Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwierzyniec. Skoki ze spadochronem na uwięzi

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Rozrywką w Zwierzyńcu były od 1937 r. skoki ze spadochronem na uwięzi.
Rozrywką w Zwierzyńcu były od 1937 r. skoki ze spadochronem na uwięzi. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Wracam do Zwierzyńca, nie tyle na spacer, choć go polecam, ile z garsteczką historycznych ciekawostek o tym popularnym miejscu wśród białostoczan. Działo się tam wiele. Apopleksje spowodowane miłością, pojedynki, polowania.

Już kilka miesięcy po odzyskaniu niepodległości narodził się w Białymstoku pomysł przemianowania części Zwierzyńca na Park 3 Maja. Pomysł chwycił, cel wiadomo szczytny. Jednak najciekawsze w nim było to, co jego inicjatorzy proponowali umieścić pod patriotycznym szyldem.

Po 1. miało tam być "ustronie dla spacerów i wycieczek dla miejscowej ludności, dla uroczystych obchodów ludowych oraz świąt Sadzenia Drzew. 2. Ogródek dziecinny. 3. Boisko do ćwiczeń fizycznych młodzieży. 4. Miejsce do sportów wszelkiego rodzaju jak skating, ślizgawka, cyklodrom itp. 5. Plac wystawy. 6. Warsztaty rzemieślnicze. 7. Muzeum pamiątek narodu polskiego. 8. Teatr ludowy itp. urządzenia kulturalne".
Nie ma co ukrywać, że dziś z tego ambitnego planu zrealizowane mamy zaledwie dwie pierwsze pozycje. Brak pozostałych rekompensować nam musi ZOO w wydaniu białostockim.

Ambitne plany o urządzeniu "ustronia dla spacerów" nastrajały miejscową ludność do zgoła niepatriotycznych poczynań. Oto nie upłynęły nawet trzy miesiące od ogłoszenia tych zamiarów, gdy Białystok obiegła wieść o "tajemniczym morderstwie" w Zwierzyńcu.

Leśnik patrolujący w lipcowy poranek tak zwaną "zieloną aleję" odnalazł zwłoki mężczyzny. Na miejsce przybyła zawiadomiona przez niego policja. Jej "pierwiastkowe dochodzenie wykazało, iż zabity pochodzi z Białegostoku, nazywa się Symcha Brodacz, ma lat 30, jest z zawodu handlarzem". Zastanawiające było to, że denat nie miał żadnych ran, a jedynie "ślady sińców na twarzy i na rękach".

Dalsze śledztwo wyjaśniło całą sprawę. A wyglądała ona tak. Mieszkanka kamienicy przy Sienkiewicza 14 Estera Cwas wybrała się na spacer do ogrodu miejskiego. Tu spotkała nieobojętnego jej, i z wzajemnością, Symchę Brodacza. Obydwoje postanowili kontynuować spacer w "ustroniu Zwierzyńca". Gdy już tam byli, to nagle wiarołomna Estera spostrzegła swojego małżonka, który przechadzał się po zielonej alei. "Obawiając się nieprzyjemności ze strony męża Estera zaproponowała ukryć się w głębi lasu co też uczynili".

Na próżno. Czujne oko Cwasa zauważyło co się święci. Rozsierdzony małżonek ruszył z impetem przez krzaki. Gdy już dopędził umykającą parę, to spowodował powstanie "śladów siniaków na twarzy" Brodacza, po czym złorzecząc chwycił bezceremonialnie za rękę wystraszoną Esterę i śpiesznie udał się do domu, aby w tamtym ustroniu wyrównać swoje krzywdy.

Tymczasem posiniaczony Brodacz "oddalił się". Emocje towarzyszyły mu tak wielkie, że myśli o urokach pięknej Estery i gniewie jej męża spowodowały, że "dostał ataku sercowego". Lekarz zawyrokował, że "śmierć nastąpiła momentalnie". No cóż mamy na Plantach Aleję Zakochanych. Może na niej przywołać jakoś pamięć o romansie Estery i Symchy, co polecam studentom Akademii Teatralnej zważywszy na adres, pod którym ta lokalna piękność mieszkała.
Kolejny miłosny dramat, miał swój finał w Zwierzyńcu w karnawale 1928 roku. Głośnym był wówczas skandal, którego bohaterami byli dwaj oficerowie 10 pułku ułanów. A sprawa wyglądała tak. Pewnemu rotmistrzowi wpadła w oko żona porucznika. Tu rotmistrz jednak wpisał się w regułę, że największy jest ambaras, aby dwoje chciało naraz. Porucznikowa okazała się twierdzą nie do zdobycia. Na dodatek okazała się pyskatą babą.

Nieszczęsnemu rotmistrzowi po wysłuchaniu jej niewybrednych komentarzy pod swoim adresem nie pozostało nic innego niż bronić swojego nadszarpniętego honoru.
A, że porucznikowa satysfakcji dać mu nie mogła, przeto za obrazę pozwał jej małżonka. Sekundanci na miejsce pojedynku wyznaczyli Zwierzyniec. Uzgodnione warunki, jak na oficerów przystało, były ciężkie. Pojedynkowano się "na pistolety z odległości 12 kroków, aż do utraty przytomności". Strzelano do siebie kilkakrotnie. Niestety oko rotmistrza zawiodło. Niedraśnięty nawet porucznik ciężko ranił go w głowę.

Prawdę powiedziawszy wcale nie trzeba było stawać do pojedynku, aby zostać w Zwierzyńcu postrzelonym. Od lat bowiem panował w nim obyczaj strzelania do ptaków. Spacerowicze utyskiwali, że szczególnie wiosną nie można spokojnie przechadzać się, aby nie zostać narażonym na niespodziewany ostrzał. Dodatkowym efektem była niemiła woń z rozkładających się nieuprzątniętych trofeów myśliwskich. Proceder ten tak się nasilił, że w 1928 roku na posiedzeniu rady miejskiej ogłoszono, że "magistrat wydał zarządzenie umieszczenia w parku 3-go Maja napisów zabraniających strzelania do ptaków".
Apopleksje spowodowane miłością, pojedynki, polowania. Ciąg zdarzeń jak z powieści Heleny Mniszkówny. A wszystko w naszym poczciwym Zwierzyńcu.

Czytaj e-wydanie »

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny