Niefortunny generał uniesiony honorem popełnił samobójstwo, zaś jego sołdaty albo dostali się do niewoli, bądź też w popłochu wycofali się z powrotem na wschód.
Wśród szeregu zagadek związanych z epopeją gen. Samsonowa i jego żołnierzy w lasach mazurskich, jedna jest szczególnie zajmująca. Co właściwie stało się z kasą armijną. Przed wyruszeniem w bój miała ona zawierać ok. 1 milion rubli. Pieniądze te przeznaczone były na wydatki związane z aprowizacją wojska, transportem itp.
Część pieniędzy została zapewne rozdysponowana po drodze. W rękach kwatermistrza armii mogła jednak jeszcze pozostać do końca jakieś 200 tysięcy złotych w 5-rublówkach. To właśnie one budzą od lat zainteresowanie rozmaitych poszukiwaczy skarbów.
Według jednej z licznych wersji gen. Samsonow, widząc swoją beznadziejną sytuację polecił kwatermistrzowi zakopać armijną kasę wraz z taczanką, do której była przymocowana. Gdzie to nastąpiło - dokładnie nie wiadomo!
Inna znowu opowieść głosi, iż w czasie chaotycznej ucieczki Rosjan wóz ze złotem eskortowali tylko dwaj żołnierze. Na drodze wiodącej do miasteczka Wielbark, w lesie zwanym Uścianek, pocisk wystrzelony z niemieckiego działa trafił umykającą taczankę. Wóz wywrócił się, koń zaś został zabity. Nie widząc innego wyjścia żołnierze postanowili zakopać kilkadziesiąt kilogramów złota i cenne symbole wojskowe, również znajdujące się pod ich opieką, w pobliskim lesie. Tak też uczynili. Następnie, piechotą, kontynuowali marsz w kierunku granicy. Tylko jednemu z nich udało się przekroczyć ją żywym. On też miał stać się później źródłem informacji na temat losów złota Samsonowa.
Poszukiwania zaginionego w tajemniczych okolicznościach generała oraz jego armijnej kasy rozpoczęły się jeszcze w trakcie wojny. Grób Samsonowa chciała odnaleźć koniecznie jego żona, z kolei śladem ukrytego gdzieś na Mazurach złota, podążali prawdopodobnie ci, którzy mieli o nim jakieś konkretne wiadomości.
Oficerskiej małżonce udało się ponoć trafić do miejsca, w którym jej mąż został pochowany przez mazurskich chłopów. Odzyskała nawet niektóre drobiazgi będące jego własnością. Czy druga sprawa znalazła wówczas swój szczęśliwy koniec? - raczej nie.
Od lat bowiem mieszkańcy okolic Wielbarku opowiadają o wizytach różnych ludzi, którzy zawsze rozpytywali o czasy I wojny światowej i szukali rozmaitych, dziwnych miejsc. Niektórzy utrzymywali przy tym, że są byłymi żołnierzami armii Samsonowa, inni podawali się za ich potomków. Chodząc po lasach z wykrywaczem metali i jakimiś planami, starali się trafić na spoczywającą pod ziemią, legendarną już kasę. Sukcesu jednak raczej nie odnieśli. W ciągu kilkudziesięciu lat zmienił się las, zmieniło się otoczenie.
W poszukiwaniach skarbu Samsonowa nic nie wskórali także żołnierze, stacjonujący swego czasu na pobliskim poligonie. Kiedy dotarła do nich wieść o ukrytej pod ziemią fortunie, obeszli szmat lasu z wykrywaczem min. Trafili na masę żelastwa, nawet z czasów I wojny, złotych rubli jednak nie znaleźli.
Żeby powrócić jeszcze w nasze strony, przytoczę Państwu krótki cytat wyszperany w przedwojennym Echu Białostockim: "Jest na szosie Sokółka - Grodno przepiękna skała z piaskowca. Składa się ona z trzech części. Przy odrobinie imaginacji jasno widać kamienną ropuchę z wyciągniętymi olbrzymimi łapami. Legenda głosi, że kiedyś stała tu karczma przydrożna. Wokół był las nie do przebycia. W karczmie tej schronienie mieli rozbójnicy. Pod karczmą były lochy podziemne. Rozbójnicy zebrali ogromne bogactwa i schowali pod karczmą. Z biegiem czasu gniazdo zbójeckie rozpadło się, a skarby pozostały".
Zainteresowanym wakacyjnym poszukiwaniem życzę odnalezienia wspomnianego miejsca i choć jednego zbójeckiego dukata.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?