Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Agroturystyka Okopy: Domy pracy twórczej (zdjęcia)

Agata Sawczenko
Wśród warsztatów, które planują Antoni i Małgorzata Roman, jest i garncarstwo. Koło garncarskie już czeka.
Wśród warsztatów, które planują Antoni i Małgorzata Roman, jest i garncarstwo. Koło garncarskie już czeka. Wojciech Wojtkielewicz
Przekopywali targi staroci, jeździli po podlaskich wioskach. Z okolicy na taczkach przywozili kamienie. I pracowali - odtwarzali domy, kopali doły, układali ścieżki. Antoni Roman z żoną Małgorzatą w podsuchowolskich Okopach prowadzą "Domy pracy twórczej". - By uchronić naszą tradycję i kulturę - tłumaczą.
Pchle targi to raj dla Antoniego Romana. Wykupuje tam wszystko, co stare, tradycyjne.
Pchle targi to raj dla Antoniego Romana. Wykupuje tam wszystko, co stare, tradycyjne. Wojciech Wojtkielewicz

Pchle targi to raj dla Antoniego Romana. Wykupuje tam wszystko, co stare, tradycyjne.
(fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Wszystko zaczęło się 11 lat temu. Antoni Roman, naukowiec z tytułem doktora, namówił swoją żonę Małgorzatę, by zainwestowali kilkanaście tysięcy oszczędności. W nieruchomości. Znaleźli starą ruderę w Okopach koło Suchowoli. Kupili. Plany były takie, by zrobić z niej ciche miejsce, gdzie będą mogli wypoczywać z rodziną i przyjaciółmi. Dziś działa tu firma "Wiejskie domy pracy twórczej". Współpracują z lokalnymi artystami, właścicielami gospodarstw agroturystycznych czy lokali gastronomicznych.

Nie trzeba w góry jechać

Choć w Uroczance - bo tak nazwali swoje siedlisko - będą mieli stylizowane na wiejskie izby pokoje dla gości, nie na tym chcą zarabiać. Bo zarobek to w ich przypadku sprawa drugorzędna. Zależy im przede wszystkim na tym, żeby pokazywać dzieciom - no i oczywiście dorosłym (bo po co innych atrakcji szukać, głowy na spadochronach łamać - jak mówi pan Antoni) - na czym polegało kiedyś życie.

- Białe szkoły, zielone szkoły. Nie muszą w góry jechać, mogą tutaj, do nas - przekonuje pan Antoni.
Plany są takie: jak najwięcej warsztatów, na których będzie można poznać tajniki ginących zawodów, dowiedzieć się, na czym polegała niegdyś praca kowala, garncarza, ślusarza, stolarza, spróbować swoich sił przy pleceniu koszyków czy słomianych ozdób.

- Chcemy dać możliwość doskonalenia własnych możliwości w różnych dziedzinach: gotowaniu, rzemiośle, rękodziele. Będzie teatr wiejski - zapala się pan Antoni. Przyznaje, że właśnie dlatego zrobił 41 certyfikatów unijnych z turystyki.

Jednak chce, by warsztaty prowadzili przede wszystkim miejscowi - ci, którzy znają się na rzeczy.
- Ale niech robią to starsi, z większym od mojego autorytetem - uśmiecha się pan Antoni.
Taka współpraca się opłaca wszystkim. Bo miejscowi, gdy Romanowie wyjeżdżają do Białegostoku, wszystkiego im pilnują.

- Wiedzą, że jeśli nas ktoś okradnie, to i oni stracą zarobek - mówi Antoni Roman.
Właśnie po to, by dobrze współpracować, Antoni Roman chciał założyć klaster. Tylko - zastrzega - nie taki klaster, gdzie się tylko pieniądze od ludzi zbiera.

U nich nikt nie musi płacić żadnych składek. Składką jest ciężka praca i zaangażowanie. Jeśli się uda je zdobyć, to pieniądze z unii czy samorządu poszłyby na reklamę i promocję - bo wspólnie działają firmy handlowe, gastronomiczne, właściciele gospodarstw agroturystycznych.

- Tutaj kilka wiosek razem działa, nie tylko Okopy - tłumaczy Antoni Roman.

Obok domów przedwojennych stoi jeden nowy – ale wykonany według tradycyjnych zasad. To kuźnia – ostatni pomysł pana Antoniego.
Obok domów przedwojennych stoi jeden nowy – ale wykonany według tradycyjnych zasad. To kuźnia – ostatni pomysł pana Antoniego. Wojciech Wojtkielewicz

Obok domów przedwojennych stoi jeden nowy - ale wykonany według tradycyjnych zasad. To kuźnia - ostatni pomysł pana Antoniego.
(fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Do Uroczanki na ciupkę

W planach mają na przykład warsztaty kulinarne.

- Ale związane tylko z tym, co tutaj się robiło - zastrzega pan Antoni. - Na przykład ciupkę. Kto dziś wie, co to była ciupka? A to nic innego, jak suszone kawałki chleba swojskiego pokrojone i zabielane mlekiem.

Tak samo tłukanica, czyli tłuczone ziemniaki, okraszone boczkiem, kiełbasą, cebulką. Czernina, czyli zupa z krwią. Podlaski żurek. Chłodnik.

Z kamieni będą robili pamiątki: wisiorki, podstawki czy świeczniki. Ale też rzeźby, choć z nimi jest oczywiście więcej zachodu. Na szczęście pani Małgorzata jest z wykształcenia plastykiem - skończyła liceum sztuk plastycznych w Supraślu, a potem, bo - jak mówi jej mąż - była pazerna na wiedzę, poszła na Akademię Sztuk Pięknych.

- Żona pięknie maluje - mówi pan Antoni. - W średniej szkole była nazywana Matejką klasowym. A ja mam doktorat z postępu technicznego w przedsiębiorstwie w procesie transformacji rosyjskiej. Wiem, co to jest postęp. Wiem, jak powstał młotek, a później młot pneumatyczny - opowiada Antoni Roman.

Panie Boże,nie masz litości

Gdy za 12 tysięcy złotych kupowali siedlisko z jednym starym domiszczem, pan Antoni zapytał żonę: Czy chcesz trochę popracować?

- Bo wiedziałem, że tu ogrom pracy trzeba będzie włożyć.
Ale czego jak czego - ciężkiej pracy Romanowie się nie boją. I wszystko starają się zrobić własnymi siłami.

Na przykład ekologiczną oczyszczalnię - jedyną taką w okolicy.
- Trzeba było wykopać pod nią dół. Niby nieduży. Osiem na cztery metry. Ale tu teren podmokły, więc pomyślałem, że mogę to zrobić zimą, to nie trzeba będzie robić żadnych szalunków - opowiada pan Antoni.

Zaczęli kopać z żoną łopatami. Nie da rady.

- Wtedy mówię: Małgosiu, to ja wezmę łomem. Znów nic. Wziąłem przecinak, taki 50-centymetrowy, młot pięciokilowy i po kawałku odłupywałem zmarzniętą ziemię. Tutaj się śmieli ze mnie. Ale już się nie śmieją. Bo zauważyli, że jestem orczyk do roboty, że nie daj Boże.

No i udało się. Dół gotowy. Należy się chwila odpoczynku.

- Pojechałem na konferencję. Przyjechałem, patrzę - na dachu nie ma już śniegu. Odwilż. I pół tego dołu zasypało. Można się wkurzyć? No można! Panie Boże, nie masz litości. I od początku wykopałem. Ale piękna oczyszczalnia powstała - pokazuje pan Antoni.

Tak samo ciężko pracował z kamieniami. Zwoził je taczką z całej okolicy.

- Bywało, że z powrotem to taczka prowadziła mnie, a nie ja taczkę. Biegałem tylko wokół niej - śmieje się pan Antoni.

Te kamienie poszły na podmurówki, z części pani Małgosia poukładała chodniczki przy każdym domu.
Bo przez 11 lat podwórko Romanów zmieniło się bardzo.

Domów mają już kilka. Ściągali stare chałupy, spichlerze, stodoły - głównie z okolic Wysokiego Mazowieckiego. Sami je stawiali, sami remontowali. I planowali, co w którym będą robili.

- Bo ja jestem wizjonerem. A najważniejsze, że wszystko mi wychodzi - śmieje się pan Antoni.
I tak w dużej stodole, którą kupili praktycznie za bezcen, bo nie miała jednej ściany, urządzą salę konferencyjną. Już stoją tu kupione za unijną dotację komputery, rzutniki, ogromny telewizor. Bo chcą też być przygotowani, jeśli jakaś firma zdecyduje się u nich przeprowadzić szkolenie dla pracowników czy chociażby imprezę integracyjną.

W stodole będą też miejsca noclegowe. Wszystko już mają przygotowane:

- Mamy pięćdziesiąt starych łóżek - najstarsze z 1914 roku. Z Wrocławia, poniemieckie, ale stylowe, wiejskie, delikatne. Żeby nie było za bogato. Bo u nas ma być wszystko skromne, jak na wsi - tłumaczy pan Antoni. - Mamy też od groma stołów, krzeseł.

Prowadzą do następnego domu. Tam na razie jest magazyn.

- Jak tu się wchodzi, trzeba powiedzieć: Niech będzie pochwalony. Bo jak nie powiesz, to w łeb dostaniesz - żartuje pan Antoni.

- No chyba że ktoś jest taki niski jak ja i w drzwiach się mieści - uśmiecha się pani Małgosia.
W magazynie stoją umywalki, sedesy, prysznice. Bo łazienki w pokojach będą z prawdziwego zdarzenia.
Obok leży mnóstwo rzeczy, które mogą przydać się na warsztatach.

- Proszę, a z czym to się pani kojarzy? - pan Antoni podnosi kawałek korzenia. - Przyjrzyjmy się - Chrystus. Podrobić, podstylizować. Tylko krzyż dodać i gotowe.

Następny dom będzie poświęcony zielarstwu. Dzieci będą zbierać roślinki.

- Mamy suszarnię - przerobiliśmy z suszarni tytoniu, prasę. Ściskamy i już można wkładać roślinę w antyramę. Zasada jest taka: dziecko czy dorosły musi stąd wyjechać z tym, co zrobił.

- A tutaj mamy banię ruską. I kawałek łąki z wysoką trawą - pokazuje gospodarz. - Celowo jej nie kosimy. Zrobimy to na warsztatach.

Następny jest spichlerz - sprzed drugiej wojny światowej. Inny budynek jeszcze starszy - sprzed pierwszej wojny.

Budynek kulinarny stoi na wodzie. Podtrzymują go dwa wielkie zatopione kamienie.
- Mąż sobie taką atrakcję wymyślił - uśmiecha się pani Małgosia.
Pan Antoni zaprasza dalej:

- A tu taka moja choroba ostatnia - kuźnia. Mieliśmy za dużo sprzętu. Ja sam ten budynek zrobiłem - z sosny supraskiej.

Zaprasza do środka i pokazuje zdobycze z pchlich targów.

- Zobaczcie, to położyło mnie na kolana. Jak można zrobić taką kuźnię? - zachwyca się. I opowiada, że to model spod Bielska Podlaskiego.

- Ktoś robił sobie na niej gwoździe. To jest miech, w formie turbinki. Nawet łopatki sam zrobił. Nawet łożyskowane! Jak ja to zobaczyłem na jarmarku! Od razu zrobiłem interes. A teraz - biorę to pod pachę i mogę warsztaty robić w terenie - planuje.

W konkursie Podlaski Innowator 2011 Antoni Roman dostał nagrodę jako "Osoba kreująca innowacyjne rozwiązania".

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny