Kurier Poranny: Jak się Pan czuje jako właściciel Złotego Klucza?
Marek Waszkiel: - Bardzo się cieszę i muszę przyznać, że jestem trochę zaskoczony. Staram się działać trochę w cieniu. Wiem, że to trochę źle brzmi, bo faktycznie w cieniu nie jestem. Ale to właśnie dzięki mediom, które mnie tak życzliwie otaczają. Gdyby nie budowały pewnego wizerunku, to teatr mógłby cieszyć się wielkimi sukcesami, ale niewiele osób by o tym wiedziało. Złote Klucze to w Białymstoku bardzo ważne wyróżnienie. Znam długą listę dotychczasowych laureatów i to faktycznie wybitni ludzie. Znalezienie się w tym gronie sprawia wielką satysfakcję i przyjemność.
Kieruje Pan teatrem lalek, który w nie tylko z zeszłym roku odniósł szczególne sukcesy.
- Zasługi takich instytucji to zawsze praca wielu osób. Nie jest tak, że jedna osoba wszystko wie i potrafi. To taka paskudna funkcja szefów, którzy muszą kierować zespołem, albo przynajmniej nie przeszkadzać. Na pewno mam swoją cząstkę w tworzeniu tego teatru, ale sporo też czerpię z dokonań moich poprzedników. Ta nagroda jest dla mnie bardzo istotna także z tego powodu, że odbieram ją w dość szczególnej sytuacji osobistej - w momencie kiedy rezygnuję z funkcji dyrektora teatru.
To dobre podsumowanie tych siedmiu lat?
- Odchodzenie z taką świadomością, że coś rozkwitło, komuś coś się przydało, że moja praca komuś się podoba i się ją ceni - to zawsze ogromna przyjemność. Co ważne, nagrodziła mnie kapituła, w której zasiadały osoby z różnych środowisk. To jest szalenie cenne i nie ukrywam, że bardzo satysfakcjonujące.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?