Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żywcem mrożona "karma" w sklepie zoologicznym w Koszalinie

Joanna Krężelewska
Inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli. Pracownik jednego ze sklepów zoologicznych w Koszalinie zamrażał w reklamówkach gryzonie. Żywcem.

Policyjne dochodzenie w tej sprawie jest w toku. Światło dzienne ujrzała dzięki interwencji inspektorów koszalińskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.

- Od dłuższego czasu kontrolowaliśmy warunki, w jakich przebywają zwierzęta w jednym ze sklepów zoologicznych w pobliżu centrum Koszalina - mówi starszy insp. TOZ Bogumiła Tiece. - Gryzonie bez dostępu do wody, przetrzymywane w fatalnych warunkach - na kolejne zalecenia inspektorów, w tym też weterynaryjnego opiekujący się zwierzętami mężczyzna pozostawał obojętny. Zaproponowaliśmy mu postępowanie ugodowe. Chcieliśmy, by zrzekł się praw do gryzoni, dzięki czemu uniknie procesu. Zgodził się na to. W dniu, kiedy umówiliśmy się na przekazanie zwierząt, zadzwonił z informacją, że wszystkie sprzedał. Jednego dnia - relacjonuje Bogumiła Tiece.

Członkom TOZ-u wydało się podejrzane, że w ciągu zaledwie kilku godzin mężczyzna mógł znaleźć nabywców na pół setki chomików, myszy czy szczurów. Poprosili o wsparcie policję i przyjechali do sklepu. W zamrażarce, za karmą dla ryb, jeden z inspektorów znalazł foliowe worki, a w nich zamarznięte gryzonie. - Widok był szokujący. A jeszcze bardziej fakt, że beztrosko mężczyzna oświadczył, że zamroził zwierzęta żywcem. W ten sposób przygotował produkt do sprzedania - karmę dla węży. To okrutna, bolesna i długotrwała śmierć - mówi Bogumiła Tiece.

Pani inspektor zatelefonowała do dyrektora stołecznego zoo z pytaniem, jak oni pozyskują karmę m.in. dla węży. - Powiedział, że stosowana jest humanitarna metoda gazowania. Zwierzę nie odczuwa bólu - podkreśliła st. inspektor Tiece.

- Postępowanie w tej sprawie jest w toku. Na razie nikt nie usłyszał zarzutów - informuje Urszula Tartas, rzeczniczka koszalińskiej komendy.

Postępowanie prowadzone jest w kierunku zarzutu z artykułu 35 Ustawy o ochronie zwierząt, który stanowi, że za uśmiercenie zwierzęcia grozi kara nawet do 2 lat więzienia, a za działanie ze szczególnym okrucieństwem nawet do lat trzech.

Rozmawialiśmy z właścicielem sklepu zoologicznego, który cała sprawę przedstawia w inny niż TOZ sposób.

- Do zamrażarki trafiały jedynie oseski, jednodniowe mioty, z czego część trafiała tam martwa. Oseski bywają zadeptywane, rodzą się martwe. Owszem, zdarzało się, że mogły trafiać tam i żywe. Dziś nikt tego już nie sprawdzi - tłumaczył. I dalej: - Nie rozumiem, skąd cała ta nagonka. Jak ktoś z TOZ-u chce coś znaleźć, to znajdzie. A to świnka sianka nie miała, a to za ostre poidełko było. Jak się pozbyliśmy wszystkich gryzoni, to te oseski znaleźli, które dla właścicieli węży trzymaliśmy. W zoo wężom się żywe myszy podaje i to jest humanitarne? - pyta. - Wszędzie tępi się gryzonie, a kiedy my zamroziliśmy oseski, zaznaczam, wiele było już martwych, to Towarzystwo alarm podnosi. Nie wiem, czy to taka tragedia...

Właściciel sklepu przyznał, że jest świadomy tego, że może spotkać go kara. - Spodziewam się, że będzie to jakaś grzywna. Mój pracownik złożył już na policji zeznania. Czekam więc na zakończenie postępowania.

- Faktycznie, znaleźliśmy zamarznięte młode. Ale ich też nie wolno zamrażać żywcem. To śmierć w okrutnych mękach. No i pozostaje pytanie, co stało się z dorosłymi osobnikami, czy aby wszystkie je udało się sprzedać? - zastanawia się Bogumiła Tiece.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!