Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zygmunt Stankiewicz - zdradzony w Białymstoku, nigdy nie wrócił do rodzinnego miasta

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Nie pomagają nauki księdzaJana Twardowskiego, spóźniamy się okrutnie, potem żałujemy i tak do następnegosmętnego przypadku.
Nie pomagają nauki księdzaJana Twardowskiego, spóźniamy się okrutnie, potem żałujemy i tak do następnegosmętnego przypadku. Fot. Z archiwum Zygmunta Stankiewicza
Często tak bywa, że o zacnej osobie przypominamy sobie dopiero na wiadomość o jej odejściu na wieczny spoczynek. Tak stało się z Zygmuntem Stankiewiczem.

Rozmawialiśmy o nim z Piotrem Sawickim. - Zygmuś, był o wiele lat od nas starszy i imponował swym dorobkiem, pozycją. Wspominałem już kiedyś o naszych wizytach u Zygmunta, pana na imponującym zamku Muri w Szwajcarii.

Ale ta biografia zaczęła się w Białymstoku. Tu 1 lutego 1914 roku urodził się Zygmunt Stankiewicz i stąd w 1939 roku ruszył ku powstającym we Francji oddziałom wojsk polskich. Po wielu przygodach osiadł - nie z własnej woli - w Szwajcarii.

Tam skończył studia i przeżył wielką miłość do córy z bankierskiego rodu, wykazał się talentami, energią, mądrością, sprytem. To przy odrobinie szczęścia starczyło, by ustabilizować się, zrobić karierę w przemyśle, podjąć działalność kulturalną i narodową, założyć prześwietne muzeum, wydać uczone książki. A przede wszystkim przeżyć satysfakcję twórczą - kontynuować zaczętą w mieście rodzinnym pasję rzeźbiarza.

Piękna to postać, targana wichrami historii. One to sprawiły, że powikłały się losy osobiste Zygmunta w latach II wojny światowej. A to z kolei zadecydowało, że pół wieku później odrzucono w naszym mieście ofertę artysty, nie podjęto rozmów, nie doszło do przejęcia przynajmniej części rzeźb znakomitego ziomka.

Czy na tyle jesteśmy mądrzejsi, by podjąć obecnie temat utrwalenia pamięci Zygmunta Stankiewicza? Nawiązać kontakt z jego rodziną, napomknąć o rzeźbach, muzealiach, pamiątkach? A może przy okazji wydać i biografię tego białostoczanina, która z braku funduszów wciąż spoczywa w mojej szufladzie.
Zbliża się 90 rocznica walk sierpniowych o Białystok, więc pozwolę sobie na przedruk fragmentów wspomnień Zygmunta Stankiewicza.

"Bolszewicy ojcu zabrali cały majątek. Jak ojciec zobaczył, że oni uciekają od Warszawy i gonią bydło, konie, to kazał nam łapać odłączające się od stad zwierzęta. Udało mi się pochwycić cielaka, uwiązałem go i ciągnąłem do domu, kiedy nagle podjechał bolszewicka artyleria konna. Mało mnie nie rozjechali. Za nimi kłusowała nasza kawaleria, zaczęły wybuchać granaty. Zobaczyłem, że cielak skoczył w górę, potem upadł i pociągnął mnie do rowu. Tak leżąc oglądałem bitwę.

Kozacy w barwnych strojach i wysokich czapkach uzyskali przewagę. Nasi skryli się więc w domach i strzelali z okien. Dowódca kozaków krzyczał, że trzeba "białych wyriezat". Do tego nie doszło, bo przybyły nasze posiłki. Patrzyłem, aż czuję, że mam lepkie ręce. Okazało się, że nie tylko lepkie, ale czerwone od krwi cielaka, który uratował mi życie".

Następnego dnia (zapewne 23 sierpnia 1920 r.) mężczyźni z okolicy zbierali z pół ciała poległych. Układali je na wozach, oddzielnie zabitych, a oddzielnie rannych. Położyli wśród zabitych i oficera, jeden z chłopów chciał mu zdjąć buty, "trup" jednak zaczął się bronić. Amator na zdobyczne buty nie ustępował, wtedy Zygmuś chwycił kij i podbiegł do wozu. Zobaczyli to inni, przełożyli oficera na wóz z rannymi. A miał wówczas autor relacji niewiele ponad sześć lat.

Plutonowy podchorąży Zygmunt Stankiewicz wziął udział w kampanii jesiennej 1939 roku. Dostał się do niewoli sowieckiej, zdołał jednak uciec w Baranowiczach z pociągu, wrócił potajemnie do Białegostoku. Tu zasilił powstającą konspirację, potem wciągnął do niej kilka osób.

Wskutek zdrady 24 listopada 1939 roku enkawudziści załomotali do drzwi Stankiewiczów. Zygmunt szczęśliwie nocował w innym miejscu, to go ocaliło. Po wyrobieniu fałszywych dokumentów, przez Brześć nad Bugiem dotarł do Lwowa, stamtąd do Zaleszczyk. Udało się w końcu przejść przez granicę do Rumunii, potem do Jugosławii i ze Splitu popłynąć statkiem do Marsylii. Nawet nie wiedział, że został w Białymstoku zaocznie skazany przez władze sowieckie na wywózkę do łagrów.

Nie będę dalej streszczał dziejów Zygmunta Stankiewicza. Żal mi bardzo, że go już nie posłucham, a mówił z charakterystycznym wschodnim zaśpiewem. I miał tyle pomysłów na budowanie kawałka Polski daleko od ukochanego Białegostoku.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny