Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żona zamordowała męża. Biegli: Zabiła w afekcie, wyrok może być łagodny.

Magdalena Kuźmiuk
Na sali rozpraw, na prośbę swojej mecenas, Kinga P. opowiedziała o minionych świętach Bożego Narodzenia. Urządziła wtedy urodziny synka. Dzieci bawiły się, był tort. Było dobrze, do czasu, aż przyszli znajomi Mariusza. On chciał z nimi wyjść do miasta. Kinga prosiła, żeby został. Ustąpił, ale gdy koledzy wyszli, Mariusz uderzył ją. Raz i drugi, potem znowu.
Na sali rozpraw, na prośbę swojej mecenas, Kinga P. opowiedziała o minionych świętach Bożego Narodzenia. Urządziła wtedy urodziny synka. Dzieci bawiły się, był tort. Było dobrze, do czasu, aż przyszli znajomi Mariusza. On chciał z nimi wyjść do miasta. Kinga prosiła, żeby został. Ustąpił, ale gdy koledzy wyszli, Mariusz uderzył ją. Raz i drugi, potem znowu. fot. Wojciech Wojtkielewicz
On chciał wyjść z domu. Ona zabraniała. Pokłócili się. W trakcie awantury ją spoliczkował. Bała się, że pobije mocniej, bo bił często i mocno. Chwyciła ze stołu nóż. Zadała tylko jeden cios. Był śmiertelny.

Kinga P. rozpłakała się, gdy policjanci wprowadzili ją na salę rozpraw Sądu Okręgowego w Białystok. Skuta kajdankami, 32-letnia niewysoka brunetka zasłaniała twarz kartką papieru.

Adwokat Kingi P. od razu wniosła o wyłączenie jawności całego procesu. Głównie ze względu na dobro dzieci oskarżonej, które i tak już wiele wycierpiały. Sąd jednak oddalił ten wniosek. A Kinga P. nie przestawała płakać. Nie dała rady odpowiadać na rutynowe pytania sądu dotyczące jej rodziny. Z trudem powiedziała, że jest wdową i matką czwórki małych dzieci. Na wspomnienie o nich, zaczęła szlochać jeszcze bardziej. Widać było, że bardzo tęskni.

Prokurator zaczął odczytywanie aktu oskarżenia. A w nim ciężkie zarzuty. Oskarżenie Kingi P. o zabójstwo 35-letniego męża Mariusza. I opis zbrodni. Tego nie mogła znieść. Zakrywała twarz dłońmi i kręciła głową.

- Przyznaję się do tego, co się stało. Ale ja tego nie chciałam - powiedziała jedynie. I dodała, że nie jest w stanie składać wyjaśnień.

Pił, bił, upokarzał żonę

Kinga P. dorastała w rozbitej rodzinie. Jej rodzice rozwiedli się, gdy miała cztery lata. Dziesięć lat później matka wyjechała na stałe do USA. W rodzinie Mariusza P. były problemy z alkoholem. Ojciec pił.

Poznali się w 1996 roku, gdy Mariusz wyszedł z więzienia. Ona miała wtedy 17 lat, on 20. Szybko ze sobą zamieszkali. Ślub wzięli trzy lata później. Choć ojciec panny młodej już wtedy ostrzegał ją przed przyszłym mężem. W dniu ślubu powiedział jej, że może się jeszcze rozmyślić. Ale ona go nie słuchała. Była bardzo zakochana.

W 2000 roku Kinga urodziła bliźniaczki, dziewczynki. Potem na świat przyszło jeszcze dwoje dzieci. Ale od początku w ich związku źle się układało. Mariusz bił żonę. Wszczynał kłótnie z byle powodu, był agresywny, wulgarny, wyzywał ją. Zdarzało się, że po takiej awanturze, wychodził i nie wracał przez kilka dni, tygodni. A nawet poszedł sobie z domu na całe wakacje. Pił.

- Raz siedzieliśmy u nich na podwórku. Mariusz powiedział, że pójdzie do sklepu. I już nie wrócił. Pewnie, jak zwykle, przez kilka dni siedział gdzieś na melinie i pił - wspomina koleżanka Kingi.

- Miałam dość tego bicia i upokarzania. Wstydziłam się siniaków - wyznała już po zabójstwie podczas jednego z przesłuchań Kinga P.

To była chora miłość

Na sali rozpraw, na prośbę swojej mecenas, Kinga P. opowiedziała o minionych świętach Bożego Narodzenia. Urządziła wtedy urodziny synka. Dzieci bawiły się, był tort. Było dobrze, do czasu, aż przyszli znajomi Mariusza. On chciał z nimi wyjść do miasta. Kinga prosiła, żeby został. Ustąpił, ale gdy koledzy wyszli, Mariusz uderzył ją. Raz i drugi, potem znowu.

- Bił mnie wszędzie, szarpał. Miałam guzy na głowie, spuchniętą i posiniaczoną twarz. Powyrywane włosy. Pamiętam, jak dzieci głaskały mnie po głowie i pytały: Mamusiu, czy cię to bardzo boli? - opowiadała ze łzami Kinga P.

Wstydziła się, znajomym opowiadała, że się potłukła, bo spadła z drabiny, gdy wieszała lampki na choince.

Dwa tygodnie później Mariusz znów ją pobił. Wtedy poszła na policję. Założono im niebieską kartę. Ale to i tak niewiele dało, bo on dalej się awanturował. Kinga coraz częściej myślała o rozwodzie. Złożyła dokumenty raz i drugi, ale wycofała je. Bo Mariusz wracał, przepraszał, obiecywał, że się zmieni i od teraz wszystko będzie inaczej. Wierzyła mu i wybaczała. A potem wszystko wracało do normy.

- Jak się spotykaliśmy, nie widać było, żeby Mariusz pałał miłością do żony. W ogóle z nią nie rozmawiał, odburkiwał coś tylko pod nosem. Jak już się odzywał, to tylko krzyczał na nią i dzieci - opowiadają koleżanki Kingi.

O Mariuszu żadna z ich znajomych nie ma dobrego zdania. Uważają, że Kinga miała z nim krzyż pański. Ciągle była zestresowana. Nie mogła niczego zaplanować. Bo nigdy nie wiedziała, czy Mariusz wróci zaraz, czy znów nie będzie go dwa tygodnie. I w jakim stanie wróci. Ale mimo to starała się ratować małżeństwo.

Sąsiadki mówią o niej w samych superlatywach. Energiczna, bardzo zaradna. Idealna matka. W każdej sytuacji radziła sobie perfekcyjnie, choć wszystko było na jej głowie.

- Podziwiałam ją. W domu zawsze czysto, posprzątane, pachniało ciastem. Dzieci zawsze zadbane, grzeczne - mówiła w sądzie koleżanka Kingi.

Zadała tylko jeden cios

W sobotę, 27 lutego Kinga zaprosiła na kolację znajomych. Była w dobrym humorze. Posprzątała, zrobiła zakupy, potem gotowała. Mariusz przyjechał po południu. Od kilku dni pomagał koledze poza Białymstokiem. Gdy wszedł do domu, Kinga zauważyła, że jest podpity.

- Maniuś, ty chyba wypiwszy - zażartowała. Chciała się przytulić do niego, ale on ją odtrącił. I wulgarnie odburknął jak zwykle.

Wieczorem przyszli znajomi. Pili alkohol, trochę tańczyli. Dzieci bawiły się w swoim pokoju, potem usnęły. Kinga zwierzyła się ze swoich planów, powiedziała, że chciałaby założyć firmę sprzątającą.

- Wielka mi tu, kurwa, bizneswoman! Długów ponarabiać, jeszcze poprzednie nie spłacone - odezwał się pogardliwie Mariusz.

Potem w czasie rozmowy, Kinga zwróciła uwagę mężowi, że pomaga kolegom, a nic z tego nie ma. To zdenerwowało Mariusza. Pokłócili się. On chciał wyjść z domu. Często tak robił po awanturach. Prosiła, by nigdzie nie szedł. Mariusz spoliczkował ją. Wyszedł do kuchni. Ona za nim. Tam dalej się kłócili. W pewnej chwili popchnął ją na piec. Uderzyła się.

- Nagle zrobił się czerwony na twarzy. Wściekły szedł w moim kierunku. Wiedziałam, że mnie pobije. Bałam się - tak Kinga P. pamięta to, co działo się tego feralnego dnia.

Wzburzona chwyciła leżący na blacie stołu nóż. Zadała mężowi tylko jeden cios. Potem zarzekała się, że tylko wyprostowała rękę. Ostrze trafiło niedaleko serca. Mariusz złapał się za klatkę piersiową i upadł na podłogę. Z rany tryskała mu krew. Kinga rękoma próbowała zatamować krwawienie.

- Strasznie krzyczała. Płacząc, powtarzała: Co ja zrobiłam? Zabiłam go, zabiłam! - opowiadali Elżbieta i Bartosz P., którzy byli świadkami całego zajścia.

Gdy policjanci weszli do mieszkania, podłoga była już cała we krwi. Kinga siedziała na podłodze, trzymała głowę męża na kolanach. Strasznie rozpaczała, ale pomogła policjantom w reanimacji. Mariusz jednak nie przeżył.

- Wolałabym oddać swoje życie, żeby tylko on żył - powiedziała.

Biegli: Miała ograniczoną poczytalność

Kindze P. grozi dożywocie. Jednak przy wyroku sąd może nadzwyczajnie złagodzić karę. Biegli psychiatrzy, którzy ją zbadali, stwierdzili, że w chwili zabójstwa miała ograniczoną poczytalność. Zabiła w afekcie.

Czytaj też: Zabójstwo w afekcie: Żona zamordowała męża. Bo ją katował.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny