"Zbliżenia" miały opowiadać o toksycznej relacji matki z córką (nota bene 37-letnią panną). Jakimś cudem wychodzi ona za mąż, ba, trafia jej się mąż, który podbija serce teściowej. Jest tylko jedno ale - wieczna córeczka mamusi nie umie przeciąć pępowiny, ma bardzo silnie wkodowane poczucie winy. Jednak ani uznany pisarz, ani nie będąca przecież debiutantką reżyserka, nie potrafią widzom w żaden sposób wyjaśnić dlaczego owa pępowina trzyma jak najmocniejszy powróz. Sceny i dialogi rodem z telenoweli, genialna Ewa Wiśniewska bardziej parodiująca niż grająca zaborczą matkę, drętwa jak zawsze Orleańska i wrzucony w debilną opowieść Simlat męczą siebie i kinomanów.
Czyż reżyserka nie pamiętała, że widzowie widzieli i genialną "Pianistkę", straszliwą "Carrie" a nawet promującego sztukę ponad życie osobiste "Czarnego łabędzia". W "Zbiżeniach" profetyczną rolę mają pełnić wyrzucone na brzeg Bałtyku ryby, a pecha przypieczętować długaśny sznur pereł zwisających z szyi Wiśniewskiej. Do tego znany ze stu innych filmów motyw kupowania dzieł dzieci-artystów przez własnych rodziców. Natrętnie wkomponowane retrospekcje niewiele wnoszą do zrozumienia motywów postaci, także pozostawienia głównej bohaterki przez ojca. To, że mógł mieć dość takiej mamusi, to zrozumiałe, ale też stygmatyzujące role w domowym ognisku rozpisane przez scenarzystów. Prawdę mówiąc, dobrze zaplanowany harlequin ma więcej pasji niż ta pseudo psychologiczna opowieść z tragicznym finałem.
I nie pomogą napisy na lustrze nasmarowane najbardziej nawet trwałą szminką. Po "Zbliżeniach" ma się ochotę na jakiś czas odsunąć od polskich filmów, mimo kilku wspaniałych premier z ostatnich miesięcy.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?