Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zwierzyniec dobry na urlop

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Aleja w Zwierzyńcu. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Aleja w Zwierzyńcu. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
W dobrym tonie było wówczas letnie wypoczywanie w Ignatkach, Jurowcach czy właśnie w Zwierzyńcu. Wyjeżdżano więc na całe lato, kwaterując się w drewnianych domach, których jeszcze kilka zachowało się do naszych czasów.

Lato mamy w pełni. Blisko połowa Polaków deklaruje, że wyjedzie na jakiekolwiek wywczasy. Szlagierem jest ponoć Chorwacja - brawa i ukłony dla białostockiego honorowego konsula tego pięknego kraju - Wojciecha Strzałkowskiego. Ale przedwojennym białostoczanom bliższy od południowych wojaży był swojski Zwierzyniec. Powodem jego popularności było, co i dziś istotne, zminimalizowanie kosztów podróży, ale też i obowiązująca wówczas moda. Tak, tak, proszę sobie wyobrazić, że w dobrym tonie było wówczas letnie wypoczywanie w Ignatkach, Jurowcach czy właśnie w Zwierzyńcu.

Wyjeżdżano więc na całe lato, kwaterując się w drewnianych domach, których jeszcze kilka zachowało się do naszych czasów. Sielską atmosferę, typową dla podmiejskich letnisk czasem przerywały niepożądane ekscesy. Tak było w lecie 1931 roku. Letnicy ze Zwierzyńca skarżyli się "na stałe awantury i bójki, jakie zdarzają się tam niemal codziennie, a szczególnie w dni świąteczne i niedziele". Udręką dla mam z dziećmi i przyjeżdżających do nich w sobotnie popołudnia ojców rodzin były "bale pijaków i wszelkiego rodzaju mętów społecznych włóczących się na terenie letniskowym, wywołujących awantury, oraz zaczepiających spokojnych przechodniów". Ekscesy te szczególnie nasilały się pod wieczór. Zwracano się do władz, aby czym prędzej zaprowadziły oczekiwany porządek.

Problem tkwił jednak w tym, że władzom niespecjalnie się z tym wprowadzanie ładu spieszyło. To dziwne, bo problem wcale nie był nowy. Już w 1926 roku pisano o "letnich rozkoszach w Białymstoku". Ze zdziwieniem należy odczytać ówczesny magistracki pogląd, który 90 lat temu nieobcy był też zdecydowanej większości mieszkańców, że "Białystok nie może pochwalić ani ładnym położeniem, ani piękną rzeką lub lasem położonym w pobliżu miasta". Zazdroszczono Warszawie, że ma Wisłę, nad którą można rozkoszować się wylegiwaniem na plaży". Nie zauważano miejscowych uroków Supraśli, Narwi o Puszczy Knyszyńskiej nie wspominając. Koncentrowano się na nieszczęsnej rzeczce Białej, która "w rzeczywistości czarna jest i cuchnąca od ścieków fabrycznych".

Ze smutkiem zakompleksionego prowincjusza stwierdzano, że pozostaje nam na lato jedynie Zwierzyniec. Udający się więc tam na letnisko ze zdziwieniem przyjęli więc fakt, że przed sezonem letnim usunięto z lasu ustawione w poprzednich latach ławki. Spacerowicze narzekali wobec tego, że nawet przysiąść nigdzie nie można.

Magistrat na krytykę zareagował natychmiast. W odpowiedzi na nią stwierdził, że "w Zwierzyńcu ławek nie ma od chwili odzyskania niepodległości Polski", a nie jak twierdzili krytykanci od poprzedniego lata. Tym samym władza zasugerowała, że istnieje problem - ławka a sprawa polska. Jednocześnie bezwiednie przyznała, że zaborca i okupant jakoś o ławki się starał, a niepodległość je zlikwidowała. Czując absurd własnych argumentów po kilku dniach zreflektowano się i ogłoszono, że "ufunduje się takowe dla wygody obywateli białostockich".

Problem był jednak znacznie szerszy. Władze Białegostoku miały bowiem spory kłopot z uświadomieniem sobie tego jaką funkcję dla mieszkańców może spełniać Zwierzyniec. Tu jak na dłoni widać jak nieodrobiona lekcja historii dawała o sobie znać już w II RP. Nie zdawano sobie bowiem sprawy, że Zwierzyniec był równorzędnym elementem kompozycji ogrodów, zieleni i przestrzeni założonej przez Jana Klemensa Branickiego. Nie chciano zauważyć, że był on tak samo ważny jak pyszniące się wykwintem salony ogrodowe rozciągające się przy samym pałacu. W zminimalizowanym spojrzeniu na przestrzeń miasta, traktowano Zwierzyniec jedynie jako podmiejski las. Skutkiem takiego podejścia było założenie w lecie 1928 roku szumnie nazwanej oranżerii miejskiej. W rzeczy samej był to zwykły zakład ogrodniczy. Taka przedwojenna zieleń miejska, w która w planach magistratu miała "dostarczać kwiatów dla obsadzenia ogrodów i skwerów miejskich".

Traktowano Zwierzyniec po części jako niezagospodarowany nieużytek. Próbowano co prawda wprowadzać w nim funkcje rekreacyjne, ale nigdy nie myślano o tym aby odtwarzać osiemnastowieczną kompozycję Branickiego Nie dostrzegano, że tylko za jego czasów Białystok był na ustach całej Europy. Nie pamiętano, że dzięki ogrodom i Zwierzyńcowi, mówiono o naszym mieście bez cienia złośliwości, że to polski Wersal. To była najwyższa wartość, która przez dziesięciolecia popadała w zapomnienie, a którą obecnie tracimy bezpowrotnie poprzez realizację nie do końca przemyślanych inwestycji.

No, ale dajmy spokój żalom po niewczasie. Dziś już nikt nie wyjeżdża przecież na letnisko do Zwierzyńca. Pozostają nam jeno spacery. Co prawda problem z ławkami w odleglejszej części Zwierzyńca od czasów odzyskania niepodległości istnieje nadal, ale to już może taka nasza tradycja. Skłania ona do refleksji historycznej, aby podczas porannego spaceru wyobrazić sobie, że jest się w Wersalu nad Białką.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny