Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodziej okradł pacjenta na okulistyce. Podał się za znajomego.

Adrian Kuźmiuk
Czytelnik stracił portfel, dokumenty i telefon, bo zostawił je w szpitalnej szafce
Czytelnik stracił portfel, dokumenty i telefon, bo zostawił je w szpitalnej szafce Fot. Internet
W Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym złodzieje podają się za rodzinę lub znajomych pacjentów. W rzeczywistości okradają ich szafki. Personel nie może nic zrobić, bo szpital jest ogólnodostępny.

- Szybciej spodziewałbym się złodzieja w sklepie, autobusie czy nawet w kościele - mówi Adolf Borowski. - Ale nie w szpitalu.

Nasz Czytelnik trafił do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku na zabieg usunięcia jaskry. Chciał pozbyć się jedynie choroby, a stracił przy okazji portfel z dokumentami i komórkę.

- Wszystkie ubrania oddałem do przechowalni - mówi pan Adolf. - Na salę zabrałem ze sobą portfel, bo pieniądze zawsze do czegoś się przydadzą i komórkę, żeby mieć kontakt ze światem.

Przetrząsną szpitalne szafki

Trafił do pięcioosobowej sali, na której leżało dwóch mężczyzn. Wkrótce zaprzyjaźnił się z nimi. Portfel i komórkę zamknął w szafeczce przy łóżku i poszedł na zabieg.

- Wracam z zabiegu, wiezie mnie pielęgniarka na wózku - wspomina pan Adolf. - A na moim łóżku siedzi jakiś młody mężczyzna, koło trzydziestki. Ja mam jedno oko zaklejone, na drugie bez okularów słabo widzę. I tego człowieka nie poznaję.
Pozostali pacjenci z sali byli przekonani, że młody mężczyzna jest znajomym pana Adolfa. Tak przynajmniej sprawiał wrażenie.

Sposób na rodzinę

- Pytam, o co chodzi, a on mówi, że rodzina do mnie przyjechała - wspomina nasz Czytelnik. - Ale jaka rodzina? A on, że zaraz ich przyprowadzi, bo czekają w samochodzie. I poszedł.

Pan Adolf położył się i czekał na rodzinę. Czuł się trochę skołowany po zabiegu i zastanawiał się, kto przyjechał go odwiedzić.

- W Białymstoku nie mam żadnej rodziny, a i nikomu nie chwaliłem się, że wybieram się na zabieg - mówi pan Adolf. - Sięgam do szafki, a tu nie ma portfela, pieniędzy, dokumentów, kart bankomatowych, dowodu i telefonu komórkowego.

Kradzież w szpitalu to normalka

Podczas jego nieobecności koledzy z sali poszli na papierosa. Gdy wrócili, mężczyzna siedział już na łóżku i od razu zapytał o naszego Rozmówcę. Zachowywał się naturalnie. Nikt nie spodziewał się, że jest doświadczonym złodziejem. Nikt go nie zatrzymał. Na miejscu pojawiła się policja. Przesłuchano wszystkich, ale złodziej przepadł.

- Pielęgniarki powiedziały, że kradzieże w szpitalu są powszechne i nie ma się czemu dziwić - mówi nasz Czytelnik. - Ale jak ja przychodzę raz na pięć lat do szpitala to skąd mam wiedzieć, że to normalne. Nikt mnie nie ostrzegł, że po szpitalu chodzą złodzieje. Inaczej poprosiłbym kolegów, żeby zaczekali na mnie w sali, aż wrócę z zabiegu.

Na takiego złodzieja nie ma sposobu

- Musiał to być wyrafinowany złodziej i na takiego nie ma lekarstwa - mówi Bogusław Poniatowski, dyrektor Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. - Taki może podać się za rodzinę lub przyjaciela i żaden monitoring tu nie pomoże. Szpital jest otwarty dla wszystkich.

Dodaje, że kiedyś odwiedziny były tylko w określonych porach i wtedy personel zwracał większą uwagę kto wchodzi i kogo odwiedza.

- Poproszę personel szpitala, aby informował pacjentów o możliwych kradzieżach, choć są to sytuacje sporadyczne - zapewnia Poniatowski. - Zawsze można złożyć swoje rzeczy do depozytu u oddziałowej pielęgniarki lub zaufanego pacjenta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny