Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zespół Szkół Społecznych STO przy ul. Fabrycznej przyjął niemieckich uczniów

Agata Sawczenko
Stoją od lewej: Karin Struuk (pomysłodawczyni wymiany), uczniowie Piotr Cichocki, Aleksandra Kurowska, Johanna Hehl, Linda Dapprich i Michalina Zadykowicz. Siedzą opiekunki: Ulrika Bruchhans-Huntten i Agata Ratkiewicz.
Stoją od lewej: Karin Struuk (pomysłodawczyni wymiany), uczniowie Piotr Cichocki, Aleksandra Kurowska, Johanna Hehl, Linda Dapprich i Michalina Zadykowicz. Siedzą opiekunki: Ulrika Bruchhans-Huntten i Agata Ratkiewicz. Andrzej Zgiet
Jedenaścioro młodych Polaków i tylu samo Niemców. Spędzają ze sobą cały tydzień. Po co? - Poznajemy się. I okazuje się, że mimo wielu stereotypów i zaszłości różni nas tylko ojczysty język - mówią.

Polak widziany oczami Niemca to złodziej, pijak i nierób. Niemiec według Polaka: nieumiejący się cieszyć z życia ponurak, ciągle w biegu, za wszelką cenę dbający o porządek.

- Przecież to stereotypy - mówi Karin Struuk, nauczycielka w małym niemieckim miasteczku Hachenburg.

Dziesięć lat temu postanowiła zrobić coś, by zmienić to wzajemne postrzeganie się. A zmiany najlepiej przecież przyjmują młodzi. Dlatego uznała, że najlepiej będzie poszukać szkoły w Polsce i doprowadzić do spotkania niemieckich i polskich uczniów. Niech na własne oczy i uszy przekonają się, że tak naprawdę niewiele się różnimy. Bo jeśli młodzi się polubią i będą szanować, nie będzie w przyszłości już wojen czy niesnasków między narodami.

Trafiło na białostocki Zespół Szkół Społecznych STO przy ul. Fabrycznej. Nauczycielka niemieckiego Beata Łodyga uznała, że takie odwiedziny to świetny pomysł. Obie nauczycielki zaczęły organizować pierwszą wizytę niemieckiej młodzieży w Białymstoku.
Po co nam do Polski?

Ze znalezieniem młodych białostoczan chętnych do ugoszczenia sąsiadów zza zachodniej granicy w swoich domach Beata Łodyga nie miała kłopotów. Gorzej było w Niemczech. Nauczycielka już na wstępie musiała pokonać wiele uprzedzeń.

- Polska? Jaka Polska? Zacofany, biedny kraj, bez możliwości jakiegokolwiek rozwoju. Moi uczniowie woleliby pojechać do Francji czy Hiszpanii. To dla nich była atrakcja, to ich interesowało, przyciągało, zadziwiało - wspomina Karin Struuk.

I przyznaje, że pierwsza wyprawa do Białegostoku była bardzo ważna w pracy nad obalaniem stereotypów.

- Moi uczniowie z Polski wrócili zachwyceni - podkreśla. - Opowiadali o pięknie krajobrazu, zabytkach, sympatycznych, gościnnych ludziach. Mówili to z takim aplauzem, że ze skompletowaniem następnych grup nie było już problemu.

Na początku uczniowie z Hachenburga i Białegostoku odwiedzali się dwa razy do roku. Najpierw Polacy jechali do Niemiec, potem przyjmowali Niemców u siebie.

- Po kilku latach stwierdziliśmy, że jedna wizyta w roku wystarczy - śmieje się Beata Łodyga, która mimo upływu lat nie traci zapału do organizowania corocznych wymian młodzieży.

Teraz też starała się ułożyć jak najatrakcyjniejszy plan wizyty niemieckiej młodzieży.
- No i okazało się, że nadal żyją w nas stereotypy i mnóstwo w nas bezsensownych zapiekłości. Bo gdy opowiadałam, że w planach mamy wycieczkę do Auschwitz, nawet wśród nas znaleźli się tacy, co skomentowali to słowami: Bardzo dobrze, pokażemy im, co zrobili. Przecież minęło już tyle lat, a cały czas pokutuje w nas ta przeszłość - mówi Beata Łodyga. - Oczywiście, nie chcemy zapominać naszej historii. Ale jednocześnie czas już, by budować przyszłość, na bazie młodzieży, dobrych stosunków, przełamywać wszystkie stereotypy - dodaje.

Aż dech zapiera

W tym roku przyjechało 11 uczniów z dwiema opiekunkami-nauczycielkami. Polska młodzież powitała ich na lotnisku w Katowicach.

- Jeszcze tego samego dnia pojechaliśmy do Auschwitz, zwiedzaliśmy wspólnie obóz. Następnie udaliśmy się do Wieliczki - opowiada o wrażeniach z pobytu Ulrika Huntten, opiekunka niemieckich uczniów.

To właśnie Wieliczka zrobiła wielkie wrażenie na młodych Niemcach.
- Aż dech mi zaparło, gdy weszliśmy do solnej kaplicy św. Kingi - mówi Linda Dapprich, uczennica. - A gdy jeszcze dowiedziałam się, że tam można wziąć ślub...

Potem grupa młodzieży pojechała do Krakowa, gdzie na zwiedzanie mieli cały dzień. Wracali przez Warszawę. Tam oprócz Starego Miasta, które Niemcy uznali za o wiele bardziej klimatyczne niż te krakowskie, odwiedzili jeszcze Centrum Kopernika. Młodzi ludzie przyznają, że te kilka dni i nocy spędzonych wspólnie na neutralnym gruncie pozwoliło im się dobrze poznać, a nawet zaprzyjaźnić.

- Czujemy się teraz jak jedna wielka zgrana grupa. Bardzo się do tego przyczyniły późnonocne polsko-niemieckie rozmowy. Rozmawialiśmy o muzyce, kulturze. Z Niemiec przyjechały też dziewczyny, których jedno z rodziców jest polskiego pochodzenia. Tematów było więc mnóstwo - uśmiecha się Piotr Cichocki, licealista, którzy w wymianie uczestniczy już po raz czwarty. - A i tak wszystkim nam najbardziej chyba podobał się spontaniczny dancing w hotelu, który sobie urządziliśmy o trzeciej nad ranem.

Białystok to gościnne miasto

Potem już był Białystok, nocleg w rodzinnych domach białostockich uczniów, a następnego dnia spływ kajakowy Krutynią. Zabawa była na całego. Młodzieży nie zniechęciły nawet atakujące ich łabędzie.

- Mijaliśmy mnóstwo łabędzich gniazd. A właśnie wykluły im się młode. Łabędzie były więc bardzo agresywne - wspomina Michalina Zadykowicz.

Niemieckie dziewczęta ze spływu zapamiętają jednak przede wszystkim ratownika Mateusza - absolwenta liceum przy ul. Fabrycznej, który nadal bardzo chętnie angażuje się w akcje organizowane przez jego dawną szkołę.

- Nazwałyśmy go sunny boy, czyli słoneczny chłopak - uśmiecha się Linda.
Potem był dzień rodzinny, a już w poniedziałek młodzi Niemcy odwiedzili polską szkołę. I tu czekały ich niespodzianki, bo nie uczestniczyli w tradycyjnych lekcjach, prowadzonych przez nauczycieli. W ich rolę postanowili wcielić się polscy uczniowie. Wspólnie robili eksperymenty na chemii i fizyce, uczyli się sztuki i rozwiązywali zadania z matematyki. Niespodzianką był też szkolny piknik, przygotowany przez uczniowskie koło teatralne.

- Następnie niemieccy koledzy poznawali miasto, centrum Białegostoku. Ale nie na zasadzie zwiedzania. Nasza młodzież przygotowała grę terenową - opowiada Beata Łodyga. - A niemiecka musiała znaleźć jakiś obiekt, dowiedzieć się, dlaczego tak się nazywa albo w którym roku powstał.

- Przechodnie chcieli nam pomagać, tłumaczyć. Miałam wrażenie, że wszyscy białostoczanie są otwarci, gościnni i serdeczni - mówi Johanna Hehl.
Byli zupełnie inni, niż przestrzegali ją przed wyjazdem niektórzy Niemcy.

- Mówili: Jedziesz do Polski? Uważaj na portfel, telefon komórkowy i plecak. Polacy kradną - przyznaje Johanna. Jest w Polsce pierwszy raz i zapewnia, że bardzo jej się tu podoba. - Poznałam nowych przyjaciół. Teraz na pewno będę z nimi utrzymywała kontakt przez fecebook oraz internet.

Lekcja niemieckiego

Okazało się, że z Polakami można się zaprzyjaźnić. Jesteśmy bardzo podobni, choć oczywiście czasem różnice potrafią wręcz zaskoczyć.

- W Polsce jest tyle kościołów. I wszyscy są bardzo religijni. W niedzielę większość goszczących nas rodzin poszła do cerkwi albo kościoła - mówi Johanna.
Polskich uczniów za to zaskoczyło podejście Niemców do nauki.

- My się uczymy, bo chcemy - mówi Michalina Zadykowicz. - A w Niemczech na hasło szkoła tylko słychać: ojej!

- U nas praca domowa to podstawa - dodaje Piotr Cichocki. - A tam nikt jej nie odrabia.
Michalina z wizyty w Niemczech wspomina też jedzenie:

- Chleb tostowy nawet do kanapek na zimno. Wszystkie napoje gazowane.
Polscy uczniowie przyznają, że takie międzynarodowe spotkania to oczywiście świetna okazja do poznania innej kultury.

- Ale z drugiej strony to też szansa, by rozwijać swoje umiejętności językowe. Co innego pisać, a co innego rozmawiać z kimś, kto posługuje się niemieckim na co dzień - mówi Aleksandra Kurowska. - Miałam trochę obaw, że się nie dogadam, bo przecież jestem dopiero w pierwszej klasie. Ale uczę się niemieckiego od trzeciej klasy podstawówki.
Ola również nie miała problemów z zaprzyjaźnieniem się z Niemcami.

- Okazali się identyczni jak my. Nie ma między nami żadnych różnic - oprócz języka.
Różnice - ale drobne - znalazły za to jej niemieckie koleżanki.

- Białystok to zupełnie inne miasto niż nasz Hachenburg. Jest dużo większy, dużo tu się dzieje, ludzie spotykają się na rynku, w parku. To bardzo fajne - mówi Johanna.
Ale z drugiej strony przeszkadzał jej ten wielki ruch, hałas, światła, sygnalizacja.
- Trzeba ciągle uważać - śmieje się.

- Za to białostoczanie są dużo bardziej od Niemców wyluzowani. Tutaj życie nie jest tak bardzo stresujące - dodaje Linda. - W Niemczech dominuje pogoń, tempo, stres.
- Ale za to okazało się, że powściągliwe według stereotypów Niemki śmieją się o wiele głośniej niż my - mówi Piotr Cichocki.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny