Są historie, które kończą się szczęśliwie. I to jest taka historia. Ale ten happy end był możliwy tylko dzięki życzliwości kilku ludzi i - mamy satysfakcję - naszej redakcji.
Bo jak można pozostać obojętnym, kiedy szóstka dzieci odrabia lekcje na podłodze, kiedy z ciasnoty trącają się łokciami w malutkim pokoiku, żyją bez miejsca do życia. Opisaliśmy historię pani Joli - zrozpaczonej matki - dziewięć miesięcy temu. Wraz z sześciorgiem dzieci mieszkała w Zawadach, w niewielkim domku swojej mamy. Cała siódemka zajmowała jeden pokój. Był taki mały, że mieściło się w nim tylko kilka szafek na ubrania i książki oraz jedno łóżko. Spało na nim troje dzieci. Pozostała trójka wraz z matką - na podłodze.
- Każdego wieczoru, gdy rozkładałam dzieciom kołdry na podłodze, serce mi się krajało. I za każdym razem powracało pytanie: dlaczego moje dzieci nie mogą normalnie mieszkać? - wspomina pani Jola. - Nawet lekcje odrabiały na podłodze, bo nie było tam już miejsca na biurko.
I w końcu przyszedł szczęśliwy dzień. Udało się! Pani Jola otrzymała mieszkanie komunalne. Pomogła nasza interwencja u prezydenta Białegostoku i dobra wola dyrektora Zarządu Mienia Komunalnego. Matka szóstki dzieci w końcu została wpisana na listę oczekujących, a dwa miesiące temu mogła wprowadzić się do większego lokalu.
- Teraz mamy tutaj dużo miejsca - opowiada szesnastoletnia Ula. - Pierwszej nocy miałam wrażenie, że jestem na koloniach czy obozie, na który przyjechałam na dwa tygodnie.
- A ja nie wiedziałam, gdzie co jest. A jak zachodziłam do kuchni, żeby na przykład zrobić sobie kanapkę, to było: Mamo, gdzie są talerze? Mamo, gdzie jest nóż? Mamo, gdzie jest masło? - śmieje się czternastoletnia Karolina. - Jeszcze tak zupełnie się nie przyzwyczaiłam. Ale fajnie, że w końcu mamy swoje miejsce.
Pani Jola opowiada, że wszystkie pokoje pomalowała sama. - Wybrałam kolory, które bardzo lubię. Sprawiają, że mieszkanie jest jeszcze jaśniejsze - opowiada z dumą kobieta.
- To jest pokój najstarszej córki, ten należy do mnie i najmłodszego syna, tu jest pokój dwóch najmłodszych dziewczyn i ostatni, który zajmują dwie córki - oprowadza nas.
- Ja wolałabym być w pokoju sama, bo siostra strasznie bałagani - wtrąca trzynastoletnia Ewelina.
- To nieprawda - broni się jedenastoletnia Agnieszka. - To właśnie Ewelina bałagani, a ja muszę po niej sprzątać.
Rozbrzmiewa gromki śmiech. Dziewczyny chwalą się nowymi meblami.
- U mnie na razie jest tylko łóżko i szafa. Sama ją wybrałam. Bardzo mi się podoba, chociaż mama narzeka, że jest za ciemna - mówi siedemnastoletnia Ania. Według jej sióstr jest szczęściarą, bo jako jedyna ma pokój dla siebie.
I nikt jej nie przeszkodzi w planach. Ma zamiar udekorować ściany własnymi fotografiami.
- Jeszcze do Ani pokoju trzeba dokupić biurko i regał na książki. Przez to, że wybrała ciemną szafę, trudno jest dobrać inne meble - martwi się pani Jola. Ale co to za zmartwienie?
- A mnie się podoba - wtrąca Ania stanowczo.
Mama ma plany. - Muszę jeszcze dokupić segment do salonu, wyremontować łazienkę i przedpokój. Ale teraz to już pomału. Najważniejsze, że mamy gdzie i na czym spać. Chociaż jak tylko się tu wprowadziliśmy, to ja i najmłodszy syn i tak musieliśmy spać na podłodze. Tyle tylko, że na tej podłodze było jakoś wygodniej niż w Zawadach - śmieje się. I zaprasza nas do kuchni.
- To jest królestwo kobiety - mówi z dumą pani Jola. - Kuchnia była wyremontowana i urządzona jako pierwsza. Chciałam, żeby była i ładna, i funkcjonalna. Dbałam o najmniejszy szczegół. A w tym roku po raz pierwszy we własnej kuchni będę przygotowywała potrawy wigilijne. Bo święta będą tutaj. Zjedzie się cała rodzina, nawet siostra z Radomia przyjedzie - opowiada podekscytowana.
- I będzie duża choinka - dodaje Ula. - Postawimy ją w salonie, a w pozostałych pokojach ustawimy mniejsze. Ale będzie fajnie!
- I udekorujemy wszystkie pokoje. Każda swój - woła rozradowana Agnieszka.
Teraz dziewczyny prześcigają się z pomysłami. Pani Jola się uśmiecha. Widać, że są szczęśliwe.
- Bo zawsze trzeba walczyć o swoje. Trzeba walczyć o lepszą przyszłość dla swoich dzieci - kobieta z błyskiem w oczach patrzy na swoje rozradowane córki. - I mimo że są chwile zwątpienia i czasami człowiek czuje się bezradny, nie można się poddawać. Kto by pomyślał, że w końcu, po tylu latach, nasz los się odmieni. Teraz żyjemy dalej, ale jakby od nowa - kończy szczęśliwa Jolanta Wendołowicz.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?