Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żeby ratować rodzinę w getcie, wyszła za mąż za żydowskiego policjanta

Adam Dobroński [email protected]
Od lewej: Ala Zabłudowska, Mira Becker po przyjeździe do USA, pani Mira obecnie w mieszkaniu w Los Angeles
Od lewej: Ala Zabłudowska, Mira Becker po przyjeździe do USA, pani Mira obecnie w mieszkaniu w Los Angeles
Ala Zabłudowska była nadzwyczajną dziewczyną. Absolutnie piękną, mądrą. Kochała Leona Rabinowicza. Ale żeby ratować rodzinę w getcie, wyszła za mąż za żydowskiego policjanta - opowiada Mira Becker.

W domu Miry Becker na przedmieściach Los Angeles wisi mały portrecik uśmiechającej się dziewczyny. To białostoczanka Ala Zabłudowska. Wysłuchałem żarliwej opowieści o niej, a potem pani Mira powróciła w rozmowie telefonicznej do losów swej umiłowanej koleżanki. Oto ten zapis w wersji nieco uproszczonej.

Ala była nadzwyczajną dziewczyną, absolutnie piękną, mądrą, zadziwiająco skromną. Jak szliśmy w weekend Lipową, po białostockim deptaku, to Ala pytała: Zobacz Mira, czy mi się pończoszka nie przekręciła? Tak patrzą na mnie, coś się musiało stać. A ja na to jej: Patrzą, boć cudna, bo cię podziwiają. No i stało się, moja koleżanka zakochała się, taką pierwszą miłością, jak burza. I nic byłoby w tym dziwnego, ale ona zakochała się w tak brzydkim chłopaku, że mi brakuje słów. Okropnie brzydkim, pewnie najbrzydszym w całym Białymstoku z najbrzydszym nosem. Ja się nie boję powiedzieć, że podobnym do małpy.

Nazywał się Leon Rabinowicz, na 95 procent był ze Słonimia, ale może i nie. Leon mógł straszyć małe dzieci, za to cudnie grał na fortepianie i tak ładnie mówił. Odmieniał się jak mówił. Ala zrobiła się zazdrosna o ten fortepian, bo jak grał, to z nią nie rozmawiał i na nią nie patrzył. I do tego był nadzwyczajnie inteligentny, z porządnej rodziny, miał brata, dwie siostry.

Czy pan wie, że Żydzi białostoccy cenili naukę, dbali o kształcenie dzieci, choć nie było to łatwe. Ala chodziła do prześwietnego gimnazjum Druskina, do mojego gimnazjum, o tym już mówiłam. Jej brat był w gimnazjum hebrajskim, sławnym, podziwianym. Pan wie, że i premier Izraela Icchak Szamir skończył to gimnazjum? A ojciec Ali był profesorem w szkole żydowskiej.
Ala była tak posłuszna rodzicom, że jak mama dentystka - znana w Białymstoku - kazała jechać na studia stomatologiczne do Nicei, to pojechała. Za nią pojechał i Leon, nie chciał jej zgubić. O takich miłościach można czytać tylko w książkach. Wybuchła wojna i Ala rzuciła studia, przyjechała do Białegostoku, by być z rodzicami. Jej matka jak zobaczyła córkę, to prawie zwariowała, krzyczała na nią za ten powrót, bo tu wojna, Hitler blisko.

I stało się, Zabłudowscy trafili do getta, mieszkali w jednym pokoiku blisko nas. Ojciec Ali nie był zaradny, nie znajdował pracy, matka też nie. Głodowali, było nam ich bardzo żal. I wtedy Ala zrobiła coś, co zdziwiło mnie. Wyszła za mąż za żydowskiego policjanta z getta. Na pewno nie grał na fortepianie i nie miał szkół. Miał za to dużo żywności. Poświęciła się dla taty, mamy, siostry. Powiem mocniej - sprzedała się, zdradziła Leona, który został we Francji. I stało się jeszcze gorzej, bo zaszła w ciążę. Nie wiem jak to było, ale nie urodziła dziecka. Już nie wyglądała tak ładnie.

Pan wie, że ja wyskoczyłam z pociągu, który wiózł nas w sierpniu 1943 roku do Treblinki. Potem ukrywałam się w Białymstoku i w Janowiczach, po wojnie wujek pomógł, znalazłam się w Paryżu. Tam dowiedziałam się, co było z moją Alą. Niemcy policjantów żydowskich zatrzymali dłużej w pustym getcie. Potem Ala trafiła do Brzezinki, mówi się w skrócie - do Oświęcimia. Dożyła do wyzwolenia obozu. Jak to zrobiła - nie wiem. Musiała być silna. Pan nie uwierzy, ale straszny kryzys dopadł ją na wolności. Ktoś słyszał, jak powiedziała, że już nie ma nikogo bliskiego po tej stronie drutów. I nie chciała jeść, zamknęła się, świadomie umierała. Zmarła.

Trochę skrócę, bo długo by opowiadać, jak znalazłam kontakt z Leonem Rabinowiczem.

Spotkaliśmy się najpierw w Paryżu. Powiedział, że nigdy nie wybaczy Ali, że poszła za innego. Nic nie rozumiał, nie był wtedy w Białymstoku, nie wiedział co to getto. Spotkaliśmy się kilka razy, pomagał mi pisać listy po angielsku, znał perfekt kilka języków. Nie wiem, czy jeszcze grał na fortepianie. Może nie miał dla kogo.

Ja wyjechałam do Ameryki, straciłam ochotę na rozmowy z Leonem. Byłam niesprawiedliwa, tkwił w mnie dramat Ali. Jej zmarnowane życie. Nie udało się nam - mnie i Leonowi - spotkanie we Rzymie, po prostu przez moją głupią pomyłkę. Wiem, że jak miał 50 lat, a może i więcej, to się ożenił, z dentystką. Nie mieli dzieci, on zmarł. Mam po nim piękne listy, pisane po polsku. Czy można się domyśleć, co przeżywał w bezsenne noce? Czy przebaczył koniec końców Ali. Nie wiem.

Co jeszcze mogę panu powiedzieć? Ala z fotografii uśmiecha się do mnie. Jak wchodzę do kuchni, to ją widzę. Dobrze nam tak ze sobą. A jak sobie o kochanej Ali pomyślę, to jestem i w Białymstoku, choć to tak daleko z Kalifornii.

Czytaj e-wydanie »
od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny