Dziecko Wiolety i Jacka ma przyjść na świat w kwietniu. Przyszła mama czule głaszcze wydatny brzuszek. To będzie dziewczynka. Otrzyma imię Jowita.
- Tak wybrał Jacek - wyjaśnia Wioleta.
Tyle że Jacek nie zobaczy pierworodnej, nigdy jej nie przytuli, nie będzie rozpieszczał. 9 lutego życie odebrał mu rak. 20-letnia Wioleta została wdową. Niespełna trzy miesiące po ślubie.
- Dla nas wszystkich to był cios. Może Bóg go potrzebował… - mówi ze smutkiem mama Jacka, Regina. Spotykamy się w domu państwa Orzołów, w Dąbrowie, gm. Baranowo. Teściowie Wiolety chcą pomóc w wychowaniu wnuczki, oddają synowej pokój w rodzinnym domu.
- Oby Bóg dopomógł, żeby dziecko zdrowe było. - Ponad pięćdziesięcioletnia kobieta w czerni zerka na Wioletę. Jowitka będzie ich pierwszą wnuczką.
Rodzice Jacka chcieli przepisać na młodych gospodarkę. Razem myśleli o rozbudowie domu.
- Chcieliśmy im oddać na początek nasz pokój i kuchnię, żeby mieli wygodnie - opowiada Regina. Jacek miał 23 lata. Nie należał do osób, które przejmują się drobnymi dolegliwościami. Ale bólu głowy, który dopadł go latem, nie był w stanie zbagatelizować. Jego najbliżsi mówią, że był to potworny ból. Poszedł więc do lekarza. 11 września usłyszał diagnozę: guz mózgu, tzw. glejak. Zaawansowany, w czwartym stopniu. Złośliwy. Nieoperacyjny.
- Po tomografii już go nie wypuścili ze szpitala. Spędził w sumie kilka tygodni w Ostrołęce, Przasnyszu i Warszawie - bolesne przeżycia przywołuje mama Jacka.
A w październiku miał być ślub Jacka i Wioli. Przełożyli uroczystość na koniec listopada. Przed ołtarzem, obok Wiolety stanął mężczyzna toczący bój z nowotworem: opuchnięty od leków i zabiegów, niepodobny do Jacka sprzed kilku miesięcy.
W marcu tata Jacka miał udar, jesienią, z problemami reumatycznymi, do szpitala trafiła jego mama. Do tego nowotwór Jacka. 2013 rok przyniósł łzy. Nad grobem Jacka.
Młoda wdowa, w zaawansowanej ciąży, została bez środków do życia.
Po porodzie zajmie jeden z pokoi w domu teściów. Bez mebli.
- Oglądałam taki ładny komplet w sklepie z używanymi meblami. Kosztuje 600 zł. Choć chyba nie będzie zbyt funkcjonalny i pewnie jednak się na niego nie zdecyduję - opowiada.
Teściowie zapewnili jej wikt i opierunek, ale nie mają pieniędzy na wyprawkę dla noworodka ani na umeblowanie pokoju dla Wioli i Jowitki.
- Przyda się wszystko - mówi teściowa.
Od znajomych (ale i nieznajomych) Wiola już dostała ubranka dla maluszka.
- Mam ich sporo, pewnie aż do roczku - cieszy się młoda kobieta.
W pomoc Wiolecie mocno zaangażowała się Bożena Sęk, szefowa Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej w Ostrołęce. Zorganizowała kwestę, rozpuściła wici i zaczęła gromadzić akcesoria dla przyszłej mamy i jej córeczki. Jej dzieci - dorosłe już i mieszkające poza Ostrołęką - też prowadzą akcję na rzecz Wioli i Jowitki. Córka pani Bożeny nagłośniła sprawę na facebooku. W sobotę, 9 marca, pojechałyśmy z Bożeną Sęk do Wiolety.
Zawiozłyśmy jej łóżeczko, nosidełko, kocyki, rożek, pościel i jeszcze trochę ubranek. Wszystko co udało się naprędce zebrać. Wózek nie zmieścił się do samochodu. Szukamy też mebli do pokoju, który po porodzie zajmie młoda mama z córeczką.
Chcesz pomóc Wioli? Zadzwoń do autorki tekstu: 697 770 536 lub wyślij maila: [email protected]
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?