły razem do szkoły, to jednak polski chłop miał gdzieś zakodowane, że Żydzi ukrzyżowali Pana Jezusa, a Matka Boska była Polką. I to wystarczyło, żeby nienawidzieć. Wojna stała się okazją, żeby tej nienawiści dać upust. Niemcy to wykorzystywali, zachęcali chłopów do zabijania lub denuncjowania Żydów, ustalając swoisty cennik za ludzkie życie, system nagród i premii dla szczególnie aktywnych w tym procederze.

W jednej z relacji spisanej przez Żyda, który przeżył wojnę ukrywając się w lesie koło Opatowa, czytamy: "Codziennie nieomal chłopi chwytali ukrywających się Żydów. Niemcy w różny sposób wynagradzali te usługi. Na początku za schwytanego Żyda dawano worek cukru i litr spirytusu. Potem dawano tropicielowi już tylko ubranie pojmanej ofiary". W okolicach Ostrołęki za złapanie Żyda chłop dostawał trzy kilo cukru. "Ta nowa forma zarobku miała wielkie powodzenie w okolicznych wioskach. Chłopi biegali jak strute myszy, szukając ukrywających się Żydów" - relacjonuje Abraham Śniadowicz.

I jeszcze krótka relacja z okolic Bielska Podlaskiego: "Dwóch braci Ptaków, Joel (27 lat) i Zawel (24 lata) ukrywało się w lesie koło Pietraszek. Sołtys Pietraszko śledził za nimi, zatrzymał ich, zmusił swoich ludzi do związania ich, przyprowadził żandarmerię, rozebrał Żydów do naga, rozstrzelał i pochował tamże. Dostał ubranie zamordowanych". Ten sam sołtys miał na sumieniu więcej takich zbrodni. To było niestety powszechne zjawisko. Znana jest historia, kiedy jakaś kobieta zgłosiła się do Niemców z reklamacją, bo sukienka, którą zdarła z martwej Żydówki miała dziurę na plecach. Po kuli.

Trudno w to wszystko uwierzyć, ale z faktami się nie dyskutuje.
- Wszystko, o czym piszę, jest świetnie udokumentowane. Z kilku tysięcy akt procesowych dałam radę przeczytać trzysta plus kilkadziesiąt relacji Żydów ocalonych. Zapewniam panią, że ta książka, to tylko niewielka część tego, co znajduje się w archiwach. Ale, jak sądzę, bardzo reprezentatywna. Bo te historie są w gruncie rzeczy wszystkie bardzo do siebie podobne.

W jaki sposób ci oprawcy stawali przed sądem?
- Najczęściej na podstawie donosu. Na przykład takiego: "Zrobił mi dziecko, miał się ze mną ożenić, ale uciekł gdzieś na Ziemie Odzyskane. To ja sobie przypomniałam, że on trzech Żydów zamordował i ograbił". Można powiedzieć: powracająca fala, kolejne ogniwo w historii ludzkiej podłości.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny