Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złote Klucze rozdane. Najlepsi zostali wyłonieni.

Magdalena Wasiluk [email protected] tel. 85 748 95 12
Cztery kategorie. Dwanaście nominacji. Spośród nich redakcyjna kapituła wybrała laureatów Złotych Kluczy 2009.
Cztery kategorie. Dwanaście nominacji. Spośród nich redakcyjna kapituła wybrała laureatów Złotych Kluczy 2009. Fot. Wojciech Wojtkielewicz
Cztery kategorie. Dwanaście nominacji. Spośród nich redakcyjna kapituła wybrała laureatów Złotych Kluczy 2009. - Odebrałem wiele wyróżnień, ale to od "Kuriera Porannego" jest szczególne - uważa Ryszard Kaczorowski, ostatni prezydent RP na uchodźstwie. A Kamila Stepaniuk, mistrzyni w skoku wzwyż, nie ukrywa, że wyróżnienie będzie ją mobilizować: - Chciałabym sprostać pokładanym we mnie nadziejom - mówi.

[galeria_glowna]

Na sukces rynku pracowało wiele osób - Sukces Roku

Złote Klucze rozdane. Najlepsi zostali wyłonieni.

Kurier Poranny: Został Pan nazwany architektem-czarodziejem. Projektując białostocki plac miejski, zmienił Pan oblicze miasta.

Zenon Zabagło: Nie byłem sam. Nad przebudową rynku pracował cały zespół ludzi. Były przecież osoby we władzach, które zdecydowały się na taki radykalny krok. Byli projektanci, architekci branżowi. Pomagał nam jeden artysta rzeźbiarz. Nie zapominajmy też o wykonawcach, którzy realizowali nasze pomysły.

Odbierając nagrodę, na scenie zaprezentował Pan dodatkowe projekty, które jeszcze bardziej ożywiłyby Rynek Kościuszki. Pokazał Pan rzeźby, w tym interaktywne, małe kioski, altany, w których na przykład mogłyby być sprzedawane kwiaty lub lody, zieleń w gazonach.

- Aby sukces rynku był całkowity, warto by było jego ideę zrealizować w pełni, uzupełniając ten plac.
Ale tak naprawdę rynek wypełniają sami mieszkańcy. Jeśli wprowadzimy tam usługi, to jestem przekonany, że białostoczanie, zamiast do hipermarketów, będą woleli przyjść do centrum miasta.

Jaki był dla Pana 2009 rok? I czego moglibyśmy życzyć Panu teraz?

- Jeśli chodzi o działania twórcze, projektowe czy nawet biznesowe to był to najlepszy rok, jaki do tej pory miałem. Ale w życiu prywatnym brakuje czasu. W tym roku życzyłbym sobie harmonii, proporcji. Tego, co i w architekturze panuje, żeby zapanowało w życiu.

To zupełnie inna nagroda - Twarz Roku

Złote Klucze rozdane. Najlepsi zostali wyłonieni.

Kurier Poranny: Zdobywanie nagród to dla Ciebie codzienność. Jeśli się ma ich tyle, to czy kolejna nadal może wzruszać?

Tomasz Frankowski: Jak najbardziej. Złote Klucze "Porannego" mają dla mnie całkowicie inny wymiar. Dotychczas byłem wyróżniany najczęściej na tle innych piłkarzy czy czasami innych sportowców. Tym razem zostałem doceniony w rywalizacji z osobami związanymi z Białymstokiem, ale zupełnie innymi dziedzinami życia. Tego jeszcze nie było i przyznaję, że ta nagroda sprawia mi dużą satysfakcję.

Wróciłeś do Jagiellonii ponad rok temu. Spodziewałeś się wtedy, że minione dwanaście miesięcy będą dla Ciebie i klubu tak udane?

- Jeśli chodzi o Jagiellonię, to tak. Drużyna została wzmocniona i nie miałem wątpliwości, że stać nas na miejsce w gronie sześciu czy ośmiu czołowych drużyn w Polsce. Jednak co do mojej osoby, to nie myślałem, że będzie mi szło tak dobrze. Ale to zasługa całego zespołu, bo jako napastnik muszę mieć wsparcie kolegów, by strzelać gole. Te Złote Klucze to także nagroda dla nich.

Miło jest wspominać udaną przeszłość, ale najważniejsze jest to, co nas czeka. Czy za rok Ty lub jakiś inny jagiellończyk może znów zostać wyróżniony Złotymi Kluczami?

- Oczywiście, wszystko zależy od nas samych. By zostać dostrzeżonym i wyróżnionym w plebiscytach, potrzebna jest regularność i cierpliwość. A w sporcie nie jest to takie proste.

Jagiellonia utrzyma się w ekstraklasie?

- Nie ma co do tego wątpliwości. Na razie zajmujemy dziesiąte miejsce, ale jeśli nadarzy się okazja, to postaramy się je poprawić. Mogę obiecać, że nie będziemy minimalistami i w każdym meczu powalczymy o zwycięstwo.

Ważna, bo od serca - Człowiek Roku

Złote Klucze rozdane. Najlepsi zostali wyłonieni.

Kurier Poranny: Został Pan Człowiekiem Roku. Przecież to nie pierwsza nagroda w Pana życiu. Jak Pan odebrał to wyróżnienie?

Ryszard Kaczorowski: Było mi bardzo przyjemnie usłyszeć, że zostałem wybrany Człowiekiem Roku. To prawda, odebrałem wiele statuetek, wyróżnień, ale nagroda "Kuriera Porannego" jest szczególna. Bo przyznana od serca. I pochodzi z mojego miasta. To dla mnie bardzo ważne, że Białystok po raz kolejny mnie docenił. Nigdy nie rozstałem się z tym miastem. Zawsze jesteśmy w kontakcie.

Nieustannie wspiera Pan Białystok, pamięta.

- Każdy człowiek powinien pamiętać, skąd pochodzi, gdzie się wychował i poznał życie. W Białymstoku zawarłem wiele przyjaźni. Przecież człowiek zżywa się z ludźmi, z którymi pracuje, żyje. Z osobami, które go otaczają. Tworzy się bardzo emocjonalny stosunek, który trudno przerwać. W moim przypadku ogromne znaczenie ma też ta długa tęsknota, rozłąka z Białymstokiem.

Skończył Pan niedawno 90 lat. Przyjechał Pan z tej okazji do rodzinnego miasta.

- To był dla mnie ważny moment. Ten wiek to poważna cezura. Cieszę się niezmiernie, że mój jubileusz został zauważony również przez środowisko, z którego wyszedłem.

Jakie ma Pan plany na ten rok? Odwiedzi Pan Białystok?

- Jestem już w tym wieku, w którym często korzysta się z usług lekarza. Dlatego plany uzależniam od stanu zdrowia. W tym roku będzie dużo różnych rocznic, w obchodach których chciałbym wziąć udział. Cieszę się, że czuję się na tyle dobrze, że będę mógł to zrobić. Jak tylko poukładam domowe sprawy, planuję przyjazd do Białegostoku. Przy najbliższej okazji, na pewno z niej skorzystam.

Wyróżnienie będzie mnie motywować - Nadzieja Roku

Złote Klucze rozdane. Najlepsi zostali wyłonieni.

Kurier Poranny: Była Pani zaskoczona wiadomością o sobotnim wyróżnieniu?

Kamila Stepaniuk: Oczywiście, to było dla mnie spore zaskoczenie. Nie spodziewałam się, że otrzymam statuetkę. To dla mnie wielki zaszczyt, że kapituła doceniła mnie, wybrała spośród tylu gwiazd i wielkich ludzi.

Możemy teraz Panią oficjalnie nazywać naszą nadzieją na Igrzyska Olimpijskie w Londynie w 2012 roku?

- Chciałabym sprostać pokładanym we mnie nadziejom. Odbierając tę nagrodę, życzę sobie, by motywowała mnie do jeszcze większego wysiłku w przygotowaniach do igrzysk. Chciałabym, by okazały się one dla mnie szczęśliwe. Na razie przede mną kwalifikacje. Zgodnie z ustaleniami Polskiego Związku Lekkiej Atletyki, zawodnicy mogą zdobywać kwalifikacje dopiero w roku olimpijskim, a więc czekam. Mam jeszcze sporo czasu, by podszlifować umiejętności i być w jak najlepszej formie.

Niedługo skończy Pani 24 lata, a w sporcie osiągnęła już tak wiele. Ale to chyba dopiero początek kariery?

- Przyznaję, że mam na koncie wiele sukcesów. Te najważniejsze to zwycięstwo na Mistrzostwach Polski Seniorów, które zdobywałam trzy razy z rzędu. Ale brakuje mi wygranych na imprezach międzynarodowych. W przyszłości będę do tego dążyć.

Kilka miesięcy temu w Bydgoszczy ustanowiła Pani swój rekord życiowy.

- Udało mi się skoczyć 193 centymetry. Ten wynik pozwolił mi pojechać na mistrzostwa świata do Berlina, z czego też bardzo się cieszyłam. Nie ukrywam, że chciałabym jak najszybciej poprawić ten rekord i skoczyć jeszcze wyżej.

Złote Klucze rozdane. Najlepsi zostali wyłonieni.
Fot. Wojciech Wojtkielewicz

(fot. Fot. Wojciech Wojtkielewicz)

Szedłem na galę Złotych Kluczy w wielkim pokoju. Czytając wcześniej o nominacjach, wiedziałem, że nic mi nie grozi. Że nic się wokół mojej osoby nie będzie tego wieczoru działo. Nagle, ni stąd ni zowąd, pokazaliście ten film. Byłem w szoku. Nie wiedziałem, co będzie dalej - żartuje ojciec Edward Konkol.

To była ostatnia nagroda sobotniego wieczoru. Zaskakująca, bo do końca trzymaliśmy ją w głębokiej tajemnicy. Po rozdaniu Złotych Kluczy w teatrze wyświetlony został film o ojcu Edwardzie Konkolu. Duchownego w sandałach i błękitnej koszuli wyróżniliśmy jako Człowieka Dwudziestolecia. Bo ponad 20-letnia misja i działalność ojca w Białymstoku nierozerwalnie przeplatała się z historią "Kuriera Porannego". - Człowiek o niesamowitej charyzmie, przyjaciel. Oddany do końca. Można pukać do jego drzwi o każdej porze - mówią współpracownicy ojca.

- Nie ma drugiego takiego człowieka. Tak dobrego, oddanego innym - dodają ludzie, którym pomaga szef stowarzyszenia Droga.

Ojciec Edward Konkol ze Zgromadzenia Misyjnego Księży Werbistów pojawił się w Białymstoku pod koniec lat 80. Od razu całym sobą zaangażował się w pomoc narkomanom.

Przyciągał młodych ludzi jak magnes. Oni, poświęcając wolny czas, też chcieli pomagać zagubionym rówieśnikom. Liczba wolontariuszy gromadzących się przy księdzu rosła z dnia na dzień. Dziś jest ich kilkuset.

W 1991 roku powstało słynne stowarzyszenie Droga. Do dziś bierze pod opiekę rodziny zagubione, patologiczne, które często żyją na marginesie. Na wsparcie może też liczyć młodzież uciekająca w narkotyki, żyjąca na granicy prawa. Droga opiekuje się także mieszkańcami terenów po byłych PGR-ach. Po pomoc do ojca Edwarda nieustannie przychodzą ludzie samotni, ubodzy, zmiażdżeni przez życie.

- Ojciec zawsze nam powtarza, że my nie jesteśmy w pracy, tylko na misjach. Jesteśmy rękoma, którym kierunek on wskazuje - mówi Wojciech Matysek z Drogi. - Uczy nas, jak pomagać, jak nie uzależnić drugiego człowieka od pomocy, ale wskazać mu drogę, którą on potem będzie musiał pójść sam.

- Chciałbym, żeby mój wzrok zawsze był otwarty. Żeby w drugim człowieku widzieć kogoś więcej niż człowieka ubogiego. Żeby zauważać, że on jest też synem samego Boga. To pozwala odkryć w sobie kogoś pięknego, szlachetnego, godnego szacunku - zamyśla się ojciec Edward Konkol.
Tu obejrzysz trzy ostatnie gale Złotych Kluczy:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny